Polskie Sieci Elektroenergetyczne zaapelowały dziś o oszczędzanie prądu w godzinach szczytu. Chodzi o to, żeby wspólnym wysiłkiem zapobiec blackoutowi, czyli awarii prądu na masową skalę w całym kraju bądź jego znacznej części. Problem w tym, że te godziny często wypadają w czasie, gdy ludzie wracają z pracy do domów. Czy w imię wspólnego interesu da się namówić ludzi na energetyczną solidarność?
Oszczędzanie prądu w godzinach szczytu
Europa przed zimą jest pełna obaw. Nadchodzące miesiące to największy sprawdzian dla zachodu, który w 2022 roku w znacznej części pozbył się rosyjskich surowców energetycznych. Odczuliśmy to już w naszych portfelach, pytanie brzmi: czy odczujemy to również fizycznie w naszych domach i mieszkaniach? Ryzyko braku dostaw ciepła najprawdopodobniej udało się ograniczyć do minimum, przynajmniej polski rząd przekonuje, że węgla ma już aż nadmiar. Ale z prądem może być już trudniej. Szczególnie, że polska elektrownia atomowa to pieśń bardzo dalekiej przyszłości, podobnie farmy wiatrowe na Bałyku, a i tych lądowych zbyt wiele nie mamy (bo PiS kilka lat temu wymyślił sobie, żeby ograniczyć ich powstawanie).
Dlatego dziś Ministerstwo Klimatu i Środowiska postanowiło wystosować do Polaków apel. O to, by w czasie godzin szczytu, czyli takiego momentu w trakcie doby gdzie pobór jest najwyższy, ograniczyć korzystanie z urządzeń elektrycznych. Na stronie Polskich Sieci Elektroenergetycznych można znaleźć specjalną zakładkę o nazwie „godziny szczytu”, gdzie możemy dowiedzieć się że na przykład 5 grudnia przypadły one na okres między 16:00 a 19:00, ale już następnego dnia był to okres pomiędzy 11:00 a 14:00. Już sama zmienność tej pory przysparza pewnych problemów, bo oznacza to że trudno byłoby sobie wyrobić taki oszczędnościowy nawyk. Nie mówiąc już o tym, że ciężko sobie wyobrazić, by Polacy masowo zaczęli wdrażać takie zwyczaje swoich domach.
Na czym można oszczędzać?
W komunikacie Polskich Sieci Elektroenergetycznych można znaleźć kilka sugestii co do form oszczędzania prądu w godzinach szczytu. Mowa tu między innymi o rezygnacji z korzystania w tym czasie z energochłonnych urządzeń, takich jak pralka, piekarnik, odkurzacz czy grzejnik elektryczny. PSE radzą też gasić zbędne oświetlenie i wyłączać urządzenia, z których się nie korzysta – jak telewizor czy komputer. Pytanie brzmi: ilu Polaków, z dbałości o stan sieci elektroenergetycznej, nie włączy sobie swojego ulubionego kanału po powrocie z domu do pracy, przełoży odkurzanie na późny wieczór czy zrezygnuje z przygotowania dla rodziny obiadu w piekarniku. Śmiem twierdzić, że zrobią to tylko ci, którzy dla dobra własnego budżetu oszczędności wprowadzili już dawno.
Oczywiście wszystko zmieni się wtedy, gdy faktycznie nastąpiłby blackout w Polsce. Dziś cały czas mówimy o nim jako jedynie o hipotetycznym zagrożeniu, a sama spółka PSE zapewnia, że system w naszym kraju pracuje stabilnie. Wiemy jednak, że od wielu miesięcy regularnie bez prądu radzić sobie muszą ostrzeliwani przez rosyjskie rakiety Ukraińcy. A to również od nich Polska kupowała energię elektryczną. Sroga zima, jeżeli pojawi się tym roku w Europie, również może zwiększyć zużycie surowców i zbliżyć nas do stanów kryzysowych. Łącząc zatem dwa popularne powiedzenia: Polak będzie jak zwykle mądry po szkodzie, a i na złość babci odmrozi sobie uszy. Oby w przypadku nadchodzącej najzimniejszej pory roku te porzekadła okazały się tylko porzekadłami.