Ten rządowy program za nic nie chce dać się wyrzucić do kosza. Minister Krzysztof Paszyk razem z resztą PSL-u walczą o niego jak lwy. Projekt po cichu wspiera premier. Po drugiej stronie jest społeczeństwo, eksperci oraz pozostali koalicjanci. Czy istnieją jakieś zalety Kredytu na start? Teoretycznie tak, z naciskiem na słowo „teoretycznie”.
Wspominałem już, że mam po dziurki w nosie tych wszystkich rządowych programów mieszkaniowych?
Chciałbym, żeby była między nami jasność. Dotowane przez państwo kredyty mieszkaniowe uważam w najlepszym przypadku za przepalanie państwowych albo unijnych pieniędzy, w najgorszym zaś za zwyczajny szwindel. Krytykowałem Bezpieczny Kredyt 2 proc., krytykowałem jego poprzedników, krytykuję teraz Kredyt na start.
Uważam wręcz, że opieranie polityki mieszkaniowej państwa niemalże w całości na współpracy z deweloperami to nieporozumienie. Lubię również przypominać, że wspieranie rozwoju budownictwa socjalnego oraz popieranie działania obywateli zmierzających do uzyskania własnego mieszkania to zakichany obowiązek rządzących. Nie ja to wymyśliłem, to fragment art. 75 ust. 1 Konstytucji RP.
Nie jestem osamotniony w swoich dość radykalnych osądach. Dotowanych kredytów ma już serdecznie dosyć społeczeństwo. Wszystko przez błyskawiczny wzrost cen mieszkań skorelowany z uruchomieniem Bezpiecznego Kredytu 2 proc. Przeciwko tego typu rozwiązaniom wypowiadają się liczni eksperci, a nawet ci trzeźwiej myślący politycy. Jakby tego było mało, parę dni temu portal Bankier.pl podsunął na kolejny dowód na potwierdzenie tych tez. Okazało się, że piekło zamarzło i banki same z siebie zaczęły łagodzić warunki udzielania hipotek dla singli i rodzin bez dzieci.
To nie koniec tyrady. Nie sposób bowiem pozostawić bez komentarza danych Łukasza Firka o tym, jak to osoby związane z branżą deweloperską dosłownie zalewają swoimi pieniędzmi konta PSL oraz PO. Tak się składa, że to te dwie partie, które z uporem maniaka forsują Kredyt na start. Dzieje się tak pomimo sprzeciwów Lewicy oraz Polski 2050. Niektórzy radykałowie są gotowi nawet prosić o pomoc znienawidzone PiS i Konfederację. PO od deweloperów miało dostać 30 proc. wpłat, PiS 24 proc. a PSL 12 proc.
Wspominam o tym wszystkim dlatego, że warto się zastanowić, czy może jednak istnieją jakieś zalety Kredytu na start. Kto wie? Być może okaże się, że to trochę jak z CPK. Nagle pół Polski zmieniło zdanie i stwierdziło, że potrzebujemy megalotniska. Nie byłby to więc pierwszy taki przypadek.
Miejmy to już za sobą: jakieś zalety Kredytu na start jednak rzeczywiście istnieją
Jak jednak ustalić zalety Kredytu na start? Między bajki możemy włożyć badania, którymi podpierał się minister Krzysztof Paszyk. Chodzi o słynne słowa „respondenci główny problem widzą w braku zdolności kredytowej, a nie w cenie metra kwadratowego mieszkania”. Chodzi o sondaż z 22-24 kwietnia na reprezentatywnej grupie 666 osób. Jak twierdzi samo Ministerstwo Rozwoju i Technologii:
Największą przeszkodą, by posiadać własne mieszkanie, jest niemożność jego zakupu, gdzie obok cen nieruchomości wyraźnie pojawia się odpowiedź dotycząca braku możliwości zaciągnięcia kredytu.
Ktoś dostatecznie złośliwy mógłby przyczepić się także do tej reprezentatywnej grupy. W końcu nikt nie napisał, że przebadano jedynie te osoby, które jeszcze nie posiadają mieszkania. Nie wydaje się, żeby taki program w jakikolwiek sposób odpowiadał na faktyczne potrzeby społeczeństwa jako takiego.
Równocześnie nie da się ukryć, że jakieś deklarowane zalety Kredytu na start muszą istnieć. Zacznijmy od najbardziej oczywistej z nich. Ktoś dzięki takiemu dotowanemu kredytowi rzeczywiście kupi sobie upragnione mieszkanie. Jeżeli należysz do tej grupy, to z góry zapewniam, że będę się cieszyć twoim szczęściem. Krzysztof Paszyk sugerował, że przez cały okres funkcjonowania programu udzielono by aż 175 tys. kredytów mieszkaniowych z dopłatami. Dla porównania: rocznie oddaje się w Polsce ok. 200 tys. mieszkań.
Kolejna zaleta wynika z najnowszego pomysłu ministra. Jeżeli dobrze pójdzie, to nie trzeba będzie szukać na niego dodatkowych środków w budżecie. Paszyk chciałby bowiem, by sfinansować szerzej rozumiane wsparcie mieszkalnictwa z Krajowego Planu Odbudowy. Akurat w tej kwestii należałoby trzymać za wysiłki ministra kciuki.
Problemy z dotowanymi przez państwo kredytami mieszkaniowymi wynikają z ich skutków ubocznych
Prorodzinny charakter programu to z jednej strony wada, z drugiej zaleta programu. Wsparcie rodzin z dziećmi to coś pozytywnego. Problemem jest stawianie barier dla singli, na przykład w postaci granicy wieku beneficjentów wynoszącej 35 lat. Po interwencji RPO resort rozwoju zapewnił, że single zyskają możliwość uzyskania wsparcia wspólnie z drugą osobą, faktycznie tworzącą ich gospodarstwo domowe. Przynajmniej konkubinaty będą mogły liczyć na wsparcie. Przy czym warto pamiętać, że pełne dofinansowanie uzyskają gospodarstwa domowe, w których skład wchodzi troje lub więcej dzieci.
Omawiając zalety Kredytu na start, nie sposób także nie wspomnieć o teoretycznym mechanizmie, dzięki któremu miałby on stymulować mieszkalnictwo. Otóż cała polityka szczodrego wspierania branży deweloperskiej przez państwo zakłada, że ci mając wolne środki, będą budować więcej mieszkań. Któż w końcu nie chciały zarobić więcej, prawda? Równocześnie dotowane kredyty przerzucają ryzyko finansowe i obciążenie z kredytobiorcy na budżet państwa. Zyskuje beneficjent, zyskuje bank, zyskuje deweloper.
Są oczywiście pewne słabe strony takiego toku rozumowania, przez które piękna teoria najprawdopodobniej nie zaistnieje w praktyce. Przede wszystkim deweloperzy już teraz mają marże porównywalne z handlarzami bronią i narkotyków. Wpływ programu na budżet może być żaden, może też być dość niewielki. Do tego budownictwo zawsze było ważnym filarem gospodarki.
Stymulowanie popytu w warunkach ograniczonej podaży prowadzi nieuchronnie do dalszego wzrostu cen. O ile więc zyskują beneficjenci, o tyle tracą inni kredytobiorcy i chętni na zakup mieszkania. Powód jest prosty: oni zapłacą więcej za swoje mieszkania. Nie ma bowiem najmniejszego powodu, by deweloperzy pomyśleli o obniżeniu cen.
Bezpieczny Kredyt 2 proc. był głupim pomysłem, ale przynajmniej realizowano go w warunkach kryzysu inflacyjnego i cyklu wzrostu stóp procentowych. Teraz sytuacja się ustabilizowała i potrzeba interwencji zniknęła. Nie przeczę, że przyniesie ona korzyści beneficjentom Kredytu na start. To pozostali chętni na mieszkanie na nim stracą.