Resort klimatu i środowiska chciałby sprawić, że instalacje fotowoltaiczne w Polsce będą bardziej opłacalne. Pomysł jest dobry, tylko propozycje rozwiązań przygotowywanej ustawy nie wydają się zbyt atrakcyjne. A gdyby tak przywrócić rozliczenia prosumentów sprzed 1 kwietnia 2022 r. zamiast wprowadzać opcję rozliczania się w systemie godzinowym?
Proponowane systemy rozliczenia prosumentów dalej służą interesom firm energetycznych, a nie obywateli
Rozliczenia prosumentów przed laty elektryzowały opinię publiczną. Wszystko dlatego, że w 2022 r. rząd Prawa i Sprawiedliwości postanowił jedną decyzją drastycznie zmniejszyć opłacalność fotowoltaiki. Korzystny dla nich system opustów net-metering zastąpił korzystny dla państwowych molochów energetycznych net-billing.
Pierwszy opierał się na założeniu, że prosumenci mogą przesyłać nadwyżki wytworzonej przez siebie energii do sieci energetycznej i pobierać je wtedy, gdy ich panele fotowoltaiczne nie wytwarzają wystarczającej ilości prądu. Brzmi to całkiem rozsądnie i dość sprawiedliwie. Net-billing odchodził od rozliczeń ilościowych na rzecz wartości wprowadzanego do sieci prądu i tego z niej pobieranego. Przy czym cena sprzedaży prądu okazywała się zauważalnie niższa od ceny zakupu.
Trzeba przyznać, że nowy model rozliczenia prosumentów spowolnił rozwój fotowoltaiki, ale go nie zatrzymał. W 2023 r. Polska wciąż była jednym z liderów Unii Europejskiej, jeśli chodzi o inwestycje w tego typu instalacje. Jest więc na czym budować przyszłość transformacji energetycznej. Pozostają jednak pewne problemy, które chciałoby teraz rozwiązać Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Ma ono nowe propozycje dla prosumentów. Minister Paulina Hennig-Kloska zachwalała w rozmowie z Rzeczpospolitą przygotowywane przez swój resort rozwiązania.
To bardzo ważna ustawa, moim celem jest doprowadzenie do tego, żeby fotowoltaika znów stała się w Polsce opłacalna. To jeden z postulatów Polski 2050. Każdy z nas powinien móc produkować energię i na niej zarabiać. To cel, do którego dążę, to się wydarzy tylko przy stabilnym rynku cen dynamicznych.
Dobra wiadomość jest taka, że prosumenci mogliby sobie wybrać sposób rozliczania. Niestety, do wyboru jest jedynie miesięczne (RCEm) albo godzinowe (RCE) rozliczenie cen kupowanego i sprzedawanego prądu. Trudno byłoby to nazwać rewolucją. W teorii system RCE ma oferować prosumentom lepszy współczynnik wyliczający cenę energii sprzedawanej firmom energetycznym. Jak sugeruje Hennig-Kloska:
Jeśli energia, którą oddajemy do sieci, jest obecnie wyceniana na 250 zł za MWh, po wprowadzeniu zmian będzie to ponad 300 zł.
Powinniśmy po prostu odwrócić reformę wprowadzającą net-billing i więcej do niej nie wracać
Są jednak także złe wiadomości. Przede wszystkim, projekt ustawy wprowadzającej możliwość dalszego korzystania z rozliczenia RCEm nie zdążyła trafić pod obrady Sejmu. Od 1 lipca prosumenci rozliczający się w systemie net-billing nie będą więc mieć innego wyboru, jak skorzystać z godzinowego wariantu RCE. Na papierze wygląda on korzystniej, równocześnie jednak bardziej dynamiczna cena sprawia, że będzie ona dużo bardziej podatna na jej wahania. Mowa o zmienności ceny także w ciągu dnia. Niektórzy eksperci sugerują nawet, że różnice pomiędzy tymi dwoma systemami wcale nie są takie duże.
Może więc lepszym rozwiązaniem byłby powrót do net-meteringu? Było to w końcu rozwiązanie, które rzeczywiście przyczyniło się do błyskawicznego rozwoju fotowoltaiki w Polsce. Rozliczenia prosumentów oparte jedynie na ilości energii niemal zawsze będą bardziej opłacalne dla właścicieli domowych instalacji fotowoltaicznych. Straciłyby zarabiające na różnicy firmy energetyczne, to prawda. Tylko czy powinniśmy się tym faktem w ogóle przejmować?
Interes społeczeństwa oraz państwa jako całości jest jasny. Chcemy, by Polska przeszła wreszcie skuteczną transformację energetyczną. Musimy odejść od produkcji energii z paliw kopalnych. Równocześnie z jakiegoś powodu kolejne rządy nie są w stanie od upadku PRL-u ani jednego nowego reaktora jądrowego. Skądinąd nie radzimy sobie nawet z utrzymaniem dalszego bezproblemowego funkcjonowania reaktora doświadczalnego „Maria”.
Owszem, sieć energetyczna w Polsce ma swoje lata. Niekoniecznie musi być przystosowana do obciążenia masową produkcją prądu przez gospodarstwa domowe. Fotowoltaika wciąż jednak istnieje. Zamiast spowalniać jej rozwój w trosce o molochy energetyczne, powinniśmy po prostu zająć się jej unowocześnieniem. Przy czym szykowane zachęty do magazynowania energii wydają się w obecnych warunkach racjonalnym rozwiązaniem. Nie trzeba będzie marnować pieniędzy na wykup wyprodukowanego przez siebie prądu, jeśli ten pozostanie w naszym domowym magazynie.