Jeżeli mam wskazać jeden zwyczaj w szeroko rozumianym handlu, którego serdecznie nie znoszę, to byłyby to prawdopodobnie loterie paragonowe. Nie to żebym miał coś przeciwko samej koncepcji. Po prostu można osiągnąć ten sam sposób bez zmuszania niewinnych domowników do użerania się z tym jakże męczącym zwyczajem.
Lidl niechcący obudził we mnie traumę po loteriach paragonowych Ministerstwa Finansów sprzed kilku lat
Albertowi Einsteinowi przypisuje się stwierdzenie, że „szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”. Młodsze pokolenia mogą kojarzyć tę wypowiedź raczej z antagonistą pewnej gry komputerowej. Moją prywatną definicją szaleństwa są zaś loterie paragonowe, z bardzo zbliżonych powodów. Nikogo po takim wstępnie nie zdziwi stwierdzenie, że szczerze ich nie cierpię. Czym mi tak podpadły? Tak naprawdę nie chodzi mi o samą koncepcję, ale o sposób jej wykonania ze strony sieci producentów, sprzedawców oraz wcześniej Ministerstwa Finansów.
Pod pojęciem „loterie paragonowe” przy okazji ukryję także zbliżone promocje polegające na innych sposobach rejestrowania transakcji, by mieć szansę na wygranie czegoś od organizatora. Nie musi to być paragon, równie dobrze może to być kod pod kapslem albo nakrętką, etykieta, patyczek od lodów, czy dosłownie dowolny inny bibelot. Podstawowym problemem jest dla mnie sam mechanizm.
Jeżeli ktoś myśli, że po prostu nie chce mi się tego wszystkiego wpisywać, to ma oczywiście całkowitą rację. Zanim jednak przyjdzie wam do głowy nazwać mnie zwykłym leniem, to chciałbym wam zwrócić uwagę, jak to dzisiaj wygląda. Weźmy na przykład taką loterię paragonową, którą organizuje teraz Lidl.
Ta konkretna promocja jest bardzo klasyczna w swojej konstrukcji. Robimy zakupy, których potwierdzeniem jest paragon. Na paragon rejestrujemy na stronie internetowej sieci opinię, którą musimy wystawić sklepowi. Jest też mój „ulubiony” element zmuszania konsumenta do napisania kilku słów od siebie. Przyznaję, że tym razem teoretycznie to uczestnik konkursu chce czegoś od sklepu, w tym przypadku: szansy na wygraną. Nie będę się więc jakoś bardzo czepiać.
Po zostawieniu Lidlowi laurki możemy zarejestrować swój paragon w loterii. Byłoby prościej, gdyby sieć nie nazwała kluczowego numeru w inny sposób przy obydwu czynnościach. Na szczęście opatrzyła go tym samym zdjęciem, więc chyba wypełniłem formularz dobrze.
Najlepiej byłoby po prostu zautomatyzować loterie paragonowe za pomocą firmowych aplikacji
Ktoś mógłby powiedzieć, że nikt nikogo do udziału w loterii nie zmusza. Różnie z tym jednak w polskich rodzinach bywa. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy gorzej zorientowani technicznie domownicy proszą swoje dzieci, wnuki, albo partnerów o dokonanie tej czynności za nich. Kto odmówi takiej prośbie? Tym samym zupełnie niewinne osoby wykonują sporo niepotrzebnych czynności związanych z rejestracją losu.
Jeżeli mamy do czynienia z jednym paragonem z Lidla, to pół biedy. Ekstremalnym przykładem jest organizowana przed laty loteria paragonowa Ministerstwa Finansów. Przeciętny konsument każdego miesiąca generuje ich całkiem sporo. Wyobraźcie sobie teraz wybitnie nieprzyjazne rejestrowanie każdego z nich miesiąc w miesiąc. Prawdę mówiąc, w tym momencie nie interesuje mnie ani trochę to, czy prawdziwe były rewelacje o wygranej głównej nagrody przez koleżankę wiceminister odpowiedzialnej za przygotowanie loterii. Liczy się to, że po fali krytyki resort dał sobie spokój z ich organizowaniem.
Kolejnym problemem, o którym warto wspomnieć, jest konieczność przechowywania „losu” na tej loterii aż do jej rozstrzygnięcia. Mogą to być paragony, mogą to być inne przedmioty. Ważne jest to, że tak naprawdę trzymamy w domu śmieci, których miejsce jest we właściwym koszu.
Wspomniałem wcześniej, że denerwują mnie nie tyle loterie paragonowe jako takie, ile to, w jaki sposób są organizowane. Czy byłbym więc w stanie wymyślić coś lepszego? Jak najbardziej. O wiele prościej i wygodniej byłoby organizować loterie za pomocą firmowej aplikacji, która i tak jest wykorzystywana przy każdych zakupach. Niektóre z nich, na przykład lidlowa, podliczają nawet nasze wydatki na potrzeby programu lojalnościowego i mają bazę danych wirtualnych paragonów. Po co więc bawić się w jakieś archaiczne rytuały, skoro można zwyczajnie zautomatyzować cały proces?