Rosja przeprowadza obecnie na okupowanych ukraińskich terytoriach pseudoreferenda mające służyć za podkładkę pod ich aneksję. Okazuje się, że bardzo łatwo byłoby wykorzystać te zagrywki przeciwko Rosjanom. Gdyby bowiem przyjąć logikę Kremla w sprawie Ukrainy, to należałoby przyjąć, że Polska może anektować obwód kaliningradzki. Może warto spróbować?
Pseudoreferenda urządzane przez Rosjan to prawdziwy szczyt bezczelności
Bardzo łatwo dzisiaj jest wskazać absolutny szczyt bezczelności. Rosjanie przeprowadzają właśnie pseudoreferenda na okupowanych ukraińskich terytoriach. Rzekomą stawką jest ich aneksja przez Federację Rosyjską. Oczywiście rezultat tej farsy jest z góry znany. Trudno zresztą byłoby spodziewać się czegokolwiek innego w sytuacji, gdy uzbrojeni rosyjscy żołnierze chodzą po domach zbierać głosy, bo rzeczywista frekwencja wśród Ukraińców okazała się mizerna. Kreml oczywiście twierdzi, że wszystko jest przeprowadzane zgodnie ze zwyczajami prawa międzynarodowego.
Warto przy tym odnotować, że Rosjanie nie kontrolują nawet w całości obwodu zaporoskiego i chersońskiego. Pseudoreferenda dotyczą jednak aneksji całości ich terytoriów. Po co właściwie Putinowi cała farsa? Rozmiarów klęski w obchodzie charkowskim nie dało się już przykryć propagandą sukcesu. Podobnie jak marnej sytuacji rosyjskich wojsk jako takich. W tej sytuacji władze na Kremlu zdecydowały się na ogłoszenie częściowej mobilizacji i przyspieszenie swoich planów. Widmo aneksji ukraińskich terytoriów już teraz pozwoliło Putinowi postraszyć zachód użyciem broni jądrowej. Oczywiście w „samoobronie”.
Oficjalne stanowisko rosyjskich władz w sprawie ukraińskich terytoriów zadziwiająco łatwo wykorzystać przeciwko nim samym. Wystarczy odrobina złośliwości, by w dokładnie ten sam sposób przeprowadzić aneksję obwodu kaliningradzkiego przez Polskę. Jakby nie patrzeć to przecież historyczna część Prus Książęcych będących swego czasu lennem Rzeczypospolitej.
Wymówka jest nawet o tyle dobra, że druga część stanowi dzisiaj terytorium naszego kraju. Dzięki temu Polska może anektować obwód kaliningradzki, zasłaniając się połączeniem odwiecznych ziem polskich. Że dawne niemieckie Prusy Wschodnie to nie są odwieczne polskie ziemie? Podobnie wygląda przecież relacja Ukrainy i Rosji a Kreml jakoś nie zaprząta sobie tym zbytnio głowy, negując na każdym kroku ukraińską państwowość. Konkurencją ze strony Niemiec nie musimy się zresztą przejmować.
Polska może anektować obwód kaliningradzki w taki sam sposób jak teraz Rosjanie chcą anektować ukraińskie terytoria
Podobieństw pomiędzy rzeczywistą próbą zagarnięcia kawałka Ukrainy a hipotetyczną aneksją Kaliningradu przez Polskę jest zresztą dużo więcej. Rosjanie uważają, że w ten sposób „chronią” tamtejszą ludność przed „nazistowską dyktaturę” w Kijowie dopuszczającą się według ich propagandy licznych zbrodni? Nie zauważają, że Polska może mieć na oku prawdziwą nazistowską dyktaturę, przed którą należałoby chronić ludność.
Rosja napada właśnie na inne suwerenne państwo, łamiąc wszelkie możliwe prawa międzynarodowe. Dopuszcza się zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Przeprowadza czystki etniczne przeciwko ludności ukraińskiej, wliczając w to porywanie dzieci i wywożenie ich w głąb Rosji celem ich rusyfikacji. Reżim Putina otwarcie głosi rosyjski suprematyzm i szowinizm. Ma także własny odpowiednik swastyki w postaci symbolu „litery Z„. Rosyjski prezydent wzoruje się na swoim niemieckim poprzedniku tak głęboko, że nawet dowodzi z bunkra. Zostaje mu właściwie zapuścić wąsy.
Mamy nazistowski reżim, przed którym trzeba chronić mieszkańców Królewca i reszty przyszłego „województwa pruskiego”. Mamy także historyczną podkładkę, która uzasadnia jego aneksję. Teraz pozostaje tylko przeprowadzić samo referendum. Ktoś mógłby powiedzieć, że mogłoby to być problematyczne, biorąc pod uwagę obecność rosyjskiego wojska na „spornym” terenie. Nic bardziej mylnego. Wystarczy plebiscyt przeprowadzić na terenie Warmii i Mazur. Ewentualnie w postaci sondy na Facebooku. To i tak bardziej transparentne i wiarygodne badanie zdania mieszkańców, niż głosowanie wymuszane rosyjskimi bangetami.
Rozmowa z kremlem językiem cywilizowanej dyplomacji przypomina mówienie do ściany
Gdyby Polska zdecydowała się anektować obwód kaliningradzki, to otworzyłyby się przed nami zupełnie nowe możliwości. Nasz rząd mógłby ogłosić, że Rosja bezprawnie okupuje niemały kawałek polskiego terytorium. Tym samym uzyskalibyśmy pretekst do skorzystania z dobrodziejstw artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Teraz my też możemy grozić bronią jądrową. Co prawda byłaby to broń amerykańska, ale nie ma co być przesadnie drobiazgowym.
Skoro to takie proste, to na co właściwie czekamy? Odpowiedź jest oczywista. Nikt zdrowy na umyśle nie zdecydowałby się na tego typu posunięcie. Wiele to mówi o kondycji dzisiejszych rosyjskich władz, ich arogancji i bezczelności. Reżim Putina jest w stanie z uśmiechem opowiadać wszelkie możliwe kłamstwa. Kłamie w żywe oczy nie tylko przedstawicielom innych państw, ale także swoim obywatelom.
Cały powyższy eksperyment myślowy z aneksją obwodu kaliningradzkiego przez Polskę pokazuje coś jeszcze. Rosyjskie metody bardzo łatwo obrócić przeciwko Moskwie. Wyobraźmy sobie teraz inny scenariusz. Co by było, gdyby 23 lutego zachód nie próbował do ostatniej chwili obłaskawiać Putina? Amerykanie mogli nie zapowiadać, że ich żołnierze nie będą walczyć w obronie Ukrainy. NATO już wtedy mogło pogrozić Rosji, że jeśli ta zaatakuje, to wszelkiej maści opcje militarne nie są czymś niemożliwym.
Rosjanie działają w oparciu o prawo pięści. Jedyne czym się przejmują, to brutalna siła i gotowość do jej użycia. Przebieg wojny pokazał, że sami nie mają tej siły dostatecznie dużo, by pokonać Ukrainę walczącą samotnie. Tym bardziej nie mają szans w starciu z najsilniejszym sojuszem wojskowym tej planety. Zachód powinien im to wreszcie wbić do głowy. W przeciwnym wypadku wojna i jej skutki gospodarcze mogą się ciągnąć nawet latami.