Mniej więcej co 2 lata politycy wpadają na pomysł, że pornografia w internecie to szybki sposób na złapanie punktów. Chodzi oczywiście o chronienie dzieci przed dostępem do niej. Miałoby to się spodobać zaangażowanym rodzicom oraz wszelkiej maści moralistom. Tym razem taki postulat zgłasza Lewica. Jak zawsze mamy do czynienia z bujaniem w obłokach.
Pornografia w internecie to chyba dyżurny temat dla polityków szukających łatwego poklasku
Gdybym dostawał 2 złote za każdym razem, gdy jakaś partia postanowi, że nadszedł czas, by chronić dzieci przed pornografią w internecie, to nie byłbym może bogaty, ale mógłbym przynajmniej zrobić sobie drobne zakupy. Średnio co rok-dwa jakiś polityk wpada na pomysł, by skomplikować użytkownikom Sieci dostęp do treści erotycznych. Pretekst jest zawsze ten sam: „Pomyślcie o dzieciach!”. Tym razem z taką argumentacją wyszła Lewica, która w serwisie X zaprezentowała założenia swojej nowej inicjatywy, pod którymi podpisał się sam wiceminister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Ograniczenie dostępu do pornografii dla małoletnich – o co chodzi?
Dziś młody człowiek korzysta z internetu ponad 5 godzin dziennie i ma dostęp do wszystkich treści, w tym pornografii. Nie chodzi nam o odbieranie wolności w internecie, ale np. weryfikowanie wieku przy korzystaniu z pornografii za pomocą udostępniania jednej informacji – czy dana osoba ma ukończone 18 lat.
Naszym celem jest ograniczenie przypadkowego kontaktu z dzieci z nieodpowiednimi treściami.
Trzeba przyznać, że w przytoczonej wyżej wypowiedzi znajdziemy bardzo ciekawe fragmenty. Przede wszystkim mam tu na myśli słowa „nie chodzi nam o odbieranie wolności w internecie”. Czyżby? Prawdę mówiąc, za każdym razem, gdy politycy jakkolwiek próbują majstrować przy dostępie do Sieci, to zapala mi się czerwona lampka. W końcu podobne mechanizmy można z czasem zastosować także w innych przypadkach niż pornografia w internecie. Pytanie jednak brzmi: czy pomysł Lewicy w ogóle może być skuteczny albo przynajmniej nieszkodliwy?
Punktem wyjścia jest tutaj sformułowanie „weryfikowanie wieku za pomocą udostępniania informacji, czy dana osoba ma ukończone 18 lat”. Jeżeli chodzi jedynie o niezobowiązujące podanie daty urodzenia albo odklikanie przycisku z napisem „tak, jestem pełnoletni”, to mam złą wiadomość. Takie rozwiązanie funkcjonuje praktycznie od zawsze. Jego skuteczność w powstrzymywaniu młodzieży przed dostępem do treści pornograficznych jest oczywiście idealnie zerowa.
Ingerencja państwa może i będzie skazana na porażkę, ale przynajmniej będzie też stanowić zagrożenie dla użytkowników
Zakładam, że Lewica chce jakiegoś rozwiązania, które stanowiłoby jakąś bardziej realną przeszkodę. Co w takim razie można w ogóle zastosować? Konieczność udostępnienia administratorowi serwisu z pornografią jakichkolwiek danych osobowych byłoby niejako gaszeniem pożaru napalmem. Naprawdę nie chcemy, by wybitnie niegodne zaufania serwisy otrzymały na srebrnej tacy na przykład skany dokumentów tożsamości Polaków czy ich numery kart kredytowych.
Być może Lewica chciałaby uzależnić dostęp do pornografii od logowania za pomocą profilu zaufanego? To teoretycznie nie wiąże się z większym ryzykiem dla użytkownika. Pomijając oczywiście to, że mielibyśmy do czynienia z dodatkowym powiązanym z państwem podmiotem, który wiedziałby trochę za dużo. Ściślej mówiąc: że ten konkretny obywatel przegląda strony internetowe z taką a taką treścią. Ponownie: nie chcemy, żeby państwo o takich rzeczach wiedziało więcej, niż absolutnie musi.
Alternatywę stanowi powrót do propozycji poprzedniego rządu. Ten wpadł na pomysł przerzucenia odpowiedzialności na dostawców internetu. Niech oni wymyślą, jak by tu weryfikować wiek użytkownika i odciąć tym niepełnoletnim dostęp do pornografii. To oni ponieśliby koszt całej operacji. Oczywiście władza by ich rozliczała z wyników lub ich braku. Niestety wciąż pozostaje kwestia dodatkowego podmiotu, który pozyskuje wrażliwe dane o legalnej aktywności dorosłego człowieka.
Ktoś mógłby się zastanawiać, czemu w swoich rozważaniach pomijam kwestię dzieci, które Lewica chce chronić. Odpowiedź jest bardzo prozaiczna. Przypadkowy kontakt kilkulatka z pornografią jest bardzo mało prawdopodobny. Nic zresztą tak nie demoralizuje młodego człowieka, jak kontakt z rówieśnikami na przykład w szkole publicznej. W przypadku buzujących hormonami nastolatków możemy być pewni, że z przypadkiem nie będziemy mieli do czynienia.
Nie jesteśmy też pod względem czysto technicznym w stanie powstrzymać takiego nastolatka. Na całym świecie niezależnie od przedsięwziętych przez demokratyczne władze oraz totalitarne reżimy środków, znajdują się sposoby na obejście antypornograficznej cenzury. Na dobrą sprawę wystarczy VPN, którego istnienia świadomy jest chyba każdy młody człowiek, który zetknął się z twórczością jakiegoś youtubera.
Właśnie dlatego pornografia w internecie nie powinna być celem ataków polityków. Biznesu pornograficznego to nie zaboli, płacący odbiorcy najczęściej są już pełnoletni. Tymczasem próby wdrażania jakichś kleconych na ślinę rozwiązań, które i tak nie mają prawa zadziałać, są po prostu kompromitujące dla państwa.