Ostatnie Pokolenie jest jakie jest, ale dwa pomysły ma dobre

Państwo Środowisko Transport Dołącz do dyskusji
Ostatnie Pokolenie jest jakie jest, ale dwa pomysły ma dobre

Aktywistom Ostatniego Pokolenia udało się wynegocjować spotkanie z Rafałem Trzaskowskim. Okupowanie sztabu polityka zamiast jezdni należy pochwalić. To krok w dobrą stronę. Warto także w końcu zwrócić uwagę na postulaty Ostatniego Pokolenia podniesione przy okazji. Aktywiści domagają się dwóch rzeczy, z których obydwa są całkiem sensowne.

Okupacja sztabu kandydata na prezydenta zamiast kolejnego happeningu okazała się strzałem w dziesiątkę

Nie jest żadną tajemnicą, że nie jestem entuzjastą działalności Ostatniego Pokolenia. Aktywizm happeningowy do mnie nie przemawia. Być może to kwestia estetyki, a być może przeświadczenia, że tego typu akcje nie przynoszą większego rezultatu. Podobnie jest zresztą z samą koncepcją przerzucania odpowiedzialności za zmiany klimatyczne z decydentów na prostych obywateli. Nie bez powodu od lat krytykuję unijną politykę politycznego przewodnictwa sprowadzającą się właśnie do tego. Tym razem jest jednak inaczej, bo Ostatnie Pokolenie zrobiło coś, co wymykało się z medialnych schematów ich działalności.

Aktywiści, zamiast przyklejać się do jezdni albo uszkadzać zabytki w wyniku drobnego przeoczenia, postanowili uderzyć tam, gdzie zapadają ważne decyzje. To znaczy: potencjalnie mogą zapadać w przyszłości, bo chodzi akurat o sztab Rafała Trzaskowskiego. Kandydat Platformy Obywatelskiej nie jest już może faworytem w wyścigu o fotel prezydencki, ale wciąż ma szanse wygrać trwające wybory. Ostatnie Pokolenie od jakiegoś czasu próbowało zmusić do rozmowy Donalda Tuska. Nie wyszło, więc obrali na cel Trzaskowskiego. Tym razem do dialogu doszło.

Ominięcie bezsilnego pośrednika, jakim jest społeczeństwo bezsilne wobec decyzji swoich „przedstawicieli”, już samo w sobie zasługuje na pochwałę. Poza tym jest coś satysfakcjonującego w zapewnieniu choćby drobnej niedogodności tej klasie społecznej, za którą Polacy zgodnie nie przepadają, delikatnie rzecz ujmując. Oby tak dalej!

Na uwagę zasługują jednak także same postulaty Ostatniego Pokolenia, które wypłynęły przy okazji tej konkretnej akcji. Jak podaje TVN24, organizacja ma dwie główne propozycje. Pierwszą stanowi przeniesienie środków zaplanowanych na rozbudowę autostrad i dróg ekspresowych na transport publiczny regionalny i lokalny. Druga to wprowadzenie miesięcznego biletu za 50 zł, który obejmowałby właśnie ten poziom transportu. Trzeba przyznać, że obydwie są całkiem racjonalne.

Postulaty Ostatniego Pokolenia w kwestii transportu wcale nie są oderwane od rzeczywistości

Owszem, ktoś mógłby powiedzieć, że rezygnacja z rozbudowy infrastruktury krajowej to czyste szaleństwo. Z drugiej strony jednak, czy aby na pewno potrzebujemy kolejnych dziesiątków kilometrów płatnych dróg, na których kierowcy są wyciskani niczym cytryny? Właśnie ze względu na przesadnie rozbudowany system opłat część kierujących samochodami i tak wybiera drogi krajowe albo lokalne, by poruszać się po Polsce.

Samo istnienie opłat można by jeszcze przeboleć. Trzeba także pamiętać, że w Polsce funkcjonują najróżniejsze systemy i stawki opłat za przejazd. Wszystko dlatego, że dawno temu ktoś wpadł na jakże „genialny” pomysł, by zarządzanie częścią autostrad powierzyć prywatnym firmom, które je wybudowały. Dzięki temu mogą pobierać od kierowców myto w wybrany przez siebie sposób. Koncesje na poszczególne odcinki wygasną dopiero w 2027, 2037 i 2039 r. W tym kontekście postulaty Ostatniego Pokolenia nabierają sensu. Być może lepiej byłoby wesprzeć tę infrastrukturę, z której mogą skorzystać wszyscy.

Skupienie się przez Ostatnie Pokolenie na publicznym transporcie regionalnym i lokalnym nie powinno dziwić. W grę wchodzą dwa poważne problemy, które można w ten sposób rozwiązać. Z jednej strony chodzi oczywiście o klimat. Transport indywidualny generuje więcej emisji niż ten zbiorowy, choć równocześnie jest w oczywisty sposób wygodniejszy i pewniejszy. Przepaści pomiędzy jednym i drugim nie da się załatać bez zwiększenia nakładów finansowych.

Przy okazji ograniczylibyśmy zjawisko wykluczenia komunikacyjnego. Nie każdy posiada samochód i uprawnienia do kierowania. Nie każdy też dysponuje zdrowiem, które pozwala mu na kierowanie samochodem. Są w końcu wśród nas także osoby starsze i schorowane. Tymczasem nowiuśkim superszybkim pociągiem zatrzymującym się tylko w głównych metropoliach Polski nie dojedzie się do sąsiedniego miasta. W wielu gminach od lat słychać narzekania, że „PKS nie jeździ, a prywatni przewoźnicy dawno się wykruszyli”. Wypadałoby coś z tym wreszcie zrobić.

Oczywiście trzeba jeszcze móc sobie pozwolić na podróż. Postulaty Ostatniego Pokolenia także tutaj podpowiadają rozwiązanie. Wracamy tym samym do miesięcznego biletu za 50 zł, dzięki któremu skorzystalibyśmy z transportu lokalnego i regionalnego. Pamiętacie letni bilet kolejowy z Czech albo bilet za 49 euro w Niemczech? Da się. Wystarczy tylko zmusić do współpracy dygnitarzy kierujących poszczególnymi państwowymi albo samorządowymi spółkami.