Agora znowu buduje narrację o krzywdzie kobiet, dosłownie depcząc chociaż elementarne cząstki prawdy i przyzwoitości

Praca Dołącz do dyskusji
Agora znowu buduje narrację o krzywdzie kobiet, dosłownie depcząc chociaż elementarne cząstki prawdy i przyzwoitości

Wszedłem sobie w ramach porannej prasówki na portal Gazeta.pl i już na jedynce powitał mnie wielki nagłówek „Zarabia trzy razy mniej od męża. Robi dokładnie to samo”.

I powiem uczciwie, poranna kawka uderzyła tym razem jakby mocniej. Polska ma jedną z najniższych różnic pomiędzy zarobkami kobiet i mężczyzn, a wiele krajów – z Niemcami na czele – powinno się na nas uczyć. Jak przeczytałem, że pani zarabia za to samo aż trzy razy mniej od męża, to naprawdę trochę się zagotowałem. No bo jeszcze ta ostentacja, w jednym gospodarstwie domowym. Problem jest taki, że już dosłownie kilka sekund po kliknięciu artykułu okazało się, że pani robi to samo co mąż mniej więcej w takim samym stopniu, co Marcin Mroczek robi to samo co Krystyna Janda.

Alina Kaszlińska to szachistka

Alina Kaszlińska w artykule przedstawiana jest jako najwybitniejsza obecnie polska (właściwie to urodzona w Moskwie Alina Kashlinskaya – przepraszam, to nie jest takie ważne, gdy jest się po dobrej stronie historii, ale doprecyzowanie jest dla mnie ważne, bo dopiero co oburzałem się, że na siłę robiono z Marii Curie-Skłodowskiej Francuzkę) szachistka i podejrzewam, że wykończyłaby mnie oraz zdecydowaną większość facetów na szachownicy szybciej, niż zorientowałbym się, że już gramy. To świetna szachistka, chciałbym żeby to było jasne, ponieważ w dalszej części artykułu będę ją lekko deprecjonował, ale – to ważne – tylko w bardzo konkretnym kontekście: jej szachowych zarobków w porównaniu z najlepszymi szachistami.

Problem w tym, że bycie świetną szachistką jeszcze niewiele znaczy, ponieważ kobiety w szachach jako sporcie generalnie nie mają zbyt mocnej pozycji. Nie wiem z czego to wynika, to jest dyskusja, którą mogliśmy śledzić kilka lat temu przy okazji serialu Gambit Królowej, gdzie główną bohaterką była właśnie niezwykle utalentowana młoda dama. Oczywiście serial to tylko fikcja, scenarzyści mogli sobie wyobrazić taki rozwój sytuacji. Jeśli grupa otyłych fajtłap jest w stanie mocą przyjaźni wygrać mecz piłki nożnej w filmie familijnym, to  Jeśli jednak prześledzimy wszystkie historyczne rankingi, to w pierwszej dziesiątce – na 8. miejscu rankingu – kobieta była tylko raz. Mowa o Węgierce Judit Polgár.

Pani Kaszlińska to na pewno świetna szachistka, ale w światowym rankingu szachistów sklasyfikowana jest „dopiero” na 687 pozycji (za chess.com). Tymczasem jej mąż – Radosław Wojtaszek – sklasyfikowany jest na 43 miejscu. Wszyscy oglądaliśmy skoki narciarskie, tenisa, śledzimy sport zawodowy, to w wielu dyscyplinach jest często przepaść, która rozgranicza sport zawodowy od pół-zawodowego.

Dziwi mnie więc poprowadzenie wątku zarobków, jak gdyby doszło tu do rażącej niesprawiedliwości

Dziwi mnie, że Agora postanowiła promować swój tekst kolejnym już budowaniem narracji o pokrzywdzonych kobietach, akurat w przypadku szachów. To praktycznie wystawianie piłki do pustej bramki, ale też ośmieszanie rozmówcy. Pani Alina mówi wprawdzie:

Pieniądze (w męskich szachach – dop. redakcji) są tam dużo większe. W Niemczech popularne są ligowe rozgrywki szachowe, tzw. Bundesliga. Oboje graliśmy w niemieckich klubach, ale ja musiałam wyjechać trzy razy, żeby zarobić tyle, ile mąż zarabia podczas jednego wyjazdu. Oboje wygraliśmy w 2019 ten sam turniej, tylko on w kategorii open, a ja w kategorii kobiet. On wygrał około 35 tys. funtów, ja koło 8 tys.

Skoro ustaliliśmy już, że pani Alina i jej mąż robią „dokładnie to samo”, ale nie „tak samo”, bo jej mąż jest o kilkaset pozycji lepszym szachistą, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, która kompletnie nie przeszkadzała w publikacji wywiadu z takim nagłówkiem. Otóż istnieją szachy dla kobiet – choć nie do końca rozumiem dlaczego, bo przecież ludzie niezależnie od płci są równi, a przy szachach odpada też raczej argument tężyzny fizycznej. Ale nie ma czegoś takiego jak szachy mężczyzn. Jest kategoria „open”, co oznacza „otwarta”, o czym szachistka przecież mówi w swojej wypowiedzi. To znaczy, że bez żadnego problemu może wziąć udział w tych rozgrywkach, gdzie nagroda pieniężna jest o wiele wyższa. Ale z powodu zapewne znacznie wyższego poziomu sportowego tego nie robi. To trochę jakby mieć pretensje, że zarobki w 3. Lidze są niższe, niż w Ekstraklasie.

Prawdę powiedziawszy to ja tutaj widzę dyskryminację na zupełnie innym poziomie. Że na przykład mężczyzna sklasyfikowany na 625 pozycji w rankingu – a więc lepszy od pani Aliny – prawdopodobnie w ogóle nie ma szans na wygranie tych 8 tysięcy funtów, bo nie zrobiono dla takich jak on specjalnej kategorii.

Rozmawiamy o tym wywiadzie w pewnym kontekście

Oczywiście nie tylko mam pretensje do Agory o sensacyjne operowanie faktami, ale też ukryte motywacje. To właśnie ze strony jej serwisów ciągle płyną narracje, że kobiety w sporcie powinny zarabiać w podobny sposób, co mężczyźni, z regularnym pomijaniem oczywistości, takich jak gorszy poziom sportowy czy po prostu znacznie mniejsze (ale pewnie z tego wynikające) zainteresowanie widowni. Gdy cały świat z zapartym tchem śledzi spojrzenia najlepszych piłkarzy pokroju Cristiano Ronaldo, Leo Messiego czy Roberta Lewandowskiego, mało w ogóle kto wie o istnieniu najlpszych piłkarek – z pamięci nie przytoczę – mimo coraz bardziej nachalnego wpychania ich do naszej rzeczywistości w ramach realizacji jakiejś agorowej agendy. Mało jest takich sportów jak tenis kobiecy, który swoim znaczeniem i popularnością dorównuje niemalże tenisowi mężczyzn, ale jego pozycja z całą pewnością nie wzięła się z medialnego terroru i absurdalnych pretensji.

Natomiast w przypadku szachów, gdzie tak na dobrą sprawę nie ma podziału na płeć, a kategoria kobiet istnieje jako taka forma „nagrody pocieszenia”, budowanie narracji pokrzywdzenia i oburzenia to zwyczajne podkładanie się i manipulowanie opinią publiczną.

Zawsze się uśmiecham z wdzięcznością i nadzieją dla moralnej tkanki tego narodu, gdy Gazeta.pl czy Onet opublikują akurat jakiś tekst o mężu i żonie, gdzie wyjątkowo żadne drugiego nie zdradza (i jest mu z tym bardzo dobrze). Natomiast, jak widać, lektura nadal boli.