Nie powinniśmy się cieszyć, że firmy przenoszą część swojej działalności do Indii, tylko załamywać ręce

Gospodarka Dołącz do dyskusji
Nie powinniśmy się cieszyć, że firmy przenoszą część swojej działalności do Indii, tylko załamywać ręce

Fala zwolnień w IT wiąże się z przenoszeniem części działalności do Indii. Być może po takie rozwiązanie sięgną także polskie firmy. Koszty zatrudnienia ciążą w końcu także im. Jeśli tak się stanie, to nie powinniśmy się cieszyć, że mamy takie zaradne i rozwijające się przedsiębiorstwa. Powinniśmy raczej załamywać ręce, bo outsourcing do Azji to piłowanie gałęzi, na której cały zachodni świat siedzi.

Zastępowanie polskich specjalistów Hindusami od dłuższego czasu jest już całkiem realną możliwością

Rzeczywiste rozmiary rzekomej fali masowych zwolnień przetaczających się przez Polskę okazały się mocno przesadzone. Jest jednak pewna branża, która rzeczywiście miała w ostatnich miesiącach pewne problemy. Podobnie jak na świecie, koniec pocovidowej hossy sprawił, że polskie IT również staje przed ważnym dylematem. Firmy mogą zrezygnować z nadmiernego zatrudniania, przestać podnosić pensje. Mogą również zacząć zwalniać.

Dość istotnym czynnikiem sugerującym tę najbardziej drastyczną opcję jest oczywiście silna konkurencja z państw azjatyckich, w szczególności z Indii. Nie da się ukryć, że wielu globalnych gigantów przenosi do tego państwa część swojej działalności. Dotyczy to w szczególności tych stanowisk, które w zasadzie nie wymagają jakichś wysoce specjalistycznych umiejętności. Nawet jednak w tym przypadku obecni pracownicy nie mogą czuć się bezpieczni. Indie to nie tylko obsługa klienta w języku angielskim, ale także doświadczeni i utalentowani programiści. Nie bez powodu Indie mają drugą najszybciej rosnącą giełdę na świecie.

Im bardziej rosną koszty zatrudnienia w Polsce, tym bardziej konkurencyjni stają się Hindusi. Tym samym sięgnie pokusa, by sięgnąć po outsourcing, którego Indie są dzisiaj światową stolicą. Czy warto? Z punktu widzenia polskiej firmy to dość ciekawe rozwiązanie. Przyczyny są właściwie te same, co w przypadku największych przedsiębiorstw na całym świecie. Chodzi o korzyści finansowe oraz przerzucenie części kosztów organizacyjnych na zewnętrzne podmioty, a więc firmy zatrudniające pracowników w samych Indiach.

Z czysto PR-owego punktu widzenia można próbować nawet budować narrację, że oto dana firma rozwija się tak dobrze, że aż sięga po zagranicznych specjalistów. Gdy jednak przyjrzymy się tematowi, patrząc od strony interesów naszego społeczeństwa, to sprawa nie wygląda już tak korzystnie.

Masowy outsourcing wszystkiego jest niekorzystny z punktu widzenia gospodarek państw zachodnich

Postawmy sprawę jasno: każdy specjalista z Indii zastępujący Polaka oznacza, że nasz rodak i współobywatel najprawdopodobniej stracił swoje miejsce pracy. Całkiem możliwe, że cały zakład pracy zostanie przeniesiony poza granice naszego kraju. Tak już się zresztą dzieje, choć przypadek Infosys Poland z początku tego roku jest dość specyficzny. Owszem, firma miała zwolnić prawie 200 osób, ale należy ona do indyjskiego miliardera. W kwietniu portal money.pl sugerował, że do podobnego ruchu szykuje się Nokia.

Teoretycznie sytuacja w branży IT nie powinna rzutować na całą gospodarkę. Warto jednak zauważyć, że dokładnie to samo przerabialiśmy już w większej skali z przemysłem. Cały świat zachodni w ostatnich dekadach dosłownie rzucił się na przenoszenie produkcji do państw azjatyckich. Były to między innymi Chiny. Rezultat jest takich, że Państwo Środka zyskało know-how oraz technologię, którą nie zawsze pozyskiwało w uczciwy sposób. Teraz mamy do czynienia z globalną potęgą gospodarczą, która próbuje rzucać wyzwanie Stanom Zjednoczonym. Sami sobie ten problem wyhodowaliśmy.

W tym samym czasie Europa zaczyna powoli myśleć o reindustrializacji, jakby nagle zorientowała się, że gdzieś po drodze popełniła wielki błąd, który trudno będzie naprawić. Outsourcing w skali jednego przedsiębiorstwa nie jest problemem. Jeśli jednak skumuluje się on w swego rodzaju efekt kuli śnieżnej, wielu firm wyprowadzających działalność za granicę w celu cięcia kosztów, to rezultatem jest osłabienie własnej gospodarki.

Należy także wspomnieć, że outsourcing ma kolejną wadę. Państwa azjatyckie mają zwykle dużo luźniejsze podejście do kwestii związanych z ochroną środowiska i klimatu. Tym samym nasze europejskie wysiłki mogą być torpedowane przez nasze własne firmy, które prowadzą swoją działalność przemysłową tam, gdzie nie muszą się przejmować unijnymi normami i regulacjami. Skądinąd właśnie dlatego UE pracuje nad systemem ETS2, który miałby przeciwdziałać także outsourcingowi emisji.

Czy jednak możemy w ogóle powstrzymać outsourcing jako taki? Teoretycznie zbyt ostre regulacje mogą sprawić, że firmy przeniosą się gdzie indziej w całości. Z drugiej strony, zostawiłyby za sobą jedne z ważniejszych rynków zbytu. Wydaje się więc, że poszczególne państwa cały czas mają mocne karty w ręku. Osobną kwestią jest jednak wola zwalczania tego niekorzystnego zjawiska.