Tradycyjne bezpieczne sposoby inwestowania pieniędzy w czasie kryzysu inflacyjnego zawodzą. Właściwie możemy z góry odrzucić wszystkie, które nie oferują oprocentowania wyższego od spodziewanej średniorocznej inflacji. Najbardziej pewne wydaje się więc zarabianie na obligacjach. Pod warunkiem, że wybierzemy te właściwe, indeksowane inflacją. W przeciwnym wypadku możemy stracić.
Wiele tradycyjnych sposobów oszczędzania dzisiaj może nam przynieść co najwyżej nieco mniejszą stratę
Kryzys inflacyjny trwa i nigdzie się nie wybiera. Jego skutki możemy zaobserwować robiąc zakupy w sklepie. Dane statystyczne również nie napawają optymizmem. Inflacja miała przestać rosnąć, a tymczasem we wrześniu wyniosła 17,2 proc. Niebezpiecznie wysoka jest także inflacja bazowa wynosząca ok. 10,8 proc. Warto wspomnieć także o stosunkowo niskim kursie złotego względem pozostałych głównych walut. W tej sytuacji z miesiąca na miesiąc topnieje wartość naszych pieniędzy. Czy można się przed tym procesem ustrzec? Jak najbardziej.
Problemu nie mają oczywiście osoby, które zwyczajnie nie mają dostatecznie dużych oszczędności, by musieć się przejmować ich losem. Jeżeli jednak zgromadziliśmy jakiś większy kapitał, to z pewnością wolelibyśmy nie stracić wszystkiego przez galopujący wzrost cen w gospodarce. Rozsądną inwestycją wciąż pozostają nieruchomości. Znowu jednak: nie każdego inwestora indywidualnego stać na zakup mieszkania. Zakup złota to kiepski pomysł, bo kruszec ten od miesięcy tanieje. Co więcej, trzeba go jeszcze jakoś sprzedać.
Spośród mało ryzykownych sposobów inwestowania pozostają lokaty bankowe i obligacje. Trzeba przyznać, że działające w Polsce banki w ciągu ostatnich kilku miesięcy zauważalnie podniosły oprocentowanie lokat. Możemy już liczyć na oprocentowanie rzędu 8 proc. Problem w tym, że w skali roku. To zauważalnie mniej niż przewidywana średnioroczna inflacja w 2023 r. Ta według prognoz NBP ma wynieść 9,1-13,9 proc. Nie ma się co oszukiwać: w ten sposób najprawdopodobniej nie zarobimy.
Minimalizacja strat to zawsze jakaś korzyść. Lokaty bankowe oferują dość szybki zwrot inwestycji. Alternatywę stanowi jednak zarabianie na obligacjach. Tutaj mamy wręcz gwarancję, że nic nie stracimy z powodu inflacji. Musimy tylko wybrać właściwe obligacje. Możemy w końcu wybrać źle, zamrozić nasze oszczędności na lata i na koniec jeszcze odnotować stratę.
Zarabianie na obligacjach indeksowanych inflacją to najbezpieczniejszy sposób w czasach kryzysu
Spośród obligacji emitowanych przez Skarb Państwa możemy wyróżnić trzy typy. Mamy obligacje stałoprocentowe, zmiennoprocentowe i inwestowane inflacją. Kryzys inflacyjny sprawia, że z czystym sumieniem możemy skreślić pierwsze i drugie. Potwierdza to między innymi analiza tematu, którą znajdziemy na portalu parkiet.com.
Wskazany wyżej wysoki poziom inflacji bazowej sugeruje, że cały czas mamy do czynienia z trendem wzrostowym. Także inflacja konsumencka wynosząca 17,2 proc. nie pozostaje bez znaczenia. W międzyczasie główna stopa procentowa wynosi w Polsce 6,75 proc. Rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich przekracza 8 proc. Na pierwszy rzut oka mamy więc do czynienia z niezłą okazją. Problem tylko w tym, że rynek spodziewa się dalszego wzrostu inflacji i kolejnych podwyżek stóp procentowych.
To oznacza, że obligacje stałoprocentowe, zwłaszcza te z okresem wykupu liczonym w latach, najprawdopodobniej nie przyniosą nam żadnego zysku. Byłoby to możliwe wówczas, gdyby nastąpiła błyskawiczna poprawa sytuacji gospodarczej, drastyczny spadek inflacji i obniżki stóp procentowych.
Zarabianie na obligacjach zmiennoprocentowych jest dużo łatwiejsze. Te, które możemy kupić od Ministerstwa Finansów, oferują oprocentowanie liczone według wzoru: aktualna stopa referencyjna + 0,10 proc. Inwestując w tego typu papiery wartościowe gramy na to, że Rada Polityki Pieniężnej do momentu ich wykupu będzie podwyższać stopy procentowe, albo przynajmniej zostawi je na niezmienionym poziomie. To w dłuższej perspektywie całkiem możliwe. Jeżeli jednak polityka pieniężna będzie prowadzona bardziej zachowawczo, a inflacja pozostanie wysoka, to możemy stracić.
Pewność minimalnego zysku dają obligacje indeksowane inflacją. Nasze oprocentowanie to średnioroczna inflacja wyliczana w oparciu o dane NBP plus 1 proc. Pomijając pierwszy rok, w którym odsetki ustalane są w oparciu o stałe oprocentowanie. Zarabianie na obligacjach indeksowanych inflacją pozostaje więc najbezpieczniejszą metodą obecnego kryzysu.