Grupa Żywiec wprowadza plan „reorganizacyjny” i chce się skupić na swoich czterech głównych browarach. Browar Leżajsk ma zatem zakończyć niebawem produkcję. Jednocześnie koncern uspokaja miłośników tej marki.
Grupa „po dogłębnej analizie” postanowiła wygasić Browar Leżajsk. Produkcja złocistego trunku potrwa tam tylko do czerwca. Jednocześnie piwo marki Leżajsk ma być ciągle dostępne – tylko będzie po prostu produkowane przez inne zakłady koncernu.
Miłośników marki nie musi to rzecz jasna przekonać, tym bardziej że leżajski browar ma wspaniałe tradycje, sięgające jeszcze Zygmunta I Starego. Ok, można powiedzieć, że takie nawiązywanie przez współczesną markę do historii jest nieco naciągane – jednak naprawdę szkoda, że nie będziemy już mieli zakładu z takimi tradycjami. A piwo Leżajsk produkowane np. w Żywcu to, cóż, już nie do końca to samo.
Browar Leżajsk się zwija, a dla piwa nastały ciężkie czasy
Co stoi za decyzją Grupy Żywiec? Koncern mówi, że chce się teraz skoncentrować na swoich czterech głównych browarach – tych w Żywcu, Elblągu, Warce i Namysłowie. Firma zapowiada też, że w ciągu następnych lat zainwestuje w te browary aż 600 mln zł. Z drugiej strony – w Leżajsku zagrożonych jest aż ponad 100 etatów.
Z biznesowego punktu widzenia decyzję łatwo zrozumieć – mniej browarów to łatwiejsza logistyka i szybkie oszczędności. To też jednak sygnał, że na rynku piwnym nie dzieje się najlepiej. Przez czasy pandemii konsumpcja piwa ostro spadła, a w 2022 r. nie powróciła do takich poziomów, jakich oczekiwali browarnicy. Słupki sprzedażowe to nie wszystko – ważniejsze mogą być zmiany wręcz o charakterze społecznym. Mamy roczniki, które weszły w dorosłość w czasie pandemii i one już nie kojarzą „dojrzałości” z tym, że mogą napić się piwa w pubie czy klubie. Zresztą, wiele badań pokazuje, że jedynym rodzajem piwa, którego konsumpcja zdecydowanie rośnie jest to… bezalkoholowe.
Problemy mają więc wielkie browary, jak i te małe, kraftowe, które tak fantastycznie urosły w ciągu ostatniej dekady. Branża piwna natomiast szykuje się na ciężkie czasy, w których być może złocisty trunek nawet straci status „kultowego” napoju (no, chyba że zastosujemy belgijski trik). A na browary odwołujące się do kilkusetletnich tradycji na tym rynku miejsca może zwyczajnie zabraknąć.