Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że inflacja w Polsce wciąż pozostaje jednocyfrowa. To oczywiście dobra wiadomość. Zwłaszcza, że w lutym powinniśmy złapać chwilę oddechu dzięki rządowej tarczy antyinflacyjnej. Przede wszystkim jednak inflacja w styczniu wynosząca 9,2 proc. po raz pierwszy od dawna była nieco niższa od prognoz.
Inflacja w styczniu to pierwsza od dłuższego czasu dobra wiadomość w kwestii drożyzny szalejącej w Polsce od miesięcy
Po raz pierwszy od czerwca zeszłego roku prognozy inflacyjne nie sprawdziły się. Zgodnie z danymi opublikowanymi przez GUS, inflacja w styczniu wyniosła 9,2 proc. Konsensus prognoz sugerował wzrost do poziomu 9,3 proc. Różnica nie jest może duża, to wciąż o 0,6 proc. więcej, niż w grudniu, jednak daje nadzieję na chwilę oddechu.
Inflacją w dalszym ciągu napędzają dokładnie te same czynniki, co do tej pory. W ujęciu rok do roku ceny paliwa dla prywatnych środków transportu wzrosły o 23,8 proc, dla całego transportu to wzrost o 17,5 proc. Nośniki energii podrożały o 18,2 proc. a ceny mieszkań wzrosły o 12 proc. Znowu zdrożała żywność, o 9,4 proc.
Warto przy tym odnotować, że nieco inaczej wygląda sprawa, gdy przyjrzymy się różnicą w cenach w ujęciu miesiąc do miesiąca. Ceny żywności wzrosły jedynie o 2,6 proc, nośników energii o 8 proc. a mieszkań o 4,4 proc. Koszty transportu spadły jednak o 2,7 proc. W przypadku paliw do prywatnych środków transportu odnotować można spadek cen o 4,4 proc.
Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego przewidują, że inflacja w lutym będzie niższa o 2 punkty procentowe. Wtedy dopiero powinniśmy realnie odczuć skutki rządowych tarcz antyinflacyjnych. W tym także obniżenia zerowego VAT na niektóre produkty spożywcze. Tym samym inflacja w styczniu stanowi dość dobry sygnał przed następnym miesiącem.
Nawet jeśli w przyszłym roku inflacja się unormuje, to nie ma już powrotu do niskich cen w sklepach
Niestety, PIE równocześnie przewiduje, że do inflacja w okolicach 9 proc. wróci w maju. Spowolnienie tempa wzrostu cen będzie więc raczej krótkotrwałe. Powrotu do w miarę rozsądnej inflacji z okresu sprzed epidemii covid-19 możemy się spodziewać dopiero w przyszłym roku.
Istnieje szereg czynników, które mogą sprzyjać utrzymaniu się wysokiej inflacji. Przykładem może być w tym przypadku wciąż możliwa eskalacja konfliktu na Ukrainie. Rosyjska inwazja z pewnością wpłynęłaby na cenę surowców energetycznych na europejskich giełdach towarowych, co miałoby przełożenie także na ceny w Polsce.
Co więcej, należy pamiętać, że rządowe tarcze antyinflacyjne mają charakter tymczasowy. Obniżki VAT na żywność i paliwo mają potrwać do 31 lipca tego roku. Obniżone stawki akcyzy na energię obowiązują do końca maja. Być może rządzący zdecydują się na ich przedłużenie. Chyba wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że sztuczne spowalnianie wzrostu cen nie może trwać w nieskończoność. Kiedy obniżki się skończą, ceny automatycznie wzrosną. Tym samym za cenę łagodzenia skutków inflacji walka z nią znacząco się wydłuży.
Jakby tego było mało, zatrzymanie inflacji nie oznacza wcale, że ceny w sklepach wrócą do stanu sprzed obecnego kryzysu. Żeby tak się stało musielibyśmy mieć do czynienia z wysoką i utrzymującą się miesiącami deflacją. To, delikatnie rzecz ujmując, mało prawdopodobne. Warto o tym pamiętać za każdym razem, kiedy jakiś polityk albo ekonomista wygłasza tezy o pozytywnym wpływie niewysokiej inflacji na gospodarkę. Dla konsumenta to zawsze drożejące towary w sklepach i wyższe raty kredytów.