Jednym z najbardziej stresujących momentów każdej podróży samolotem jest kontrola bezpieczeństwa. Jest szansa, że już niedługo się to zmieni. Wielkimi krokami zbliża się bowiem rewolucja, w ramach której limit płynów w bagażu podręcznym odejdzie w zapomnienie. Wiele wskazuje też na to, że nie będzie potrzeba wyciągać z plecaka czy torby wnoszonego na pokład sprzętu elektronicznego. Problem jak zwykle jest jeden – wysokie koszty wprowadzenia nowej technologii.
Limit płynów w bagażu podręcznym ma zniknąć. Czy już niedługo wejdziemy do samolotu z własną kawą?
O tym, że limit 100 mililitrów płynów, które obecnie można wnieść na pokład samolotu powinien odejść do lamusa mówi się od dawna. Są już nawet lotniska, gdzie pasażerowie nie muszą zawracać sobie głowy tym ile płynów mają w bagażu podręcznym. Przykładem może być lotnisko Londyn-City, czy port lotniczy w irlandzkim Shannon. Zresztą Wyspiarze narzucili sobie ambitny plan, który zakłada, że do połowy 2024 roku na wszystkich lotniskach limity płynów znikną.
Wszystko za sprawą skanerów 3D, które pozwalają na stworzenie znacznie dokładniejszego oraz wyraźniejszego obrazu tego, co znajduje się w bagażu podręcznym. Podstawą ich działania jest automatyczny pomiar masy i gęstości przez specjalne urządzenia bez ingerencji człowieka. Tym samym kontrolerzy będą mogli z dużą precyzją wyłapywać rzeczy, których przewóz jest zabroniony. Nowa technologia przyczyni się także do braku konieczności wyciągania do kontroli przewożonego sprzętu elektronicznego.
Pasażerów czeka zatem spora rewolucja, która wpłynie przede wszystkim na skrócenie czasu oczekiwania na bramkach bezpieczeństwa. W chwili obecnej jest to duża bolączka wszystkich dużych portów lotniczych. Parę miesięcy temu doszło nawet do tego, że linie lotnicze Emirates prosiły swoich klientów odlatujących z londyńskiego Heathrow, by nie pakowali do bagażu podręcznego żadnych płynów. W ten sposób czas kontroli miał być krótszy.
Technologia już jest, gorzej z pieniędzmi
W rozmowie z portalem money.pl Rafael Schvartzman, wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych IATA zapewniał, że technologia jest już gotowa. Stąd też teoretycznie można by było korzystać z niej na każdym europejskim lotnisku. Problemem jak zwykle w takich przypadkach jest koszt skanerów 3D. Zdaniem Schvartzmana wysokie nakłady finansowe sprawiają, że powszechna rewolucja w kontroli bezpieczeństwa na pewno będzie trwała dość długo. Na początku na wymianę sprzętu będą mogły pozwolić sobie jedynie największe lotniska.
Stopniowe wprowadzanie nowej technologii zapowiedziała Hiszpania. Od początku 2024 roku skanery 3D mają być dostępne na lotniskach Madryt-Barajas oraz Barcelona El-Prat. Jeśli chodzi o Polskę to na ten moment jednoznacznych deklaracji brak. Na razie muszą więc wystarczyć nam takie rozwiązania jak wyrobienie paszportu w 15 minut. Niemal pewne jest jednak, że usprawnienia kontroli bezpieczeństwa będą powoli pojawiać się w całej Europie. Nikt nie będzie chciał przecież zostać w tyle.