Niestety paliwa znów drożeją. Niebezpiecznie zbliżają się do przekroczenia kolejnych psychologicznych granic. Litr oleju napędowego za 8 złotych to już właściwie kwestia dni, a być może nawet godzin. W górę idzie też 95-ka. Co takiego się stało, że wracamy do cenowej karuzeli, którą wszyscy z przerażeniem obserwowaliśmy od 24 lutego, czyli od dnia wybuchu wojny?
Paliwa znów drożeją
Trochę zdążyliśmy zapomnieć już o szoku, jaki spowodował astronomiczny wzrost cen paliw po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę. Ceny z dnia na dzień przebijały kolejne bariery, aż do przekroczenia stawki 8 złotych za litr benzyny Pb95. Potem jednak, wraz z początkiem wakacji, ceny zaczęły spadać. Kolejne stacje zaczęły wprowadzać zniżki na paliwo, co już dało kierowcom pewien oddech, a potem nawet i zniżki przestały być aż tak potrzebne, bo cena benzyny zaczęła się sama redukować, mniej więcej do poziomu wynoszącego 5 złotych i kilkadziesiąt groszy. Ale to już przeszłość…
Dziś średnia cena oleju napędowego waha się wokół 7,60 zł za litr, a 95-ki dobija do 6,40 zł. Na niektórych stacjach, tych które zawsze liczyły sobie najdrożej, te liczby zaczynają się zaokrąglać w górę. I niestety to nie wygląda na proces, który lada moment się zatrzyma. Szczególnie, że możemy dokładnie wskazać z czego wynikają te cenowe zmiany. Przyczyn jest kilka.
Dlaczego płacimy coraz więcej?
Głównym powodem tego, że paliwo zaczęło drożeć, jest decyzja organizacji krajów produkujących ropę naftową OPEC+ o zmniejszeniu jej wydobycia. Dokładnie o 2 miliony baryłek na dobę. Źródłem tej decyzji jest Arabia Saudyjska, którą już władze USA zaczęły z tego powodu oskarżać o sprzyjanie Rosji. Natychmiast po ogłoszeniu przez OPEC+ tej decyzji cena baryłki poszybowała w górę, w okolice 95 dolarów. A ta stawka jako żywo przypomina nam tą, która wygenerowała ogromne wzrosty na początku wojny. Saudowie chcą po prostu utrzymać wysokie wpływy z paliwa, niespecjalnie przejmując się tym, że cały świat będzie się przez to mocniej łapał za portfele.
Dodatkowo, co istotne, diesel zaczął rosnąć tak szybko za sprawą… drożejącego gazu. Powód jest prozaiczny: część podmiotów postanowiła zacząć wykorzystywać go jako źródło ciepła. To natychmiast nakręciło popyt, a od tego do wzrostu ceny na pylonach droga szybka jak błyskawica.
Sytuacja na rynkach szaleje również za sprawą fali niepokojących zdarzeń, które swoją intensywnością przypominają szalenie trudny czas, jaki pamiętamy z końcówki lutego i marca 2022 roku. Poniedziałkowy intensywny ostrzał ukraińskich miast przez rakiety Putina wywołał paniczne reakcje na świecie. A przecież dopiero co obserwowaliśmy zniszczony Nord Stream, najprawdopodobniej na skutek sabotażu. Do tego dochodzą pomniejsze wydarzenia, które nawet jeśli nie mają nic wspólnego z wojną, to i tak utrudniają spokojny żywot gospodarki. Raptem dziś w okolicach Włocławka doszło do wycieku ropy z rurociągu „Przyjaźń”. A na początku tygodnia Europa zastanawiała się czy odcięcie od prądu duńskiej wyspy Bornholm ma jakiś związek z tym, co zadziało się wokół obu nitek Nord Stream.
Podróże znów będą drogie
Niestety wygląda na to, że końcówka 2022 roku będzie mało wymarzonym terminem do dalekich podróży. Zawsze był to okres droższego paliwa, ale tym razem będziemy ocierać się o 7-8 złotych, a nie balansować w okolicach „szóstki”. Chciałbym na koniec napisać, że po nowym roku ceny paliw powinny spadać, ale środek najbardziej niepewnej zimy od lat nie jest dobrym terminem na głoszenie jakichkolwiek pozytywnych prognoz.