Rząd chce nowego systemu dystrybucji węgla. I kusi dopłatami

Finanse Państwo Dołącz do dyskusji
Rząd chce nowego systemu dystrybucji węgla. I kusi dopłatami

Rządowi coś nie idzie zapewnianie Polakom węgla w rozsądnych cenach. Trudno byłoby inaczej wytłumaczyć pragnienie, by to samorządy wzięły na siebie pomoc ze sprzedażą i dystrybucją surowca. Te niespecjalnie się garną do udziału w projekcie, bo ich po prostu na to nie stać. W odpowiedzi premier kusi: cena węgla dla samorządów ma nie przekraczać 2 tys. zł. 

Gminy miałyby pomóc rządowi sprzedawać węgiel obywatelom

Problemy z brakiem węgla na potrzeby gospodarstw domowych trwają w Polsce w najlepsze. Mieszkańcy naszego kraju czyszczą składy w sąsiednich Czechach. Tymczasem nad Wisłą, pomimo najszczerszych starań organów państwa i państwowych spółek w rodzaju Polskiej Grupy Górniczej, trudno kupić węgiel przyzwoitej jakości. W e-sklepie PGG możemy za to bez limitu kupić miał węglowy, a rządzący deklarują przymykanie oczu na palenie czymkolwiek. Może poza oponami i podobnymi rzeczami, jak to ujął swego czasu Jarosław Kaczyński.

Rządzący dostrzegli kolejny problem. Nawet jeśli uda im się kupić za granicą brakujący węgiel, który spełnia choćby minimalne normy jakościowe, to trzeba go jeszcze jakoś dostarczyć Polakom. Rozdysponowanie paru milionów ton surowca to w końcu spore wyzwanie logistyczne. Wymyślili więc całkiem sprytne rozwiązanie: zrzucić sprzedaż i dystrybucję węgla na samorządy, niech one się martwią. Gminy miałyby zbierać informacje o zapotrzebowaniu na węgiel, kupować surowiec i sprzedawać po dwie tony osobom, które pobrały dodatek węglowy. Wszystko to z wyłączeniem reżimu ustawy o zamówieniach publicznych.

Tyle tylko, że samorządy niespecjalnie się garną do współpracy z rządem. Powód wydaje się prozaiczny: gmin na to nie stać. W ostatnich latach obniżanie stawki podatku dochodowego od osób fizycznych spowodowało drastyczne uszczuplenie dochodów samorządów. Równocześnie ceny energii oferowane przez państwowe spółki są rekordowo wysokie. Przede wszystkim z powodu zbójeckich marż narzucanych przez te koncerny.

Rządowa cena węgla dla samorządów raczej nie zachęci gmin do współpracy z rządem

Dlatego, jak podaje portal Bankier.pl, rząd przygotował zachętę. Miałaby nią być maksymalna cena węgla dla samorządów wynosząca 2 tys. zł za tonę. Nie oznacza to oczywiście, że gminy nie mogłyby zapłacić więcej za węgiel kupowany na potrzeby mieszkańców. Rząd po prostu planuje dopłacać samorządom różnicę.

Ogólny zarys pomysłu przedstawił premier Mateusz Morawiecki:

Jeżeli importowany węgiel będzie kosztował 2 tys 500 zł – 2 tys 300 zł – mówię o cenie brutto – to dopłacimy tę różnicę samorządom, aby wystarczyło na transport do miejsca, które samorząd wybierze na miejsce lokalnej dystrybucji

Nie sposób przy tym nie zauważyć, że poprzednia rządowa cena węgla okazała się kompletną porażką. Stąd zresztą pomysł z dodatkiem węglowym. Dlatego właśnie trudno się dziwić sceptycyzmowi po stronie samorządów.

Skąd więc przypuszczenie, że to sztuczka służąca przerzuceniu odpowiedzialności za kryzys na samorządy? Premier już zaczął urabianie społeczeństwa w taki sposób, by sugerować winę po stronie niechętnych do współpracy samorządów. Zapewniał bowiem, że samorządy otrzymały z budżetu „ogromne środki na wydatki bieżące, takie, jakich nigdy do tej pory gminy powiaty nie otrzymywały”. O zauważalnie większym uszczupleniu dochodów i groźbach wprowadzania zarządów komisarycznych szef rządu już nie wspomniał.

Warto się także zastanowić nad jeszcze jednym elementem całego planu. Co z gminami, w których obowiązują uchwały antysmogowe zabraniające ogrzewania domów za pomocą paliw stałych? Tutaj można podać głośny medialnie przypadek Krakowa, który odmówił z tego właśnie powodu wydawania dodatku węglowego mieszkańcom. Nie sposób również nie zauważyć tego, że rządzący apelują o współpracę ponad podziałami najczęściej wtedy, kiedy chcą się z kimś podzielić odpowiedzialnością za jakąś spektakularną porażkę.

Zapowiedź rządowej interwencji w sprawie cen prądu to dobra wiadomość. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że należy przestać bawić się w półśrodki

Do czego Mateusz Morawiecki się faktycznie odniósł, to rosnące ceny energii. Tutaj na szczęście zapowiedział interwencję. Szef rządu chce wprowadzić specjalną taryfę dla samorządów. Chodzi o przypadki miast, „dla których spółki energetyczne proponowały cenę 600-800 proc. wyższą niż w ostatnich kwartałach, niż za ostatni rok, niż do tej pory ta cena była uiszczana”. Kolejna specjalna taryfa ma objąć małych i średnich przedsiębiorców.

Pytanie jednak, dlaczego rząd po prostu nie zmusi spółki energetyczne do obniżenia zbójeckich marż? Nie chodzi o żadne półśrodki w postaci dopłat, lub tzw. podatku Sasina. Rozsądniejsza byłaby zmiana sposobu obliczania marży, w oparciu o faktyczne koszty produkcji, a nie notowania giełdowe. To przecież nie tak, że w systemie centralizowania gospodarki i podporządkowywania spółek Skarbu Państwa woli polityków prezesi są w stanie odmówić.