Pierwsza polska elektrownia jądrowa ma powstać na Pomorzu. Za jej budowę ma odpowiadać prywatno – publiczne konsorcjum, oczywiście międzynarodowe, Polska nie ma takiej technologii.
Ten ważny, a niestety zbyt mało ograny w mediach fakt skłania mnie do trzech refleksji.
Pierwsza. Jeszcze podczas studiów miałem zajęcia nazwane “pracownią dziennikarską”, o dziwo nie były one teoretycznie praktyczne a praktycznie teoretyczne. Naprawdę polegały na pisaniu i dyskutowaniu o napisanych tekstach. Czegoś uczyły, a tak naprawdę uczył nas i pokazywał nam jak się uczyć red. Leszek Rafalski, znana postać krakowskiego i małopolskiego dziennikarstwa. Z wykształcenia był jednak nie dziennikarzem czy politologiem, a fizykiem atomowym. Jak sam mówił, szedł na właśnie takie studia bo był przekonany, że będzie praca w zawodzie. Nikomu nie zaglądam w pesel, ale chyba minął się z nią o pokolenie. I to wcale nie jest jego wina, odnalazł się zresztą w zupełnie innej przestrzeni zawodowej.
To Polska, z różnych względów, miała ogromny problem z uruchomieniem energii atomowej, najpierw niepopularnej na fali tragedi czernobylskiej, później zarzuconej, bo tak do końca lat 90. naprawdę było tyle tematów i ognisk zapalnych życia publicznego, że jakoś to można zrozumieć. Później pomysł pozostawał gdzieś na sztalugach, poprzednia koalicja, której największym składnikiem była Platforma Obywatelska, też nie zrealizowała swojego postulatu jakim była budowa elektrowni atomowej, choć powołała do tego spółki celowe. To wszystko oznacza, że zawsze było coś ciekawszego albo bardziej ważnego do zrobienia w polityce, niż polityka energetyczna. I dopiero nóż na gardle, bo tak trzeba określić ceny energii, jakie mamy w Polsce, wymusza jakieś ruchy. Dodam, że póki co planistyczne. A od planu do realizacji jest długa droga.
Lubimy energię atomową, choć jej jeszcze nie mamy
Druga refleksja. Polacy co do zasady są społeczeństwem popierającym energię atomową. Pokazuje to naszą względną odporność na mizantropijny przekaz wszelkich zielonych aktywistów którzy lubią straszyć. Jestem jak najbardziej za jak najczystszymi źródłami energii i energia atomowa jest właśnie takim źródłem. Oczywiście, generuje ona odpady. Ale każdy widział chyba zdjęcie z “pogrzebu” łopat turbin wiatrowych z którymi na obecnym etapie rozwoju technologii nie bardzo wiemy, co innego zrobić. O hałdach na Śląsku nie wspominając. Można więc uznać, że z dostępnych opcji atom jest opcją bardzo dobrą, może nawet najlepszą. Pozwala na produkcję energii względnie niskim kosztem i przy istniejących, ale nie aż tak rozległych kosztach zewnętrznych. W polskich realiach to jednak paradoks. Bo za budowę elektrowni będzie współodpowiadać państwo, któremu Polacy nie ufają.
Refleksja numer trzy. Jest takie powiedzenie, ponoć wygłoszone przez Winstona Churchilla, jednego z popularniejszych dawców internetowych cytatów, które głosi, że ludzie kształtują budynki, ale później to budynki kształtują ludzi. Tak samo jest ze zmianami technologicznymi. Inny rodzaj energii puszczony w gniazdku to coś więcej, niż tylko zmiana kolorków w wykresie kołowym miksu energetycznego. To nowy sposób zorganizowania ważnej gałęzi produkcji a już na pewno jej istotnej części, takiej, która umożliwia wielką skalę w produkcji wszystkiego innego, bo dziś prawie wszystko jest na prąd. Ten felieton też jest na prąd. Nie da się go przeczytać bez niego. Ta zmiana technologii dostarczania energii może za sobą pociągnąć inne. Idealistycznie mam nadzieję, że związane z większym szacunkiem do pracy wykwalifikowanej, środowiska naturalnego, które energia atomowa chroni i do nauki rozumianej tu jako dostarczycielka optymalnych dla ludzi rozwiązań.
Jednocześnie, nie udaje się nam jako Polakom w pełni puścić produkcji energii atomowej na rynek. Polskie Elektrownie Jądrowe, uczestnik konsorcjum, które ma zbudować u nas elektrownię, to podmiot w pełni kontrolowany przez Skarb Państwa. Pozostajemy więc we wzorcu nieoptymalnym, jakim dla mnie jest współpraca z państwem przy produkcji dobra, na które będzie zbyt, wytwarzanego przez technologię, którą ma strona prywatna. Nie żyjemy jednak w idealnym świecie a już na pewno nie w idealnym państwie. Suma plusów jest większa, mimo wszystko, niż minusów. Największym jest jednak to, że wybieramy technologię, która może pchać naszą przyszłość w dobrym kierunku.
Teraz trzeba jeszcze czekać na to, czy wizualizacje i szkice staną się rzeczywistością. I być gotowym na to, aby rozliczać tych, którzy nie będą umieli tego dowieźć.
Politolog, filozof, komentator i felietonista. Ma na koncie książki o libertarianizmie, filmy o wolnorynkowych ekonomistach, doświadczenie w trzecim sektorze i związaną z nim pracą u podstaw.