Elon Musk – bardzo słusznie – nie ma ostatnio najlepszej prasy. Jego ostatni ruch w Tesli spowodował też wściekłość nawet jego zagorzałych popleczników. Jego motywacje zwykle są zagadką, ale tym razem naprawdę dobrze by było, gdyby inni poszli w jego ślady.
Tesla w niższej cenie – takie nagłówki zaczęły się pojawiać w prasie. Faktycznie, ceny elektryków Muska – zupełnie wbrew światowej inflacji – zaczęły nagle się zmniejszać.
W Wielkiej Brytanii ceny poszły w dół o od 10 do 13 proc. W USA obniżki sięgają nawet 20 proc. W Chinach zaś nabywcy mogą kupić auto taniej nawet o 24 proc. względem września.
Tesla w niższej cenie. Czekamy na innych producentów
Wściekłość nabywców Tesli, którzy kupili auta w zeszłym roku, jest oczywista. Tysiące ludzi na świecie czuje, że Elon Musk po prostu ich oszukał. Jednak miłośnicy Tesli powinni wiedzieć, że Musk po prostu w ten sposób działa. Miliarder nigdy nie bał się ostrych ruchów, często (a może i zwykle) pozostających w sprzeczności do rynkowych trendów.
Czemu Tesla obniża ceny? Teoretycznie to działanie bezsensowne. Na świecie inflacja szaleje, a Tesla sprzedaje coraz więcej samochodów – w 2022 wzrost względem 2021 r. wyniósł aż 40 proc.
Jednak firma Muska ma wyraźne problemy. Tesla chciałaby się rozwijać znacznie szybciej, ale rośnie jej konkurencja. Jeszcze niedawno temu Tesla była synonimem luksusowego, elektrycznego auta. Teraz konkurencja jest wszędzie. Również chińskie marki coraz częściej naciskają Tesli na odcisk – a dla Muska to kluczowy rynek.
Są i inne kłopoty. Kurs Tesli szybko spada – to efekt tracenia rynku, ale nie tylko. Elon Musk jeszcze niedawno miał świetny PR, teraz, po przejęciu Twittera, wzbudza głównie kontrowersje. Nie tylko sposobem zarządzania Twitterem zresztą. Eksperci mają wrażenie, że dla Tesli po prostu już nie ma czasu, a przecież Musk pozostaje CEO tej firmy.
Jednak tym razem Muska trzeba pochwalić z prostego powodu – auta elektryczne są po prostu koszmarnie drogie. Zresztą to w dużej mierze właśnie efekt prowadzonej przez lata polityki Tesli. Jeśli mamy się przesiąść do elektryków, to ceny po prostu muszą spaść. Dzisiaj podstawowy w pełni elektryczny Volkswagen kosztuje 200 tys. zł. Nawet jak są rządowe programy, które potrafią tę cenę obniżyć, to i tak jest to niezwykle drogo. Jeśli ktoś natomiast chce kupić rodzinny elektryczny samochód, to już musi zwykle wydać solidne kilkaset tys. zł.
Jak tak dalej pójdzie, to „zelektryfikują” się może Niemcy czy Holendrzy, ale na pewno nie Polacy, których pensje jeszcze długo nie będą tak wysokie. Miejmy więc nadzieję, że śladem Muska pójdą inne firmy motoryzacyjne – i auta elektryczne staną się choć trochę bardziej dostępne.