Nie ma dnia, by przerażeni ludzie nie pokazywali swoich czynszów grozy. Powodem jest wzrost kosztów ogrzewania. Rząd rozkładał ręce, że nie może im pomóc, bo KE nie pozwala. Tymczasem Komisja stanęła po stronie Polaków.
Wzrost kosztów ogrzewania
Rachunki za ogrzewani i ciepłą wodę rosną wszystkim, ale niektórym potrafią „pożreć” niemal cały budżet. Powodem tych różnic w wysokości rachunków są różne taryfy, po których dostarczane jest ciepło do bloków zarządzanych przez spółdzielnie i wspólnoty. Dramat przeżywają ci, którzy są odbiorcami ciepła systemowego z tzw. zewnętrznych źródeł. Chodzi o to, że te spółdzielnie czy wspólnoty, które podpisały umowy z dostawcami gazu, mają zapewnioną ochronę URE. To znaczy im taryfy za gaz nie mogą wzrosnąć ponad poziom dopuszczony przez regulatora dla gospodarstw domowych.
Natomiast część spółdzielni i wspólnot zapewniało swoim członkom ogrzewanie i ciepłą wodę, podpisując na to umowę z przedsiębiorstwami ciepłowniczymi. A te przedsiębiorstwa, kupując gaz, płacą, jak klienci biznesowi. Nie zgodziły się z tym dwie spółdzielnie mieszkaniowe. Od wiosny walczą o jedną taryfę dla wszystkich gospodarstw domowych. Zarząd SM w Nowym Tomyślu, opisał swoją dramatyczną sytuację rządzącym. W tym prezesowi PiS. Starał się wyjaśnić Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest pilna potrzeba nowelizacji prawa energetycznego. Zmiany pozwoliłyby objąć ochroną gospodarstwa domowe w zasobach spółdzielni i wspólnot, które mają dostarczane ciepło i ciepłą wodę od podmiotów zewnętrznych. Tłumaczą prezesowi w piśmie, że w tej chwili w świetle prawa, gdy gotują obiad na gazie, to są gospodarstwem domowym i korzystają z preferencyjnych stawek za to paliwo. A gdy podejdą do kaloryfera, to nagle, jak piszą stają się „biznes klasą”. Znalezienie się w tej klasie stało się przyczyną ich dramatu.
Unia nie pozwoli?
Nikt się nimi nie przejął. Jak podaje „Rzeczpospolita”, w Ministerstwie Klimatu powiedziano im, że poprawienie ustawy i ustanowienie taryf takich samych dla wszystkich kosztowałoby 60 mld zł. Urzędnicy, powołując się na Biuro Analiz Sejmowych, stwierdzili że spełnienie prośby spółdzielców byłoby nieuzasadnionym udzieleniem pomocy publicznej. Na co nie ma zgody Komisji Europejskiej. Spółdzielcy z Wielkopolski widzieli w tym raczej dyskryminację ich mieszkańców i skoro nikt nie chciał im pomóc w Polsce, to poprosili o pomoc KE. Przede wszystkim chcieli wiedzieć czy faktycznie, to o co proszą, jest przez KE zabronione. Dostali odpowiedź, którą opisuje „Rzeczpospolita”:
„Państwa członkowskie mają swobodę w udzielaniu różnego rodzaju pomocy gospodarstwom”czytamy w odpowiedzi KE. Jak napisała Adela Tesarova, KE rozumie, że polski program pomocy obywatelom w obliczu rosnących cen gazu nie obejmuje dużej liczby gospodarstw domowych. A polska ustawa, Prawo energetyczne, ogranicza definicje gospodarstwa do takiego z wewnętrznym źródłem ciepła.
Czyj to interes?
Gazeta cytuje radcę prawnego, dr Piotra Pałkę, który zastanawia się, że skoro jest podstawa prawna, aby uchronić wszystkich obywateli przed podwyżkami, to pytanie czyje interesy były chronione, skoro wprowadzono opinię publiczną w błąd. Stanowisko KE trafi do minister Anny Moskwy wraz z pismem spółdzielców. Będą się w nim domagać natychmiastowej korekty procedowanych właśnie przepisów.
Uregulowanie tej kwestii, to dziś naprawdę „być albo nie być” dla wielu gospodarstw domowych. Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej z Nowego Tomyśla, Andrzej Funka, zdradza, kto im pomógł w walce o ochronę spółdzielców.
„Nie otrzymaliśmy pomocy ani od URE, ani od UOKiK i posłów więc poszliśmy po pomoc do byłych premierów. Leszka Milera i prof. Jerzego Buzka. Dzięki ich interwencji, a zwłaszcza błyskawicznej skuteczności prof. Buzka otrzymaliśmy wsparcie z UE” mówi „RP” prezes spółdzielni.