Wraz z dniem 1 marca nastąpi automatyczny zapis do PPK. Pracownicy, którzy nie chcą odkładać na swoją emeryturę z państwem, będą mieli dwa miesiące na złożenie deklaracji o wypisaniu się z Pracowniczego Planu Kapitałowego. Nic nie szkodzi, bo za cztery lata państwo znowu ich zapisze do PPK, i tak w nieskończoność.
Największy problem z PPK jest taki, że kolejne reformy podkopały zaufanie Polaków do oszczędzania z państwem
Rządzący naprawdę się zawzięli na pracowników, którzy nie chcą brać udziału w Pracowniczych Planów Kapitałowych. W tym celu wymyślili sobie mechanizm cyklicznego automatycznego zapisu co cztery lata. Pierwszy będzie miał miejsce już w tym roku. Pracownicy wypisani z PPK będą musieli po raz kolejny złożyć oświadczenie o rezygnacji. Teoretycznie można to zrobić w każdej chwili, ale w przypadku automatycznego zapisu wybór momentu jest dość istotny. Jeżeli pracownik nie wstrzeli się w okienko pomiędzy 1 marca a 30 kwietnia, to zostanie mu z wynagrodzenia potrącona przynajmniej jedna składka.
Żeby nie było: same PPK wcale nie są takie złe. Uczestnictwo w programie ma kilka zalet, z których najważniejszą jest pozytywny wpływ na wysokość przyszłej emerytury. Oprócz naszej składki na nasz kapitał emerytalny składają się także dopłaty od państwa i pracodawcy.
Co więcej, zaoszczędzone w ten sposób pieniądze teoretycznie są naszą własnością. W przeciwieństwie do OFE zgromadzone w ten sposób pieniądze możemy sobie nawet wypłacić. Oczywiście państwo potrąci sobie 19 proc. podatku od zysków kapitałowych, dopłaty przezeń dokonane oraz 30 proc. wpłat ze strony pracodawcy. To jednak wciąż relatywnie uczciwy układ w porównaniu do poprzednich rozwiązań emerytalnych, z którymi politycy mogli robić, co im tylko przyszło do głowy.
W ten sposób dochodzimy do największej bolączki programu i powodu, dla którego automatyczny zapis do PPK to niefortunne rozwiązanie. Polskiemu systemowi emerytalnemu po prostu nie sposób zaufać. Nie chodzi nawet o to, że ten jest wręcz zaprojektowany jako nieuczciwy. Po prostu kolejne reformy połączone z podejrzanymi transferami zgromadzonych w nim środków podkopały chęć Polaków do oszczędzania z państwem.
Któż w takiej sytuacji może się dziwić pracownikom, że zamiast mglistych obietnic wyższej emerytury woleliby dostawać wyższe pensje już teraz? Nie wspominając nawet o przedstawicielach pokolenia Z i Millenialsach, którzy coraz częściej w ogóle nie wierzą w państwową emeryturę.
Automatyczny zapis do PPK co cztery lata to ignorowanie przez państwo woli obywateli
Państwo dostrzegło ten problem. Rządzący zdają sobie sprawę z tego, że nie wystarczą same zapewnienia spod znaku „tym razem nie zwiniemy waszych pieniędzy”. Stąd automatyczny zapis do PPK. To nie tak, że kogokolwiek do czegokolwiek zmuszają. Po prostu zdecydowali się co cztery lata ignorować wyraźne oświadczenia woli obywateli. Tymczasem statystyki z poprzednich lat są brutalne: z PPK zrezygnowało ponad 75 proc. uprawnionych. Skąd więc w ogóle ten pomysł?
Naiwnością byłoby sądzić, że cykliczny zapis do PPK sprawi, że pracownik po czterech latach zapomni o sprawie i już zostanie w systemie. Zauważy, że nagle jego wypłata z jakiegoś tajemniczego powodu zrobiła się nagle mniejsza. Wtedy z pewnością wypisze się ponownie.
Może w takim razie chodzi o to, żeby pracownicy nie musieli składać deklaracji pracodawcom o ponownym zapisie do PPK? Mogą w końcu przemyśleć sprawę, przeliczyć opłacalność programu i uznać, że uczestnictwo jednak im się opłaci. Problem w tym, że w tym przypadku wcale nie trzeba czekać na automatyczny zapis dokonywany co cztery lata.
W gruncie rzeczy nie bardzo wiadomo, czemu właściwie miałby ten cykliczny zapis do PPK. Jeśli już koniecznie rządzący chcą od czasu do czasu przypominać pracownikom o istnieniu programu, to nie mogliby zastosować po prostu swoich sprawdzonych metod? Co miesiąc na odwrocie rachunków za gaz dostajemy przecież broszury reklamowe tarcz antyinflacyjnych. W sklepach spożywczych pojawiły się ogłoszenia o obniżce VAT na produkty spożywcze.
Wystarczyłoby przecież nałożyć na pracodawcę obowiązek przekazywania co cztery lata pracownikom druku deklaracji o przystąpieniu do PPK. Można dorzucić do tego jakąś rządową broszurkę tłumaczącą zalety udziału w programie. Wychodzi mniej-więcej na jedno. Odpada nam za to element bezpośredniego ignorowania woli obywatela przez państwo.