Opisywaliśmy wczoraj historię aktorki, która na zakopiańskich Krupówkach została zaatakowana przez faceta w stroju misia.
Aktorka nagrywała sobie film stojąc na ulicy, z kolei mężczyzna wszedł w kadr i domagał się uiszczenia jej pieniędzy za to, że w tym filmie występuje. Napisaliśmy nawet artykuł, w którym wyjaśniliśmy, że takie działanie to wyłudzanie pieniędzy i pod żadnym pozorom naciągaczom nie należy za coś takiego płacić.
Miś z Krupówek się doigrał
Najnowsze doniesienia, jakie przyniósł wczoraj Tygodnik Podhalański, rzuciły nowe światło na dalsze losy tego kontrowersyjnego bohatera. Jak się okazuje, jego działalność nie była zgodna z przepisami także prawa miejscowego. Strażnicy miejscy zatrzymali mężczyznę i ukarali go mandatem za nielegalne zarabianie na fotografowaniu się z turystami. Swoje działania opierali na miejscowych przepisach i obowiązkach, których powinny dopełnić tak przedsiębiorcze niedźwiedzie, uzyskując stosowne zezwolenie.
Władze Zakopanego wyraźnie sygnalizują, że choć działalność tego typu jest możliwa na deptaku, wymaga oficjalnego pozwolenia wydanego przez burmistrza. Do tej pory tylko dwie osoby otrzymały takie zezwolenie, co czyni działania „misiowego” przedsiębiorcy jeszcze bardziej dyskusyjnymi. Co ciekawe, jedną z tych dwóch osób od zezwolenia jest inny biały miś, który jednak grasuje w zupełnie innej okolicy.
Pamiętajmy, że nielegalne w świetle lokalnych regulacji zarabianie na fotografii to tylko wierzchołek góry lodowej. Postępowanie mężczyzny można było również interpretować jako wyłudzenie, natarczywe żebractwo, a także działalność potencjalnie naruszającą przepisy podatkowe. Brak odpowiedniego pozwolenia był zatem tylko „wisienką na torcie” serii przepisów łamanych przez tego indywidualistę.
Lekcja na dziś: jeśli żyjesz z wyłudzania pieniędzy, to nie pchaj się przed kamery
Trudno tak naprawdę powiedzieć czy mężczyzna powróci niebawem na szlak, a cała sprawa czegoś go nauczy. Z całą jednak pewnością stał się obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli wizerunkowego kryzysu miasta Zakopane, z którym to boryka się już od pewnego czasu. Polacy są zirytowani tym, że mieszkańcy gór zaczęli przekraczać granice dobrego smaku na styku folkloru i turystyki. Zaślepieni pogonią za pieniądzem, coraz częściej traktują turystów jak dojne krowy.
I oczywiście nie ma niczego złego w tym, że ktoś chce zarabiać na turystyce. Problem pojawia się natomiast wtedy, gdy z jednej strony chce się sprzedawać specyficzną aurę nietypowego regionu, a z drugiej strony cała jego kultura zostaje zastąpiona kulturą pieniądza. A pieniądze to akurat znamy dobrze, bo drukujemy je sobie w Warszawie.