Ministerstwo Zdrowia postanowiło odciąć Polakom dostęp do medycznej marihuany

Państwo Zdrowie Dołącz do dyskusji
Ministerstwo Zdrowia postanowiło odciąć Polakom dostęp do medycznej marihuany

Marihuana stosowana do celów medycznych jest w Polsce legalna od 2017 r. W ostatnich miesiącach mogliśmy usłyszeć nawet przebąkiwania o częściowej legalizacji albo chociaż częściowej depenalizacji także przy zastosowaniach rekreacyjnych. Tymczasem teraz Ministerstwo Zdrowia postanowiło, że ograniczy pacjentom dostęp do medycznej marihuany. Czemu? Wygląda na to, że produkty z konopi oberwały trochę rykoszetem.

Ministerstwo Zdrowia uważa, że lekarze zbyt łatwo wystawiają recepty na produkty z konopi

Polityka antynarkotykowa jest jednym z tych aspektów debaty publicznej, w której strony politycznego sporu potrafią się okopać na swoich pozycjach. Zawzięcie trzymają się swojego stanowiska bez względu na jakiekolwiek argumenty. Dlatego można wręcz nazwać cudem, że to konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość było tą partią, która zezwoliła na dostęp do medycznej marihuany. Pacjenci mogą z niej korzystać od 2017 r.

Wydawać by się mogło, że teraz będzie już tylko z górki. Gdzieś tam na horyzoncie majaczy dekryminalizacja zastosowań rekreacyjnych, może nawet częściowa legalizacja. Tymczasem okazuje się, że jest dokładnie odwrót. Ministerstwo Zdrowia dość nagle postanowiło, że trzeba utrudnić pacjentom dostęp także do specyfików leczniczych.

Chodzi o nowe rozporządzenie w sprawie środków odurzających, substancji psychotropowych, prekursorów kategorii 1 i preparatów zawierających te środki lub substancje. Pod tym długim aktem kryją się przepisy wykonawcze regulujące, w jaki sposób pacjenci mogą uzyskać dostęp do wymienionych substancji. Nowe brzmienie rozporządzenia uzyskało 29 października podpis minister zdrowia Izabeli Leszczyny. Wejdzie ono w życie po 7 dniach od jego ogłoszenia. Najprawdopodobniej nastąpi to w połowie listopada.

W czym tkwi problem? Kluczową zmianą wprowadzoną przez rozporządzenie jest niemożność uzyskania recepty w formie teleporady. Pierwszą receptę na medyczną marihuanę pacjenci zawsze będą musieli uzyskać podczas tradycyjnej wizyty u lekarza. Kliniki prywatne będą mogły takowe wystawić wyłącznie w trakcie osobistych wizyt. Placówki publiczne będą mogły wystawić zdalną receptę, ale tylko w przypadku pacjentów kontynuujących przepisaną wcześniej terapię.

Jak się łatwo domyślić, takie przepisy znacząco utrudnią dostęp do medycznej marihuany mniej mobilnym pacjentom. W grę wchodzą na przykład osoby w małych miejscowościach, dla których wizyta u lekarza to konieczność wyprawy do sąsiedniego miasta. Nie sposób także nie wspomnieć o pacjentach, którzy po prostu nie mogą tak łatwo opuścić swojego miejsca zamieszkania, albo sprawnie się poruszać. W takiej sytuacji zapewne rozwiązanie stanowi wizyta domowa, którą jednak też trzeba umówić z lekarzem.

Rozporządzenie ograniczające dostęp do medycznej marihuany wygląda, jakby pisali je jacyś reakcjoniści

Rozporządzenie wprowadza element logistycznego wyzwania do zdobywania recepty. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że mamy do czynienia z jakąś antykonopną reakcją w Ministerstwie Zdrowia. Pytanie brzmi: dlaczego? Tak się składa, że odpowiedź na to pytanie znajdziemy w uzasadnieniu do rozporządzenia.

Wymogiem tym zdecydowano się objąć substancje: fentanyl, morfina, oksykodon oraz konopi ziele innych niż włókniste oraz wyciągi, nalewki farmaceutyczne, a także wszystkie inne wyciągi z konopi innych niż włókniste oraz żywicę konopi, albowiem w ocenie autorów projektu stosowanie tych substancji w najwyższym stopniu wiąże się aktualnie z ryzykami opisanymi powyżej.

O jakich ryzykach mowa? Kluczowy fragment znajduje się we wcześniejszej części uzasadnienia:

Treści proponowane w projekcie mają na celu modyfikację zmienianego rozporządzenia w kierunku wzmocnienia nadzoru nad preskrypcją substancji kontrolowanych, a tym samym ograniczenia negatywnych zjawisk społecznych związanych z nadużywaniem tego rodzaju substancji, w tym ich nadmierną preskrypcją, co skutkuje uzależnieniami lekowymi, w tym związanymi z koniecznością hospitalizacji lub dalszego leczenia farmakologicznego, co oprócz ww. wskazanych negatywnych następstw zdrowotnych i społecznych, powoduje również zwiększone nakłady publiczne na ochronę zdrowia.

Innymi słowy, Ministerstwo Zdrowia uważa, że dostęp do medycznej marihuany jest obecnie zbyt łatwy i to wszystko wina lekarzy, którzy zbyt szczodrze wypisują recepty. Decydenci są przekonani, że sama możliwość wystawienia zdalnej recepty prywatnie albo już przy pierwszej teleporadzie skutkuje uzależnianiem się pacjentów.

Nie sposób nie zauważyć, że na liście substancji objętych restrykcjami znajdują się nie tylko produkty z konopi. Znajdują się na niej morfina, fentanyl i oksykodon, a więc trzy bardzo silne opioidowe leki przeciwbólowe. Równocześnie fentanyl jest specyfikiem „modnym”, którym społeczeństwo straszą nie tylko media, ale nawet filmy oraz seriale. Trudno więc nie doszukać się tutaj wspomnianej przeze mnie intencji odwrócenia zmian wprowadzonych przez poprzedników pod byle pretekstem.