Konkurs Piosenki Eurowizji to jedno z najbardziej popularnych i cenionych wydarzeń muzycznych na świecie. Co roku na tę imprezę czeka wiele milionów fanów muzyki z całej Europy i innych kontynentów. To nie tylko spektakularne wydarzenie telewizyjne, ale również bardzo ważne dla Europy.
Autorem artykułu jest Andrzej Prendke, specjalista ds. projektów w Fundacji Wolności Gospodarczej
W tym roku, na 37 państw reprezentowanych w konkursie, obywatele dziewiętnastu z nich zarabiają i płacą w euro. Tak jak Eurowizję można traktować jako wyraz europejskiej integracji artystycznej, tak strefa euro jest wyrazem integracji gospodarczej i politycznej. Jak blisko byliśmy sukcesów na obu polach? Czy mogliśmy wygrać Eurowizję i czy my też będziemy zarabiać w euro? Z okazji „tygodnia eurowizyjnego” zapraszamy na powrót do naszej historii w Eurowizji oraz dotychczasowej wizji na przyjęcie euro w Polsce.
Dwa muzyczne światy, czyli między Wschodem a Zachodem
Po raz pierwszy Eurowizja została zorganizowana w 1956 roku, w czasie kiedy Europa wciąż dochodziła do siebie po II Wojnie Światowej. Konkurs piosenki miał na celu zbliżenie narodów europejskich i promowanie pokoju i porozumienia. W kolejnych latach konkurs stawał się coraz bardziej popularny, a liczba uczestników zwiększała się z roku na rok. W ten sposób Eurowizja przyczyniła się do zwiększenia znaczenia i widoczności mniejszych krajów. Pomimo prezentowania się jako apolityczna, w praktyce polityka zaczęła odgrywać coraz większą rolę. Konkurs na przestrzeni lat stał się rodzajem europejskiej soft power, propagującej ideę europejskości poprzez muzykę, modę i otwarcie na inne kraje.
Między innymi ze względu na to ostatnie, od początku istnienia konkursu, aż do ostatecznego upadku Związku Radzieckiego, do rywalizacji nie przystępowały państwa bloku wschodniego. W zamian miały swoje własne festiwale – Konkurs Piosenki Interwizji czy Konkurs Piosenki Radzieckiej. Inicjatywy miały podobne cele co zachodni odpowiednik, czyli pokazanie potencjału kulturowego państw bloku wschodniego i propagowanie ideologii socjalistycznej poprzez sztukę i muzykę. Wówczas to tam, a nie na europejskiej scenie, było miejsce polskich artystów.
Do „prawdziwego” konkursu mogliśmy przystąpić dopiero po transformacji ustrojowej. Debiutowaliśmy w 1994 i odnieśliśmy znaczący sukces – drugie miejsce zdobyła wtedy Edyta Górniak z piosenką “To nie ja!”. Polska zajęła drugie miejsce w konkursie, a artystka otrzymała 168 punktów. Przegrała tylko z gospodarzem – Irlandią.
Do dzisiaj nie brak głosów, że Polska delegacja skorzystała na zainteresowaniu i sympatii, którą cieszyły się nowe państwa, które dołączyły do Konkursu. Jako kraj ambitny, którego najnowsza historia wskazywała na konsekwentne dążenie do świata Zachodu, europejska scena muzyczna powitała nas z otwartymi ramionami. Wynik Edyty Górniak w 1994 roku do dzisiaj nie został pobity przez żadnego polskiego wykonawcę, a więc to w momencie przyjęcia nas do elitarnej strefy muzyki rozrywkowej Europy, byliśmy najbliżej triumfu. A kiedy byliśmy najbliżej triumfu bycia przyjętym do innej europejskiej strefy: strefy walutowej?
Górniak była blisko zwycięstwa w Eurowizji w 1994, a w 2012 Polacy byli bliscy zarabiania w euro
Polska przystąpiła do Unii Europejskiej w 2004 roku. Każde państwo członkowskie Unii Europejskiej (z wyjątkiem Danii) ma obowiązek uczestnictwa w unii gospodarczo-walutowej i – po spełnieniu wymaganych warunków, zwanych kryteriami konwergencji – przyjęcia wspólnej waluty. Te obowiązki nakładają na nas artykuły 109e, i 109j-109l Traktatu o Unii Europejskiej (tzw. Traktat z Maastricht), który przyjęliśmy wchodząc do Unii Europejskiej w 2004 roku. Polacy zatem już raz wypowiedzieli się w tej sprawie, gdy mówili „tak” dla UE w referendum akcesyjnym 7-8 czerwca 2003 roku.
Polska jednak nie mogła od razu po znalezieniu się w UE przyjąć wspólnej waluty, nawet gdyby była taka wola polityczna. Wprowadzenie euro wymaga bowiem spełnienia określonych kryteriów (tzw. kryteriów konwergencji), takich jak stabilność cenowa, stabilność finansowa i niski poziom inflacji, co wymaga znacznych wysiłków ze strony rządu i banku centralnego.
W pół roku po wejściu do UE, w listopadzie 2004 roku, ówczesny minister finansów w rządzie Marka Belki Mirosław Gronicki podkreślał, że Polska nie będzie ogłaszać w oficjalny sposób planowanych terminów przejścia na euro. Zauważył jednak, że przyjęcie euro leży w strategicznym interesie Polski i pozwoli na wywieranie większego wpływu na decyzje podejmowane w ramach UE. Gronicki jedynie sugerował, że mógłby to być 2009 rok.
Przełom nastąpił w 2008 roku. To wtedy ówczesny premier Donald Tusk, niespełna rok po tym, jak koalicja PO-PSL przejęła władzę, publicznie ogłosił, że euro przyjmiemy w 2011 roku. Ministerstwo Finansów twierdziło wówczas, że Polska spełnia już większość kryteriów koniecznych do przystąpienia do strefy euro.
Tusk dodawał, że najambitniejszy plan rządu związany z przyjęciem euro zakłada, że już na przełomie maja i czerwca 2009 r. Polska przystąpiłaby do mechanizmu stabilizacyjnego ERM2, który stanowi „przedsionek” strefy euro i także jest jednym z wymagań wdrożenia europejskiej waluty. Według tego wariantu do końca 2008 r. miałoby nastąpić porozumienie polityczne w sprawie zmiany konstytucji, a zimą trwałyby prace nad nowelizacją. Wprowadzenie euro wydawało się realne, jak nigdy dotąd.
Początkowo zdystansowany wobec tej propozycji ówczesny Prezydent, Lech Kaczyński, jednocześnie podkreślał, że to ważne, aby była perspektywa wprowadzenia w naszym kraju europejskiej waluty, bo to – jak mówił – stabilizuje sytuację i jest ważnym sygnałem dla partnerów Polski.
Niestety cały plan już kilka dni po oświadczeniu Premiera Tuska stanął pod znakiem zapytania. Niedługo po jego słowach upadł jeden z największych na świecie banków inwestycyjnych – Lehman Brothers. To spowodowało załamanie na rynku kredytów hipotecznych i zaczął się globalny kryzys gospodarczy.
Pomimo, że kryzys uderzył w polską gospodarkę i finanse publiczne prowadząc do wzrostu deficytu i długu publicznego, to rząd nie zamierzał tematu euro porzucać. Było to wręcz konieczne, ponieważ podtrzymywanie woli przyjęcia euro miało działać stabilizująco na inwestorów. Rozpoczęto techniczne przygotowania do przyjęcia wspólnej waluty. Powołany został pierwszy pełnomocnik rządu ds. wprowadzenia euro przez Rzeczpospolitą Polską. Został nim ówczesny wiceminister finansów Ludwik Kotecki.
Na początku 2009 r. gotowa była mapa drogowa przyjęcia euro, a w niej znalazł się kalendarz kroków, które będziemy musieli wykonać. Na nową, bardziej precyzyjną datę przyjęcia euro wybrano 1 stycznia 2012 roku. Tak się jednak nie stało a w wyniku kryzysu w strefie euro, Polska postanowiła jeszcze raz odłożyć decyzję o wprowadzeniu euro. W kolejnych latach Polska starała się o spełnienie kryteriów konwergencji, a w 2012 r. Narodowy Bank Polski podał, że Polska jest ponownie bliska spełnienia tych wymagań. Premier Tusk zaznaczał wówczas, że realną datą wejścia do strefy euro jest rok 2015.
W 2015 r. sytuacja jednak znowu się zmieniła, jednak tym razem nie gospodarczo, a politycznie. Do władzy doszło PiS – ugrupowanie fundamentalnie przeciwne poszerzaniu integracji europejskiej o wspólną walutę. Jedną z pierwszych decyzji rządu Beaty Szydło, podjętą jeszcze w roku objęcia władzy, była likwidacja działającego w strukturze w resortu finansów pełnomocnika ds. integracji ze strefą euro.
Obecnie perspektywa przyjęcia unijnej waluty jest bardzo odległa. Kluczowy jest bowiem opór prezesa NBP Adama Glapińskiego, który jasno deklaruje, że za jego kadencji Polska nie będzie członkiem strefy euro. Tym opiniom wtóruje Premier Mateusz Morawiecki, który powołuje się na mity o „euro-drożyźnie”, w krajach, które posługują się wspólną walutą. O nieprawdziwości jego twierdzeń pisaliśmy więcej tutaj.
Kiedy zrealizujemy wizję na euro i kiedy wygramy Eurowizję?
Polityka trwających rządów PiS nie wskazuje na zmianę nastawienia i ostatecznie już ani razu nie zbliżyliśmy się do strefy euro jak wcześniej. Podobnie nie został powtórzony sukces naszego pierwszego występu na Eurowizji i ówczesnego odznaczenia się na europejskiej scenie drugim miejscem. Od tej pory nasi reprezentanci zajmowali miejsca tylko dalsze, a niejednokrotnie nie mieli szczęścia w kwalifikacjach do finału.
Polacy historycznie jednak wykazują dążenie do Europy – czy to na scenie muzycznej, czy gospodarczej. Konkurs Piosenki Eurowizji jest niezmiennie popularny i polscy widzowie liczą w końcu na zwycięstwo, a poparcie dla wspólnej waluty jest dalej wysokie, co wynika z badań Eurobarometru przeprowadzonych w 2021 r. (według nich 56% Polaków popiera wprowadzenie euro w Polsce) oraz badań dyskusji internetowych “Indeks Eurosentymentu” przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Wolności Gospodarczej. W końcu przyjęcie euro może przynieść wiele korzyści, takich jak ułatwienie handlu z innymi krajami UE, zwiększenie bezpieczeństwa finansowego, a także ułatwienie przepływu kapitału i inwestycji.
Pozostaje sobie życzyć, by nasze ambicje zostały zrealizowane. Jednak do tego potrzebna będzie zmiana wykonawców – na scenę muzyczną powinniśmy, inaczej niż zwykle, wysyłać wysokiej klasy artystów, a na scenę polityczną polityków opowiadających się za prawdziwą integracją z Europą.