Prawo autorskie jest skomplikowane, nieaktualne, ale bardzo ważne w praktyce. Cyfryzacja i regularne korzystanie z dóbr, połączone z bardzo surową odpowiedzialnością za łamanie prawa autorskiego, zmusza przedsiębiorców do zastanawiania się nad prawnymi konsekwencjami wielu decyzji. Nawet takich oczywistych, jak instalacja TV w obiekcie hotelowym. Telewizor w hotelu a prawo – jak to wygląda?
Telewizor w hotelu a prawo
Telewizja w hotelu jest w zasadzie standardem. Co więcej, zgodnie z wymogami klasyfikacyjnymi, telewizja jest obowiązkowa już w hotelach jednogwiazdkowych (przynajmniej w części wspólnej). Nie wystarczy jednak stworzenie instalacji antenowej, postawienie telewizora, a następnie uznanie, że skoro korzystają z niego sami goście, to właściciel nie ma z tym nic wspólnego.
Dochodzi w tej sytuacji do reemisji utworu lub nadań, czyli – zgodnie z ustawą pr. aut. – do dalszego rozpowszechniania utworu przez inny podmiot niż pierwotnie nadający. Takie rozpowszechnianie ma charakter równoczesny, a wykorzystuje się do niego m.in. sieć kablową. W tym momencie niektórzy próbują powołać się na licencję ustawową (która wyłącza obowiązek samodzielnego uzyskiwania odpłatnej licencji) z art. 24 pr. aut.
Ten przepis stanowi, że możliwe jest rozpowszechnianie za pomocą anteny zbiorowej oraz sieci kablowej utwory nadawane przez nadawcę radiowego i telewizyjnego, ale jedynie, gdy jest to nieodpłatne, a także
- niepubliczne, czyli nie może być skierowane do nieoznaczonego grona odbiorców
- może być publiczne, ale wówczas nie może się z tym łączyć osiąganie korzyści majątkowych
W oparciu o powyższą regulację narosło wiele sporów, które – co do istoty – otarły się nawet do TSUE. Nie wnikając w niepotrzebne rozważania, najnowsze orzecznictwo TSUE (z 2016 roku) nic w kwestii hoteli i telewizji nie zmienia (wbrew doniesieniom prasowym).
Komu trzeba płacić i ile?
Rozpowszechnianie poprzez telewizję w hotelu nie mieści się w zakresie licencji ustawowej. Po pierwsze, ma ono charakter publiczny. Trzeba więc spojrzeć na długą przesłankę i zastanowić się, czy z tytułu oferowania telewizji w pokoju hotelowym pojawiają się jakieś korzyści majątkowe. Orzecznictwo, jak i znaczna część doktryny, stoją na stanowisku, że tak. Tym bardziej że jest to niezbędny wymóg do uzyskania odpowiedniej klasyfikacji, za którą idą wyższe ceny.
Skoro nie ma licencji ustawowej, to trzeba płacić za rozpowszechnianie. Komu i ile? Tutaj kwestia jest otwarta i niejednoznaczna. Dzięki art. 21[3] pr. aut. nieco uporządkowano tę problematykę. Ten przepis określa, że:
Posiadaczom urządzeń służących do odbioru programu radiowego lub telewizyjnego wolno publicznie odtwarzać nadawane w nim utwory wyłącznie na podstawie umowy zawartej z właściwą organizacją zbiorowego zarządzania (OZZ) prawami autorskimi, chyba że ich odtwarzanie następuje na podstawie odrębnej umowy.
O jakie OZZ chodzi? Na pewno ZAiKS, STOART, SAWP, SPAV, może SFP, ale to nie wszystko. Różne płaszczyzny utworów audiowizualnych (tekst, muzyka, obraz, wykonanie) mogą być chronione przez różne organizacje, zaś koszty licencji zależą od konkretnego przypadku. Do tego oczywiście dochodzi abonament RTV, a przedsiębiorca płacić go musi od każdego odbiornika.
Pojawia się jeszcze problem z nadawcami. Niektórzy – mimo dosyć jednoznacznego stanu prawnego – żądają, by zawierać bezpośrednio z nimi dodatkowe umowy licencyjne. I w końcu pojawia się problem rozróżnienia utworu od nadania. O ile film transmitowany w telewizji niewątpliwie jest utworem, o tyle np. transmisja sportowa – już niekoniecznie. Może być do niej potrzebna odrębna umowa z nadawcą.
Prawo autorskie jest niejednoznaczne i choć w praktyce wielu się nim nie przejmuje, to łamanie praw autorskich to nie tylko roszczenia od OZZ. To także odpowiedzialność karna.