Po raz pierwszy w życiu moja prywatność została uszanowana w aptece.
RODO miało zmienić europejski krajobraz dotyczący ochrony prywatności i danych osobowych. I zmieniło. Wielu prawników, informatyków, szkoleniowców oraz producentów kas fiskalnych wystawiło sobie za to pod Warszawą wille. Nie zmieniła się tylko liczba oszustw dokonywanych z wykorzystaniem danych osobowych, niechcianych telefonów, wyłudzeń. No i przepisy przepisami, a życie życiem, co najdobitniej można było zweryfikować chociażby w aptekach.
PESEL w aptece jest krępujący
Choć wielu Polaków z pewnego rodzaju namaszczeniem i aurą tajemniczości podchodzi do numeru PESEL, to nie popadałbym tutaj w paranoję. Nie są to dane wrażliwe, PESEL wielu osób bez większego trudu da się uzyskać w internecie, a porządna instytucja finansowa nie powinna w oparciu o sam PESEL wydać na przykład pożyczki pieniędzy.
Tym niemniej po to wprowadzono idiotyczne rozporządzenia, by jednak minimalizować sytuacje, w których nasze dane osobowe są narażane na kontakt z osobami niepowołanymi. Coraz częściej lekarz nie woła nas z nazwiska, recepcjonistka w szpitalu dyskretnie prosi o dowód osobisty, zamiast kazać podawać na głos wszystkie dane osobowe (najlepiej wraz z historią przebytych chorób) i tylko apteki są pewnego rodzaju kuźnią wszelkiego zaścianku w zakresie podstawowej ochrony naszych danych.
Wszystko za sprawą recept elektronicznych, które co do zasady są przecież ogromnym ułatwieniem. Żeby je jednak zrealizować, należy w aptece podać kod tej recepty, a następnie nasz numer PESEL. Miałem przyjemność przez taką procedurę przechodzić wielokrotnie, w różnych aptekach, w różnych miejscowościach i zawsze wyglądało to w ten sam sposób. Niezależnie od tego ile osób, by się w aptece nie znajdowało, zawsze należało wyrecytować na głos cały numer PESEL.
Czy mogę z tym żyć? No mogę
Ale gdybym miał wybór to wolałbym tego nie robić. Bawi mnie jednak sytuacja, w której Państwo z jednej strony na tę biedną aptekę nakłada szereg rozmaitych wymogów formalnych dotyczących danych osobowych, może kupowali nowe komputery, może przemeblowali kantorek, może zatrudnili do tego dodatkowego człowieka zwanego inspektorem, a na samym końcu i tak mnóstwo osób musi wykrzyczeć na cały sklep swoje dane osobowe, najlepiej powiązane z nazwami leków na na przykład choroby weneryczne.
I tutaj kilka dni temu miłym zaskoczeniem okazała się dla mnie jedna z aptek sieci Medicover. Pani w okienku wzięła ode mnie kod recepty, a następnie podstawiła pod nos klawiaturę numeryczną i kazała wklepać PESEL. Nareszcie. Czemu to nie jest standardem? Nie mam pojęcia. To nie jest tak na dobrą sprawę fizyka jądrowa. Wystarczy, że klawiatura będzie podpięta do komputera z odpalonym notatnikiem i umożliwi farmaceucie przeklejenie wpisanego przez nas numeru do systemu recept. Nikt – no, prawie nikt – jednak tego na co dzień nie stosuje.