Turcja, pomimo ukraińskiej prośby, nie zdecydowała się na zamknięcie Bosforu i Dardaneli dla rosyjskich okrętów. Wszystko przez podpisaną w 1936 r. konwencję z Montreux, która reguluje kwestię dostępu do Morza Czarnego. Szczególna pozycja Turcji zależy od jej przestrzegania. Przy czym akurat Ankara wspiera Ukrainę i nawołuje do bardziej stanowczej reakcji NATO.
Turcja aktywnie wspiera Ukrainę, jednak nie odetnie Rosjan od Morza Czarnego
Ukraina w związku z rosyjską inwazją poprosiła Turcję, by ta zamknęła cieśniny łączące Morze Śródziemne z Morzem Czarnym dla rosyjskich okrętów wojennych. Takie posunięcie uniemożliwiłoby najeźdźcy ściągnięcie na ten akwen dodatkowych jednostek, które można by wykorzystać do ataku na ukraińskie porty. Turcja jednak odmówiła.
Nie chodzi wcale o to, że Ankara wspiera reżim Władimira Putina. Wręcz przeciwnie: prezydent Recep Tayyip Erdogan wyraźnie powiedział swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi, że Turcja nie uznaje działań wymierzonych w integralność terytorialną Ukrainy. I to jeszcze na etapie uznawania niepodległości separatystycznych pseudorepublik. Teraz zaś wprost uznał rosyjską agresję za sprzeczną z prawem międzynarodowym. Co więcej, prezydent Turcji w piątek 25 lutego skrytykował dotychczasowe działania sojuszników z NATO.
Nie powinno się to zamienić w zwykły krzyk potępienia. NATO powinno było podjąć bardziej zdecydowane kroki
Dlaczego więc zamknięcie Bosforu i Dardaneli przed rosyjskimi okrętami wojennymi nie wchodzi w grę? Turecki minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu podał bardzo konkretną odpowiedź. Chodzi o przepisy wiążącej Ankarę konwencji z Monreux. Akt ten reguluje kwestię dostępu do Morza Czarnego. Wynika z niej szczególna pozycja Turcji jako tego państwa, które kontroluje strategiczne cieśniny. Do tej pory, jak stwierdził Cavusoglu, Turcja bez wahania podporządkowywała się zapisom konwencji.
Najważniejszym zapisem konwencji, na który powołuje się Turcja, jest ten zakładający prawo okrętów państwa toczącego wojnę do powrotu do baz macierzystych. Warto zauważyć, że dodatkowe rosyjskie okręty potencjalnie zaangażowane w najazd na Ukrainę to jednostki obecnie korzystające z baz w Syrii.
Zamknięcie Bosforu i Dardaneli przez Turcję jest utrudnione także przez archaiczne rozumienie wojny w prawie międzynarodowym
Teoretycznie zamknięcie Bosforu i Dardaneli przez Turcję pozostaje możliwe. Pojawia się jednak poważny problem natury praktycznej. Tureccy prawnicy nie wiedzą, czy inwazję na Ukrainę można zakwalifikować jako „wojnę”. Jak to w ogóle możliwe, skoro wszyscy doskonale widzimy, że walki się toczą wojna Ukrainy z Rosją z każdą godziną przynosi nowe ofiary?
Wszystko przez archaiczną naturę prawa międzynarodowego. Minęły już czasy, gdy formalnie wypowiadano innym państwom wojny. Rosja swoją agresję przedstawia jako „operację pokojową”. Nie ona zresztą pierwsza, wszystkie wojny napastnicze ostatnich dekad były toczone w tej właśnie formule.
Problem można rozwiązać bardzo szybko. Wystarczy, że Turcja uzna rosyjską agresję za wojnę. Nawet jednak wówczas pozostaje kwestia wspomnianego prawa powrotu do baz. Co więcej, w interesie Ankary nie leży kwestionowanie systemu wypracowanego w konwencji z Monreux. Jej przepisy regulują dostęp do Morza Czarnego wszystkich państw, które są nad nim położone. Jednak tylko dwa mają jakkolwiek liczące się marynarki wojenne: Turcja i Rosja.
Tym samym konwencja z Monreux czyni ten akwen swoistym turecko-rosyjskim kondominium. System działa tak naprawdę dopóki Turcja i Rosja się w tej sprawie między sobą dogadują. Biorąc pod uwagę, że Moskwa jest krajem gotowym złamać każdy traktat czy porozumienie, kiedy tylko jej to odpowiada, zamknięcie Bosforu i Dardaneli byłoby dla Ankary posunięciem bardzo niekorzystnym.
Nie oznacza to jednak, że powinniśmy mieć do Turcji takie same pretensje, jak do Niemiec, Węgier, Włoch i Cypru. Ankara wcale nie blokuje wsparcia zachodu dla Ukrainy. Wręcz przeciwnie: sama nie tylko krytykuje udawane sankcje na Rosję nałożone przez swoich sojuszników, ale też miało pewien wkład w dozbrojenie Kijowa przed konfliktem. Mowa o tureckich dronach Bayraktar TB2. Przy czym Ankara mimo wszystko stara się utrzymywać poprawne relacje zarówno z Ukrainą, jak i z Rosją.