Można już śmiało mówić o tym jako o efekcie kuli śniegowej. Kiedy państwowy Orlen wprowadził zniżkę na paliwo, w ślad za nim swoje rozwiązanie zaczęły wprowadzać kolejne stacje. Tym razem Moya obniża ceny paliw. W przeciwieństwie do Orlenu nie ma tu promocji dla członków programu lojalnościowego. Ale jest inny szczegół, o którym warto pamiętać.
Moya obniża ceny paliw
Jak wiemy, Orlen zapowiedział wakacyjną promocję na paliwo pod koniec czerwca tego roku. Warunkiem zatankowania taniej o 30 groszy na litrze jest uczestnictwo w programie Vitay. Każdy, kto uruchomi kupon promocyjny w aplikacji, może skorzystać ze zniżki trzy razy w ciągu lipca i kolejne trzy w sierpniu. Tańsze paliwo obejmuje 50 litrów przy każdym tankowaniu. Ruch PKN Orlen sprawił, że swoje promocje zaczęły wprowadzać inne sieci. Ostatniego dnia czerwca dowiedzieliśmy się, że Lotos obniża ceny paliw, niedługo potem zrobiła to sieć BP. Teraz czas na kolejną.
Chodzi o polską sieć stacji paliw Moya. Jest ona mniejsza niż benzynowi giganci, ale to wciąż około 300 stacji na terenie całego kraju. Moya wprowadziła właśnie trzystopniową zniżkę na paliwo. Ta podstawowa wynosi 10 groszy na litrze i dotyczy każdego klienta. Z kolejnej, w wysokości 20 groszy na litrze, można skorzystać jeśli kupimy jeden z produktów oferty własnej lub gastronomicznej sieci. Chodzi o kawę, hot-doga czy płyn do spryskiwaczy.
Najwyższa zniżka – 30 groszy na litrze – dotyczyć będzie klientów, którzy zakupią aż dwa produkty z katalogu „własnych” stacji Moya. Promocja dotyczy paliw Pb95, Pb98 oraz Diesla. I nie obejmuje gazu LPG. Czy opłaca się kierowcom? No cóż, tylko wtedy jeśli faktycznie mamy ochotę na kawę czy hot-doga. Bo jeśli nie planowaliśmy ich kupić, a robimy to tylko po to by uzyskać zniżkę, to wychodzimy na zero, bo stacja zarobi na nas właściwie tyle samo (tankując np. 40 litrów oszczędzimy 4 złote, czyli tyle samo ile wydamy na… najtańszą kawę).
A więc da się obniżać
Z promocjami już tak bywa, że bardzo często tylko nam się wydaje, że mocno na nich oszczędzamy. Tak jest w przypadku tych oferowanych przez stacje Moya. Gdybym miał wybierać, wolałbym nieodpłatnie wejść do programu lojalnościowego BP czy Orlenu, bo wtedy wiem że naprawdę coś oszczędzam na tankowaniu. Ale cieszy to, że po długich tygodniach chodzenia przez stacje w zaparte, nagle okazało się, że ceny paliwa w Polsce nie muszą być aż tak horrendalnie drogie. Ok, nawet po promocji płacenie ponad 7,50 zł za litr to jakieś kuriozum w porównaniu do tego, co było rok czy dwa lata temu. Dobrze jednak, że jest jakakolwiek ulga. Szczególnie w czasie, gdy na wakacje i tak wydajemy zdecydowanie za dużo.