Kiedy wartość naszej pensji spada z miesiąca na miesiąc, nie da się nie myśleć o tym, by nasze wynagrodzenie zostało do tego dostosowane. Podwyżka z powodu inflacji nie jest jednak wcale tak prostą sprawą. Z najnowszego badania Randstad wynika, że wystąpił o nią raptem co dziesiąty pracownik. Z czego ponad połowa albo nie dostała nic, albo otrzymała za mało.
Podwyżka z powodu inflacji
Sytuacja w polskiej gospodarce wygląda fatalnie, dlatego tak samo wyglądają nastroje u polskich przedsiębiorców. Podczas gdy sami mierzą się z tym jak utrzymać firmę w ryzach w czasie galopującej inflacji, ich pracownicy wysuwają słuszne postulaty o podwyższeniu ich wynagrodzeń. Choć mimo wszystko wciąż więcej osób raczej o tym myśli niż to robi. Ale wyniki zawarte w najnowszym Monitorze Rynku Pracy pokazują po części dlaczego tak się dzieje.
Otóż Randstad pisze, że jedynie 10% badanych pracowników do tej pory wystąpiło do swojego szefa o podwyżkę. Kolejne 9% ma taki plan w przyszłości. Jak reagowali pracodawcy na wnioski swoich podwładnych? Otóż w 35% przypadków pracownicy otrzymali taką podwyżkę, o jaką prosili. Co czwarty dostał co prawda lepsze wynagrodzenie, ale nie tak wysokie, jak to o jakie wnioskował. W blisko 30% sytuacji nastąpiła po prostu odmowa. Co pokazuje, że jest przestrzeń do rozmów i często mogą one zakończyć się sukcesem, ale trzeba też dość często liczyć się z niesatysfakcjonującymi odpowiedziami szefów.
Z tego też powodu znacznie więcej osób – bo aż 19% – zamiast prosić o podwyżkę decyduje się podjąć dodatkową pracę dorywczą, żeby zwiększyć swoje zarobki. Ci, którzy mają taką możliwość, zaczęli brać nadgodziny (tak Randstadowi odpowiedziało 13% respondentów). Tylko po 5% osób odpowiedziało, że zmienia pracę by lepiej zarabiać, albo w tym celu właśnie się przekwalifikowuje. Warto też odnotować, że największe grono respondentów, bo blisko połowa, na razie nie podjęła żadnych nowych decyzji zawodowych w związku z inflacją.
Pensje szybko tracą na wartości
Przy obecnej sytuacji na rynku wielu pracodawców zapewne preferowałoby wręcz obniżenie wynagrodzeń z powodu inflacji, a nie przyznawanie podwyżek przy wzroście cen towarów, prądu czy ogrzewania. Ale tak być nie może, szczególnie jeśli chce się zachować wykwalifikowaną kadrę, która skupia się na pracy, a nie czuje się zdemotywowana coraz mniej wartą pensją. Małym i średnim przedsiębiorcom z pewnością pomogą ustanowione właśnie maksymalne ceny prądu. Choć można spodziewać się, że jest to raczej ratunek przed upadłością, niż umożliwienie prowadzenia biznesu na podobnych zasadach co choćby pół roku temu. Z całą pewnością wiele osób jeszcze w tym roku usłyszy kategoryczne „nie” w odpowiedzi na pytanie o podwyżki. A to będzie oznaczać coraz trudniejszą sytuację w ich domach. Pozostaje liczyć na to, że po zimie sytuacja zacznie się normować i oby wtedy udało się choć części osób wrócić do rozmów o podwyżkach.