W końcówce 2022 roku odpowiedź na pytanie gdzie jest najbliższy skład węgla nie będzie wcale taka oczywista. Rząd chce bowiem, żeby takie składy prowadzili już nie tylko wyspecjalizowani w tym przedsiębiorcy, ale też… samorządy. W niektórych gminach i miastach już nawet ruszyły przygotowania. Zwykle jednak chodzi o takie, które do partii rządzącej żywią raczej ciepłe uczucia.
Gdzie jest najbliższy skład węgla?
W piątek ulicami Warszawy przeszedł protest samorządowców z całej Polski pod hasłem „Tylko ciemność”. Zwracali oni w nim uwagę przede wszystkim na drakońskie podwyżki stawek za energię elektryczną, takie jak sześciokrotny wzrost cen prądu w Gdyni, Olsztynie czy Bydgoszczy. W manifestacji wzięli udział głównie samorządowcy z ruchu Tak Dla Polski, działającego w opozycji do rządu, z prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim na czele. Tymczasem dzień wcześniej do stolicy przyjechali inni samorządowcy. Zaprosił ich sam premier i tak się złożyło, że byli to w przeważającej większości włodarze należący do… Prawa i Sprawiedliwości. Rozmawiali oni nie o drogim prądzie, a o tym jak na szybko zorganizować samorządowe składy węgla.
Rządzący chcą bowiem, żeby zakup węgla w PGE (spółki skarbu państwa która ściąga go najwięcej, głównie z Kolumbii) odbywał się za pośrednictwem samorządów. Miałyby one składać zamówienia, przygotowywać odpowiednie place składowania, a następnie zajmować się jego redystrybucją wśród mieszkańców. Nie dostaną na to żadnych środków, bo minister klimatu Anna Moskwa twierdzi że jest to nic innego jak realizacja ustawowych zadań włodarzy gmin. No nie, nie jest. To, że mają oni obowiązek zapewnić ciepło, nie oznacza że powinni także prowadzić sprzedaż węgla. Samorządowcy opozycyjni od razu wyczuli pismo nosem, stwierdzając że rząd chce w ten sposób podzielić się odpowiedzialnością. I sprawić, że w przypadku braku węgla wściekłość ludzi zostanie choć częściowo skierowana na wójtów, burmistrzów i prezydentów.
Kiedy krnąbrni samorządowcy zaczęli podnosić raban, na scenę weszli ci, którzy postanowili pokazać że się da. Należący do PiS prezydenci Stalowej Woli, Chełma czy Zamościa wyrazili entuzjazm do tego pomysłu i czem prędzej zakasali rękawy. Ja odwiedziłem w tym tygodniu Skarszewy na Pomorzu, rządzone przez Jacka Pauliego, który co prawda nie należy do partii, ale od lat dobrze z nią żyje. Tu również trwały już przygotowania do zamówienia od 2 do 4 tysięcy ton węgla z PGE. Do jego przechowania i ważenia mają być zaangażowane dwie spółki komunalne. Trzeba jeszcze tylko dopiąć szczegóły z firmą odpowiadającą za transport. Burmistrz przekonywał mnie, że cena węgla dla samorządów będzie wkrótce bardzo atrakcyjna i będą mogli go sprzedawać ludziom za około 2000 złotych za tonę.
W Skarszewach już szykują się do ściągnięcia węgla od PGE. Za jego składowanie będą odpowiedzialne dwie miejskie spółki. – Na początek planujemy kupić od 2 do 4 tysięcy ton – mówi @RadioZET_NEWS burmistrz @JacekPauli. Szuka już firm, które rozwiozą węgiel chętnym mieszkańcom. pic.twitter.com/ZX155DdBN7
— Maciej Bąk (@MaciejBk1) October 6, 2022
Czarno to widzę
Pomysł rządzących na podzielenie się odpowiedzialnością z samorządami jest, trzeba to powiedzieć wprost, sprytny. Ale nie ma on nic wspólnego z propaństwowym działaniem. To, że narracja pod nazwą „samorządy sabotują przekazanie węgla Polakom” została odpalona praktycznie jednocześnie przez wszystkie pisowskie kanały komunikacyjne, oznacza że to nic innego jak polityczny spin wymyślony na Nowogrodzkiej. A jak na spin przystało, trudno uznać go za narzędzie do skutecznego administrowania czymś tak wrażliwym, jak będący dziś na wagę złota węgiel.
Węgiel będzie więc zapewne wkrótce dostępny tylko w niektórych samorządach. I nie chodzi już o polityczne sympatie (choć gwarantuję wam, że w kwestii stworzenia zaimprowizowanych składów węgla włodarze z PiS będą prawdziwymi prymusami), ale po prostu o posiadanie odpowiedniej infrastruktury. Nie każda gmina ma swoją spółkę komunalną, która może na zawołanie rozszerzyć swój profil działalności. Nie wszędzie jest wystarczająca liczba ludzi do pracy, których przecież od jakichś obowiązków trzeba będzie odciągnąć. No i wreszcie nie ma gwarancji, że węgla z PGE wystarczy dla każdego. Co prawda władze spółki chętnie stają przed kamerami na tle statków wyładowujących węgiel z Kolumbii, ale nikt nie jest w stanie powiedzieć czy ściągany wolumen jest wystarczający, by pokryć potrzeby wszystkich Polaków. Rząd też tego nie jest pewien, dlatego zawczasu chce żeby choć część krytyki za to spadła na Bogu ducha winnych samorządowców. Ostatecznie, gdy część z nas będzie marznąć, na ogrzanie pozostanie nam oglądanie klasycznej politycznej nawalanki.
(zdjęcie pochodzi z Twittera PGE)