To zrozumiałe, że polski internet od dwóch tygodni jest wręcz zalany zdjęciami związanymi z wojną w Ukrainie. Dzielimy się tym, co budzi emocje, to normalne. Ale zapominamy, że publikowane przez nas treści oglądają nie tylko nasi znajomi, ale też na przykład rosyjskie służby. Oto czego nie publikować w czasie wojny, żeby nie zaszkodzić dobrej sprawie.
Czego nie publikować w czasie wojny?
Czas wojny w Ukrainie, i związanego z nią kryzysu migracyjnego w Polsce, powinien nas skłonić do spojrzenia szerzej na naszą aktywność w sieci. To nie są żarty – nasz rodzimy internet jest w tej chwili, jak nigdy, pod stałą obserwacją Rosjan. Tamtejsi hakerzy nie tylko atakują nasze strony, tropią też dla kremlowskich służb pojawiające się w nim informacje. A ich podstawowym źródłem są media społecznościowe, gdzie trafiają materiały zwykłych ludzi, nieprzefiltrowane, często umieszczane bez świadomości związanych z tym zagrożeń.
Po pierwsze: wojsko
Najpoważniejszym błędem, jaki można popełnić, jest fotografowanie/filmowanie jeżdżącego przez Polskę sprzętu wojskowego. Każdy taki materiał to prawdziwe złoto dla rosyjskich służb. Nawet jeśli naszym zdaniem na filmie niewiele widać, to mogę was zapewnić, że eksperci od penetrowania cyberprzestrzeni ze wschodu ze wszystkiego są w stanie wyciągnąć informacje. Nie tylko rodzaj i stan przewożonego sprzętu, ale też miejsce zrobienia zdjęcia, czas, godzinę czy kierunek poruszania się.
Pokazujemy w ten sposób strategię. Pokazujemy lokalizację sprzętu czy takiej kolumny. I w ten sposób jest ona łatwa do zlokalizowania i do zniszczenia. Czyli pomoc, która ma zostać przekazana Ukrainie, może nawet nie dotrzeć do celu.
…mówi Klaudia Maciejewska z Currenda Lab. Z tego samego powodu nie powinniśmy robić zdjęć żołnierzom, na przykład stacjonującym w okolicach granicy, powinniśmy też zrezygnować z bardzo kuszącego przecież filmowania przelatujących nam nad głowami wojskowych samolotów. Warto przyjąć generalną zasadę: dla militariów obiektyw naszego aparatu po prostu nie działa. A jeśli już zrobimy takie zdjęcie, to zachowajmy je dla siebie i nie publikujmy go na żadnym portalu społecznościowym.
Po drugie: uchodźcy
Trudno się dziwić, że zdjęcia uciekających przed wojną trafiają na niezliczone ilości polskich profili w mediach społecznościowych. Cierpimy wspólnie z Ukraińcami, chcemy pokazać okrucieństwo Rosjan, podzielić się rozpaczą i współczuciem. Problem w tym, że nasze zdjęcia również przydają się rosyjskim służbom.
To świadczy o tym gdzie te osoby się znajdują. Jest wskazanie daty, godziny, miejsca pobytu. Ta osoba przez to znowu może stawać się śledzona i inwigilowana. Zdecydowanie nie jest to dla niej korzystne.
…wyjaśnia Klaudia Maciejewska. Niestety wielu Polaków, którzy z potrzeby serca przyjęli do siebie uchodźców z Ukrainy, nadmiernie chwali się tym w mediach społecznościowych. Tymczasem takie bieżące relacjonowanie życia w Polsce tych umęczonych ludzi jest nie tylko dla nich niekomfortowe, ale też naraża ich na opisane wyżej zagrożenia. Pamiętajmy, że mężowie czy partnerzy wielu chroniących się u nas kobiet walczą z Rosjanami na froncie. Zdjęcia ich ukochanych, w rękach służb przeciwnika, mogą posłużyć do niecnych celów. Nie dawajmy im psychologicznego oręża do ręki.
Po trzecie: emocje
Ten punkt dodaję od siebie. Szalenie potrzebna jest obecnie wstrzemięźliwość. Wszyscy zastanawiamy się jak rozwinie się wojna w Ukrainie i rozważamy najgorsze scenariusze. Jednak to, że przeżywamy w danym momencie trudną chwilę zwątpienia, nie powinno wymagać od nas dzielenia się kipiącymi w nas emocjami w sieci. Niestety sam widzę to często obserwując konta chociażby moich kolegów dziennikarzy. Zdarza im się naprawdę „popłynąć”, wchodząc w amatorskie pseudoanalizy działań wojennych albo wieszcząc rychły koniec świata. Nie ma tymczasem żadnej potrzeby dodatkowo eskalować emocje.
To, co w mediach społecznościowych jest za to potrzebne, to wyrazy wsparcia dla Ukraińców. Ale też różnego rodzaju formy samoorganizowania się w pomocy uchodźcom. Jeśli już podajemy informacje związane z wojną, to ze sprawdzonych źródeł: uznanych polskich i zagranicznych mediów, rządowych stron – ukraińskich i polskich (oby na tych drugich nie zaczęto kombinować z manipulacją faktów, bo politycy już zaczęli przypisywać sobie zasługi wolontariuszy). Wojna fizycznie toczy się na terytorium Ukrainy, ale w przestrzeni cyfrowej toczy się na o wiele większym terenie. A Polska jest tu jednym z głównych pól bitwy.