Polskie przepisy drogowe są naprawdę zawiłe. Nie zawsze kwestia pierwszeństwa jest tak oczywista, jak się wydaje. Udowodniła to sytuacja pewnej kobiety, ukaranej za kolizję. Sprawa trafiła aż do Sądu Najwyższego, głos zabrał również Rzecznik Praw Obywatelskich.
Historia całej sprawy
Opisywana sytuacja miała miejsce kilka lat temu, kiedy to kobieta jadąca samochodem skręcała w lewo i nie ustąpiła (zdaniem sądu pierwszej instancji) pierwszeństwa przejazdu innemu pojazdowi jadącemu po pasie ruchu, na który zamierzała wjechać (samochód ją wyprzedzał). Jak nietrudno się domyślić, doszło do kolizji.
Sprawa trafiła do sądu, który za wykroczenie opisane w art. 86 § 1 kodeksu wykroczeń (spowodowanie zagrożenia w ruchu lądowym) wymierzył jej 500 zł grzywny oraz obciążył ją kosztami m.in. biegłego. Obwiniona się od wyroku odwołała, gdyż jak twierdziła, materiał dowodowy nie jest wystarczający, aby w tej sytuacji przypisać jej winę.
Kobieta powoływała się na wyrok Sądu Najwyższego z 2023 roku (II KK 602/22), w którym skład sędziowski podkreślał, że polskie przepisy drogowe nie zobowiązują kierującego, który zamierza wykonać skręt w lewo, do upewnienia się, czy nie jest wyprzedzany.
Polskie przepisy drogowe są naprawdę skomplikowane
Jest to logiczne, że w momencie, gdy tylko jeden pas ruchu prowadzi w danym kierunku, zwykle nie zakłada się, że ktoś właśnie postanowił nas wyprzedzić. Pozostaje jednak podstawowa zasada, czyli zasada ograniczonego zaufania (do wszystkich innych uczestników ruchu drogowego) oraz zobowiązanie kierowców do zachowania szczególnej ostrożności praktycznie przy każdym manewrze.
Kierująca podnosiła jednak w apelacji, że to kierujący wyprzedzającym pojazdem ma obowiązek upewnić się, czy pojazd wyprzedzany nie zamierza skręcić. A w tym przypadku zamiar był widoczny, ponieważ kobieta zwolniła, zjechała do lewej krawędzi jezdni i włączyła kierunkowskaz. Teoretycznie więc spełniła wszystkie ciążące na niej obowiązki. Sąd okręgowy (jako sąd drugiej instancji) nie zgodził się z argumentacją obwinionej na temat braku możliwości przypisania jej winy za to zdarzenie i utrzymał zaskarżony wyrok w mocy.
Nawet sądy się w polskich przepisach gubią
Patrząc na tę sprawę logicznie, ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, kto był winny tego zdarzenia. Z jednej strony bowiem faktycznie, kierujący wyprzedzającym pojazdem powinien zwrócić uwagę na to, czy jadący przed nim samochód nie zamierza skręcić. Z drugiej jednak strony, już podczas nauki jazdy instruktorzy uczulają, że przy skręcie, lub przy zmianie pasa ruchu, należy sprawdzić drogę za pojazdem w lusterku bocznym i w dodatku upewnić się przez ramię, że żaden pojazd nie znajdował się w tzw. martwym polu.
Rzecznik Praw Obywatelskich po analizie tej sprawy stwierdził jednak, że zarówno sąd pierwszej instancji, jak i sąd odwoławczy niedostatecznie rozważyły materiał dowodowy. Co więcej, jego zdaniem, sąd odwoławczy nie ustosunkował się dostatecznie do zarzutów apelacji. W związku z tym wniósł do Sądu Najwyższego o uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia w drugiej instancji. Jak podkreślił RPO:
Zgodnie z art. 22 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym: „Kierujący pojazdem może zmienić kierunek jazdy lub zajmowany pas ruchu tylko z zachowaniem szczególnej ostrożności”. Sąd I instancji przyjął interpretację, że klauzula nakazująca szczególną ostrożność w realiach tej sprawy zawierała nakaz weryfikacji, czy pojazd zamierzający skręcić w lewo nie jest wyprzedzany. Takie stanowisko pozostaje jednak w opozycji do jednolitej linii orzeczniczej SN. Zgodnie z dominującym poglądem zasada ograniczonego zaufania działa w tym zakresie na korzyść kierowcy wykonującego manewr: może on liczyć, że inni uczestnicy ruchu zachowają się zgodnie z przepisami ruchu drogowego i powstrzymają się od wyprzedzania, widząc kierunkowskaz sygnalizujący zamiar skrętu.
Sąd Najwyższy zgodził się z argumentacją Rzecznika Praw Obywatelskich
Zabawny w tym wszystkim jest fakt, że sprawa wykroczenia drogowego przeszła przez wszystkie instancje i musiała znaleźć swój finał na wokandzie Sądu Najwyższego. To pokazuje, z jak skomplikowanymi przepisami (i nie do końca jasną wykładnią) się mierzymy. Sąd Najwyższy bowiem nie podzielił zdania sądu okręgowego i uchylił zaskarżony wyrok. Jak argumentował:
Podnosząc zarzut obrazy prawa materialnego, skarżąca wskazała, że sąd pierwszej instancji wadliwie ustalił zakres obowiązków spoczywających na kierowcy wykonującym manewr lewoskrętu. Zgodnie z treścią art. 22 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym: „Kierujący pojazdem może zmienić kierunek jazdy lub zajmowany pas ruchu tylko z zachowaniem szczególnej ostrożności”. Sąd odwoławczy zaakceptował interpretacje, zgodnie z którą otwarta klauzula nakazująca szczególną ostrożność w realiach przedmiotowej ‚sprawy zawierała w sobie nakaz weryfikacji, czy pojazd zamierzający skręcić w lewo nie jest wyprzedzany. Stanowisko powyższe, jakkolwiek mieści się w granicach językowej wykładni wymienionego przepisu, pozostaje w opozycji do jednolitej linii orzeczniczej Sądu Najwyższego.
Oznacza to więc, że polskie przepisy drogowe są na tyle zawiłe, że nie wystarczy stosowanie samej litery prawa. Trzeba odnosić się do wykładni poszczególnych przepisów, która często jest dokonywana właśnie przez Sąd Najwyższy. Takich spraw zapewne byłoby więcej, jednak nie każdy „sprawca” zdarzenia drogowego ma ochotę na sądową batalię.