Dyskusja o tym czy będzie waloryzacja 500 plus ciągnie się od kilkunastu miesięcy. Konkretne deklaracje nie padają ani z ust polityków PiS, ani ze strony opozycyjnej. Wszyscy wiedzą jak kosztowne może się to okazać dla państwa. Ale nie możemy nie zauważyć tego, że w tle znów rośnie nam w Polsce ubóstwo. Również za sprawą tego, że to świadczenie jest coraz mniej warte.
Czy będzie waloryzacja 500 plus?
Festiwal wyborczych obietnic dopiero zaczął się rozkręcać, dlatego niewykluczone, że jeszcze tej wiosny usłyszymy pomysł: waloryzacja 500 plus jeszcze w 2023 roku. Na razie jednak kto może, ten ucieka od twardej deklaracji w tej sprawie. Być może PiS zachowuje to jako kampanijnego asa do wyciągnięcia w najgorętszym okresie przedwyborczym. Problem w tym, że koronny rządowy program już od dobrych kilku miesięcy zaczyna tracić jedyną sensowną rolę, jaką miał dla polskiego społeczeństwa. Bo że demografii nie poprawił, to wiemy od dawna, wszak dzieci rodzi się w naszym kraju rekordowo mało. Ale po jego wprowadzeniu w znacznym stopniu udało się przynajmniej zredukować nad Wisłą ubóstwo, szczególnie to skrajne. Niestety, ogromny wzrost cen towarów i usług sprawił, że i to przestaje działać.
Dziś szacuje się, że wartość świadczenia 500 plus to mniej więcej 350-360 złotych w porównaniu do 2016 roku, kiedy PiS po raz pierwszy je wprowadził. Jednak w rzeczywistości, patrząc na to że jedzenie podrożało znacznie więcej niż wynosi wskaźnik inflacji, w przypadku wielu rodzin może chodzić o realny spadek wysokości przelewu od państwa nawet o sto procent. Oznacza to, że ewentualna decyzja o waloryzacji 500 plus nie będzie de facto oznaczać, że rząd dorzuci pieniędzy Polakom. Tylko że znów zacznie im przekazywać kwotę o wartości zbliżonej do pierwotnej.
Jak podaje Portal Samorządowy, obecnie co ósme dziecko wychowuje się w rodzinie korzystającej z pomocy socjalnej. To właśnie w tej części społeczeństwa spadek wartości 500 plus jest odczuwalny najmocniej. I zapewne najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem byłoby zwaloryzowanie tej kwoty do wysokości chociaż 650-700 złotych (choć realnie powinno to być jakieś 800) w przypadku osób najuboższych. Po to, żeby znów zmniejszyć stopień ubóstwa w naszym kraju. Jak jednak wiemy 500+ od początku był prezentowany jako program powszechny i nic się w tej sprawie nie zmienia – świadczenie nadal pobierają również najbogatsze rodziny. Trudno więc oczekiwać zmiany w tej naczelnej zasadzie, szczególnie że liczba osób, dla których to świadczenie okazuje się wymierną pomocą, rośnie. Wszak masowy wzrost choćby wysokości rat kredytów sprawił, że dla wielu z nas standard życia ostatnimi czasy się pogorszył.
Czy 500+ będzie dużym kampanijnym tematem?
Kwestia waloryzacji 500 plus do 800 plus prędzej czy później pojawi się jako główny kampanijny temat. Już zresztą widać, że partie do tej pory stroniące od szerszej pomocy socjalnej – jak Platforma Obywatelska – zaczęły mocno socjalne projekty proponować. Ostatnio głośny jest pomysł Donalda Tuska mówiący o zeroprocentowym oprocentowaniu kredytów hipotecznych, co de facto jest bardziej socjalną kopią innego, dwuprocentowego, rozwiązania proponowanego przez PiS. Nie zdziwię się zatem, gdy za parę miesięcy od PiS usłyszymy o planach wprowadzenia po wyborach (a może i przed) programu 800+. A potem ktoś inny wyskoczy z 900+. Albo i 1000+. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby takie podwyższenie świadczenia objęło tych, którym to faktycznie realnie pomogłoby wyjść z ubóstwa. I przy okazji zmotywowało na przykład do znalezienia lepszej pracy. Ale mam wrażenie, że głosy takie jak mój są w debacie publicznej ostatnio mało słyszalne.