Piekło zamarzło, rząd postanowił naprawić Polski Ład. Do tego likwiduje obostrzenia pandemiczne i zaczął przyznawać, że w polityce zagranicznej nie ma alternatywy dla współpracy z Zachodem. Wziął się także za zwiększenie bezpieczeństwa naszego kraju. Tylko czy aby przypadkiem wszystkie te dzisiejsze problemy państwa polskiego to nie PiS sprowadził nam na głowy?
Trzeba być dużym optymistą by sądzić, że wojna w Ukrainie czegoś nauczyła rządzących
Trzeba było rosyjskiej napaści na Ukrainę, by rządzący wreszcie zaczęli robić coś pożytecznego i zaczęli naprawiać własne błędy. Polskie władze stoją w szeregu państw, które najgłośniej starają się wesprzeć naszego sąsiada w walce z kremlowskim najeźdźcą. Skończyło się w końcu pomachiwanie szabelką na Amerykanów i wzdychanie za Donaldem Trumpem. Nawet pomstowania na Unię Europejską i wietrzenie brukselsko-berlińskich spisków jest jakby nieco mniej.
W polityce wewnętrznej też coś się zmieniło. Premier ogłosił, że naprawi Polski Ład. Nie tylko obniży pierwszą stawkę podatku PIT z 17 do 12 proc., ale także zlikwiduje przesadnie skomplikowaną ulgę dla klasy średniej. Minister zdrowia zakomunikował z kolei rezygnację z obostrzeń pandemicznych od 28 marca. W tym momencie nie wydaje się, by był jeszcze większy sens ich utrzymywania, biorąc pod uwagę to, jak bardzo martwe są te przepisy.
Czyżby więc rząd wreszcie wziął się za te wszystkie palące problemy państwa polskiego, zamiast marnowania czasu i publicznych pieniędzy? I tak, i nie. Są sygnały świadczące o tym, że Prawo i Sprawiedliwość wcale się nie zmieniło. Świadczy o tym między innymi błyskawiczna próba ponownego przepchnięcia przez prace legislacyjne ustawy Lex Czarnek, zawetowanej przez prezydenta. Także propozycja zmiany konstytucji w celu konfiskaty majątków rosyjskich oligarchów wydaje się ruchem w najlepszym wypadku pozornym.
Przede wszystkim jednak trzeba jasno powiedzieć, że większość dzisiejszych problemów PiS stworzył sobie sam. I nam wszystkim przy okazji. Dotyczy to spraw absolutnie kluczowych, takich jak bezpieczeństwo państwa, gospodarka i zdrowie publiczne.
Problemy państwa polskiego w dużej mierze wynikają z samobójczej polityki zagranicznej rządu PiS
Na początek warto się bowiem zastanowić, czy problemy państwa polskiego wynikające z napaści na Ukrainę nie były aby do uniknięcia? Klucz do odpowiedzi na to pytanie stanowi kryzys migracyjny, ten wywołany przez Białoruś przy współpracy z Rosją. Aleksander Łukaszenko w odwecie za wsparcie udzielane białoruskiej opozycji postanowił przecisnąć na polskie terytorium tysiące migrantów z Bliskiego Wschodu.
Pamiętamy wszyscy narrację rządzących o „wojnie hybrydowej”. Ja się z nią do pewnego stopnia zgadzam, to z całą pewnością była forma agresji ze strony innego państwa wymierzona w Polskę i kraje bałtyckie. Rządzący mogli uruchomić z tego powodu artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Nie zrobił tego, uznając że sami sobie poradzą. Wprowadzili stan wyjątkowy, tylko po to, by dziennikarze nie mogli relacjonować działań polskich służb w sposób nieprzychylny władzy. Dzięki czemu to, co działo się na granicy, relacjonowały media białoruskie.
Teraz wyobraźmy sobie co by było, gdyby kryzys migracyjny w Polsce został potraktowany przez NATO poważnie. Dodatkowe wzmocnienie wojsk sojuszniczych mogło nastąpić nie teraz, lecz już w zeszłym roku. Biorąc pod uwagę, że jedyny język jaki rozumieją na Kremlu to język siły – to mogłoby rzeczywiście zniechęcić Putina do przeprowadzenia inwazji na Ukrainę.
Tymczasem Polska wcale nie uniknęła fali uchodźców. Przy dwóch milionach obywateli Ukrainy szukających schronienia przed rosyjskimi zbrodniami wojennymi, te tysiące mieszkańców Bliskiego Wschodu szukających drogi do Berlina wydaje się naprawdę niewielkim problemem dla naszego kraju. Za to rozpoczęto budowę płotu na dziki – bo to jedyne zastosowanie planowanej zapory granicznej, jakie pozostało aktualne kiedy rosyjskie czołgi wjechały do Ukrainy.
Jak można było zniszczyć pozycję Polski w UE dla czegoś tak bezużytecznego?
Podkopywanie bezpieczeństwa naszego kraju przez głupie decyzje naszych rządzących to jednak nie tylko kryzys migracyjny. Zaczęło się od rządów Antoniego Macierewicza w Ministerstwie Obrony Narodowej. Anulowanie przetargów na francuskie śmigłowce Caracal może i można by było obronić jakimiś względami merytorycznymi – gdybyśmy faktycznie jakieś śmigłowce później kupili. Tak się jednak nie stało. Zmiany personalne przeprowadzane przez tego ministra zakrawają wręcz na sabotaż. Jego ówczesny protegowany Bartłomiej Misiewicz stał się symbolem degrengolady toczącej cywilny nadzór nad armią.
Sabotaż i degrengolada to słowa, które świetnie opisują także politykę zagraniczną uprawianą w tracie rządów PiS. Warto przy tym podkreślić, że jej skuteczność bezpośrednio przekłada się na bezpieczeństwo państwa. Doszło do skłócenia naszego kraju z instytucjami unijnymi. Poszło przy tym o coś tak absurdalnie wręcz bezużytecznego, jak „reforma” wymiaru sprawiedliwości.
By odblokować unijne fundusze na Krajowy Plan Odbudowy, ogromne pieniądze, wystarczy wykazać minimum dobrej woli – zlikwidować Izbę Dyscyplinarną. Od miesięcy nie udało się tego zrealizować, choć z ekspresowego przepychania ustaw przez parlament ten rząd słynie. Tymczasem reforma stworzona przez polityków Solidarnej Polski nie przyniosła niczego pożytecznego dla obywateli. Rozprawy sądowe wcale nie są szybsze, wyroki nie są bardziej sprawiedliwe – za to łatwiej je podważyć, przez wątpliwości co do statusu sędziów wybranych przez nową Krajową Radę Sądownictwa.
Minister Sprawiedliwości, przy aktywnej współpracy tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego, posunął się wręcz do kwestionowania zapisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Dzięki tego typu zabiegom nasi zachodni partnerzy zaczęli się zastanawiać, czy Polsce przypadkiem nie jest bliżej do reżimów Putina i Łukaszenki.
Problemy państwa polskiego byłyby jeszcze poważniejsze, gdyby PiS udało się skłócić nas z Amerykanami
Nie sposób także nie wspomnieć o celowym wywoływaniu konfliktu z Niemcami, głównym partnerem handlowym Polski i jednym z najważniejszych państw Unii Europejskiej. Owszem, Berlin ma swoje za uszami, zwłaszcza w kwestii polityki wobec Rosji. Jednak eskalowanie sporu do poziomu prześladowania mniejszości niemieckiej w Polsce na złość Niemcom to kolejny przejaw pożałowania godnej krótkowzroczności. Najdelikatniej rzecz ujmując. Takich posunięć w ostatnich latach było niestety dużo więcej.
Przykładem może być chociażby Lex TVN, kolejna już próba wywłaszczenia amerykańskiej inwestycji w Polsce. Stany Zjednoczone są największą potęgą militarną planety i gwarantem bezpieczeństwa całego NATO. Amerykanie reagują dość alergicznie na próby pozbawienia ich przedsiębiorstw własności. Nie przepadają także za próbami ingerowania w wolność słowa, przynajmniej jeśli dopuszcza się tego kraj, który uważają za demokratyczny i będący częścią tej samej cywilizacji zachodniej. Uderzenie w TVN to kolejny już strzał we własne kolano.
Skoro już mowa o Amerykanach: kolejną rzeczą, przez którą można im podpaść są ostre spory z Izraelem. Państwo to, czy tego chcemy czy nie, to swego rodzaju ukochane dziecko Stanów Zjednoczonych. Tymczasem rządzący dwa razy skonfliktowali się ostro z Izraelem. I to w taki sposób, że ten mógł przedstawić nasz kraj jako próbujący negować Holocaust. Raz chodziło o nowelizację ustawy o IPN, skądinąd wymierzoną w Ukraińców. Za drugim razem spór wybuchł o ustawę reprywatyzacyjną, w której może i mieliśmy racje, ale nie potrafiliśmy tej racji sprzedać.
Budowanie prawicowej międzynarodówki z pachołkami Putina to żadna alternatywa dla Waszyngtonu i Brukseli
Następnym błędem w relacjach atlantyckich było postawienie całego kapitału politycznego naszego państwa na osobiste relacje z Donaldem Trumpem. Politycy Zjednoczonej Prawicy długo zachowywali się tak, jakby nie mogli uwierzyć, że Trump przegrał wybory. Złożenie Joe Bidenowi spóźnionych gratulacji, do tego nie wyboru lecz „udanej kampanii”, przy odrobinie złej woli można by potraktować jako celową zniewagę.
Dlaczego rządzący zachowywali się jakby Polska nie potrzebowała ani Unii Europejskiej, ani Stanów Zjednoczonych? Być może dlatego, że w PiS wymyślili sobie, że zbudują prawicowo-konserwatywną międzynarodówkę. W oparciu o takie osoby, jak Marine „Ukraina należy do sfery wpływów Rosji” Le Pen, czy Viktor Orban. Teraz, miejmy nadzieję, musi im być trochę głupio za stawianie na europejskich pachołków Kremla.
Czy polityka zagraniczna Polski się zmieniła z czysto samobójczej na bardziej racjonalną? Można mieć co do tego wątpliwości, biorąc pod uwagę pogłoski o powrocie do rządu Janusza Kowalskiego, głównego antyunijnego harcownika Solidarnej Polski. Oby to były tylko pogłoski, bo trudno o bardziej czytelny sygnał ze strony Warszawy, że niczego się nie nauczyła.
Polski Ład to modelowy przykład tego, jak nie powinno się uchwalać przepisów podatkowych
Dzisiejsze problemy państwa polskiego nie wynikają bynajmniej tylko z polityki zagranicznej rządu PiS. Jest przecież jeszcze polityka wewnętrzna. Tutaj również mamy do czynienia z desperackimi próbami naprawienia własnych błędów. Weźmy taki Polski Ład. Same założenia zmian podatkowych były całkiem niezłe. Tylko co z tego, skoro w praktyce wyszedł potworek legislacyjny? Podatek dochodowy od osób fizycznych dodatkowo skomplikowano, wprowadzając chociażby zbędną ulgę dla klasy średniej. Składka zdrowotna w praktyce stała się dodatkowym podatkiem dochodowym.
Teraz Polski Ład stanowi dla rządzących poważne obciążenie. Dlatego teraz chcą praktycznie napisać reformę od nowa – bo tak należy rozumieć proponowane przez premiera zmiany. Tyle tylko, że problemu można było uniknąć, gdyby tylko prace nad nią przebiegały jak trzeba. Bez zbędnego pośpiechu, z uwzględnieniem zdania ekspertów i analizowaniem potencjalnych zagrożeń zgłaszanych przez komentatorów. Niechlujstwo legislacyjne to zresztą motyw przewodni rządów Zjednoczonej Prawicy.
Tak było z Polskim Ładem, tak było z reformą wymiaru sprawiedliwości. Nikogo nie powinno więc dziwić, że i walka z pandemią koronawirusa upłynęła pod znakiem prowizorki, błędów w tworzeniu prawa i karygodnych posunięć strategicznych. Rządzący najpierw spróbowali zagrać ostro, aż do przesady. Stąd zakaz wstępu do lasu w trakcie pierwszej fali pandemii. Stąd również próba wykorzystania przepisów epidemicznych przeciwko demonstracjom aborcyjnym po niesławnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Później dokonali zwrotu o 180 stopni łasząc się do środowisk antyszczepionkowych. Tak, tych samych, które teraz „przypadkiem” zaczęły w Internecie powielać prorosyjskie i antyukrańskie treści. Zamiast potraktować antyszczepionkowców tak, jak TVP traktuje Donalda Tuska, rządzący zdecydowali się na bardzo dziwną strategię. Jeżeli chodzi o weryfikację szczepień przez przedsiębiorców i pracodawców, rząd skapitulował. Co nie przeszkadzało mu systematycznie niszczyć restrykcjami branżę fitness i dokładać ciężarów gastronomii.
Stawiając na ideologiczne zacietrzewienie PiS nie tylko zszargał wizerunek Polski, ale i dodatkowo skłócił obywateli
Ostatnie pandemiczne pomysły rządu to jakieś nieporozumienie. Na przykład pomysł pozywania pracownika przez pracodawcę za zarażanie kolegów. Było tak źle, że aż członkowie rady medycznej przy premierze masowo poskładali rezygnację – również w proteście przeciwko pozostawienia na stanowisku małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak, której przytrafiły się antyszczepionkowe wypowiedzi. Może więc lepiej, że resort zdrowia zdecydował się na kapitulację i zniesienie ostatnich restrykcji 28 marca? W tym momencie i tak nie mają sensu, biorąc pod uwagę ich masowe nieprzestrzeganie przez Polaków.
O samej pani kurator Nowak można by właściwie napisać osobny rozdział niniejszych rozważań. Należałoby jednak jej osobę rozważyć w nieco szerszym kontekście. Apele rządu o jedność narodową w obliczu wojny w Ukrainie trudno traktować poważnie w sytuacji, kiedy ten sam rząd ostatnie siedem lat poświęcił na podsycanie ideologicznej wojny polsko-polskiej. Robił to aktywnie promując skrajności w obrębie swojego obozu i rozpętując histeryczną nagonkę na środowisko LGBT, w imię kilku dodatkowych głosów.
Na Kremlu z pewnością nie posiadali się z radości, że ktoś wykonuje pracę za nich – i to za darmo. Zwłaszcza, że w pewnym momencie rządzący mieli pracować nad „zakazem promocji homoseksualizmu„, żywcem niemalże wziętym z prawodawstwa rosyjskiego. Strefy wolne od „ideologii” LGBT stały się na zachodzie wręcz symbolem cywilizacyjnego zdziczenia Polski. A przecież zszargany wizerunek naszego kraju nie pozostaje bez wpływu na jego bezpieczeństwo.
W tym ideologicznym aspekcie nie widać obecnie najmniejszych nawet ruchów koncyliacyjnych ze strony rządzących. Posunęli się nawet do próby przemycenia w ustawie o uchodźcach przepisów określanych mianem „programu Bezkarność Plus”. Chodzi o wyłączenie karalności przestępstw urzędniczych. Na szczęście to zgniłe jajo zostało skutecznie usunięte z ustawy przez Senat.
Obronność, polityka zagraniczna, podatki, gospodarka, energetyka – problemy państwa polskiego robią się przytłaczające
Wreszcie warto pomówić o gospodarce. Problemy państwa polskiego w tej dziedzinie kręcą się w dużej mierze dookoła inflacji. Rekordowy polski socjal nie mógł pozostać bez wpływu na ceny w sklepach. Teraz czekają nas długie lata wychodzenia z inflacyjnej opresji. Tak, jak w kryzysowych latach ’90. Model redystrybucji „od bezdzietnych do dzieciatych” kłóci się z zasadami sprawiedliwości społecznej. Program Rodzina 500 plus nie przyniósł żadnej trwałej poprawy sytuacji demograficznej kraju.
Tymczasem stopień opresji podatkowej przybrał niespotykane dotychczas rozmiary – i to pomimo obniżenia pierwszej stawki w podatku PIT. Liczba nowych podatków, opłat i danin produkowanych z każdym rokiem wymknęła się już chyba pod kontroli. Opłata mocowa, opłata cukrowa, podatek od deszczu, podatek od plastiku, podatek od sprzedaży detalicznej – to tylko niewielka część.
W przypadku transformacji energetycznej to rząd PiS przez długie lata z uporem maniaka traktował węgiel jako „polskie złoto”. Do zmiany stanowiska zmusiło rządzących bolesne zderzenie z rzeczywistością. Energetyki opartej o węglu na dłuższą metę utrzymać się nie da, ze względu na wysokie koszty. Nie przeszkadzało im to storpedować rozwój fotowoltaiki w Polsce oraz budowy nowych elektrowni wiatrowych.
Skala błędów popełnionych przez PiS przez ostatnie lata jest wręcz porażająca. Najgorsze jednak jest to, że rządzący nie wydają się zbyt chętni do wyciągania z nich wniosków i zmiany swojego postępowania. Tym bardziej, że nie wymagałoby to od nich zbyt dużego wysiłku. Pomijając może pozbycie się koalicjanta świadomie i celowo szkodzącego polskim interesom.
To naprawdę nie musiał być zły rząd. Niestety, Prawo i Sprawiedliwość kieruje się przede wszystkim interesem nie Polski, lecz własnym. Dopóki się to nie zmieni, dopóty problemy państwa polskiego będą się tylko piętrzyć. A władza będzie bohatersko pić piwo, które sama sobie nawarzyła. Tylko dlaczego my musimy robić to razem z nią?