Kilkadziesiąt kobiet z Trójmiasta ma dodatkowy stres związany z najważniejszym dniem w życiu. Zostały oszukane na suknie ślubne przez salon, w którym złożyły zamówienie i zapłaciły zadatek. Sklep z dnia na dzień został zamknięty, a jego właściciele rozpłynęli się w powietrzu. Czy w takiej sytuacji jest szansa na odzyskanie pieniędzy?
Oszukane na suknie ślubne
Mając parę miesięcy do wesela młoda para powinna mieć inne problemy na głowie – jaka muzyka na ślubie, co postawić na wiejskim stole czy kogo usadzić przy zrzędliwej ciotce. Ale niestety przyszłe panny młode z Trójmiasta, które miały pecha zamówić suknię w salonie Livia, muszą teraz martwić się nie tylko o odzyskanie pieniędzy, ale też o wykonanie nowej sukni na czas. Salon działał normalnie przez lata przy ulicy Obrońców Wybrzeża w Gdańsku i jeszcze na początku roku brał od klientek zadatki. W połowie miesiąca obsługa punktu udała się na tygodniową przerwę, po której to pojawił się komunikat, że biznes zostaje zamykany z powodu niewypłacalności. I teraz najlepsze. Jako przyczynę podano… sytuację geopolityczną na świecie. Ach ten Putin, prawda?
Tylko czy właściciele salonu zdawali sobie sprawę z kim będą mieli teraz do czynienia? Młode pary przez ślubem są bardzo łatwe do wkurzenia z byle powodu, a co dopiero gdy mamy do czynienia z tak ewidentnym oszustwem i ucieczką z pieniędzmi. Dlatego przyszłe panny młode bardzo szybko zaczęły się organizować w mediach społecznościowych. Jak pisze portal Zawsze Pomorze, zawiązały grupę na Messengerze, w której jest już około 70 kobiet. W gronie pokrzywdzonych jest też prawniczka, która wzięła na siebie przygotowanie pozwu zbiorowego wobec salonu. Kobiety ustaliły też adres zamieszkania właścicielki salonu, udały się nawet na miejsce, ale nikt im nie otworzył. Sprawę zgłosiły też policji – do tej pory na komisariat trafiły dwa zawiadomienia o oszustwach.
Czy pieniądze da się odzyskać?
Determinacja kobiet z Trójmiasta, jak widać, jest duża. Problem polega na tym, że nawet najsilniejsze próby odzyskania pieniędzy mogą spełznąć na niczym. Wszystko wskazuje na to, że właścicielka lokalu przez czas „przerwy” przygotowywała się już do zwinięcia biznesu i ogłaszając kilka dni później zamknięcie była już hen daleko. Czy faktycznie jej działalność stała się nagle tak nieopłacalna, że musiała podjąć tak dramatyczną decyzję? Wątpliwe, zważywszy na to, że akurat branża ślubna po pandemicznych odwołaniach wesel ma teraz spore żniwa. Na brak klientek więc takie salony narzekać nie mogą. Zresztą liczba kobiet, które zgłosiły się jako pokrzywdzone pokazuje, że zamówień nie brakowało. Kwota strat jest w tej chwili szacowana na 174 tysiące złotych. A mówimy tu tylko o pieniądzach z zadatków!
W sytuacji, gdy osoba, od której domagamy się zwrotu pieniędzy i zadośćuczynienia strat jest całkowicie nieosiągalna, dochodzenie swoich racji jest szczególnie utrudnione. Dlatego wiele pań równolegle skupia się już na tym, żeby oszustwo nie zrujnowała im całkowicie wesela. Wiele salonów z Trójmiasta zaoferowało się już, że mogą szybko wykonać suknie tak, żeby zdążyć na termin zawarcia małżeństwa. Niesmak pozostanie, ale to nie oznacza, że tak ważny dzień w życiu musi wyglądać źle. Co do właścicielki salonu sukien ślubnych z Gdańska – nie chciałbym być w jej skórze w dniu, w którym jej klientki w końcu do niej dotrą. Chyba jednak nie wiedziała z kim zadziera.