Jechałam po lek 40 minut. Gdyby lekarz przypisał mi piwo, kupiłabym je w 5 minut

Zdrowie Dołącz do dyskusji
Jechałam po lek 40 minut. Gdyby lekarz przypisał mi piwo, kupiłabym je w 5 minut

Sieć sprzedaży alkoholu w Polsce jest tak rozbudowana, że wieczorem łatwiej i szybciej kupić piwo niż lek z apteki. Oczywiście, są apteki całodobowe, ale głównie w dużych miastach — w małych miejscowościach i miasteczkach nie ma ich wcale. Taki stan rzeczy nie powinien dziwić: przepisy dotyczące aptek są tak skomplikowane, że trudno zorientować się, kiedy i kto może albo powinien prowadzić całodobową aptekę.

Browar zamiast leku

Mam wrażenie, że możliwość szybkiego zakupu alkoholu powinna zostać Polakom zagwarantowana ustawowo. I nawet nie chodzi o to, że tak bardzo nam, jako narodowi, na tym zależy. Bardziej o to, że taka jest ogólna opinia i wiele sklepów po prostu wychodzi jej naprzeciw. W efekcie mamy alkohol w małych osiedlowych sklepikach, w tych trochę większych, i oczywiście na stacjach benzynowych. Po alkohol jest zawsze po drodze. W przeciwieństwie do aptek, tych — zwłaszcza w małych miejscowościach i miasteczkach — jest jak na lekarstwo. A tych działających w nietypowych godzinach nie ma praktycznie wcale. Pewnie nie zwróciłabym na to uwagi, gdybym sama nie stanęła przed wyzwaniem kupienia lekarstwa późnym wieczorem. W efekcie stwierdzam, że produktem pierwszej potrzeby każdego Polaka jest piwo.

W tytule artykułu nie ma przesady — sprawdziłam to na własnej skórze. Piwo lub inny, mocniejszy alkohol można kupić w Polsce w ciągu pięciu minut, i mam tu na myśli naprawdę małe miejscowości. Natomiast po lek zwykle trzeba jechać naprawdę dobre parędziesiąt kilometrów. Sprawdźcie, gdzie i w jakich godzinach czynne są apteki w małych powiatowych miastach. Zresztą nie trzeba daleko szukać — wystarczy wyjechać poza centrum dużego miasta i spróbować znaleźć czynną aptekę na obrzeżach. Zapewniam was, że będzie to dość pracochłonne zadanie.

Dyżury aptek tylko w określonych przypadkach

Trudno się temu dziwić. Nie będzie odkrywcze, jeśli napiszę, że sklepy z alkoholem w nocy mają zdecydowanie wyższy obrót niż apteki, jednak to apteki są czymś więcej niż zwykłym sklepem. Z tego powodu ich działalność jest uregulowana w ustawie — Prawo farmaceutyczne — i powinna odbywać się na innych zasadach niż prawa wolnego rynku i zapotrzebowania. Przepisy określają, gdzie i w jakich godzinach ma działać apteka całodobowa, ale po ubiegłorocznych zmianach bardziej pozwalają aptekom nie działać niż działać. Miało być sprawniej i łatwiej — tymczasem problem z działalnością aptek jest jeszcze większy niż przedtem. W tym zakresie nie pomaga także dofinansowanie nocnej działalności aptek ze środków NFZ.

Zgodnie z nowymi przepisami za dyżur w porze nocnej uznaje się dyżur pełniony przez aptekę ogólnodostępną bez przerwy przez kolejne dwie godziny zegarowe między godzinami 19.00 a 23.00. Natomiast za dyżur w dzień wolny od pracy (niedziele i święta, nie wliczając sobót) — pełniony bez przerwy przez kolejne cztery godziny zegarowe pomiędzy godzinami 10.00 a 18.00. Za taki okres dyżurowania płaci NFZ. Jeżeli w danym mieście potrzeba jest większa, do działalności aptek musi dopłacać powiat z własnego budżetu. W praktyce oznacza to, że większość aptek nie działa już całodobowo — bo nie musi. W końcu w małych miastach zapotrzebowanie całodobowe realnie jest bardzo niskie. Nagłych przypadków i potrzeb nikt nie uwzględnia. Tu niepisana zasada brzmi: radźcie sobie sami.