Karta rowerowa powinna paść ofiarą deregulacji

Moto Prawo Dołącz do dyskusji
Karta rowerowa powinna paść ofiarą deregulacji

Jeżeli ktoś czuje się nikomu niepotrzebny, to niech pamięta, że jest coś takiego jak karta rowerowa. W teorii uprawnia do poruszania się rowerem po drodze publicznej. Tylko że po ukończeniu 18 roku życia takie uprawnienia otrzymują wszyscy. Tajemnicą poliszynela jest też to, że policja raczej rzadko sprawdza rowerzystów-nastolatków pod kątem posiadania takiego dokumentu.

Tak naprawdę karta rowerowa to dokument, który po osiągnięciu pełnoletności możemy wyrzucić do śmieci

Deregulacja gospodarki to coś, z czym zgadzają się prawie wszystkie stronnictwa polityczne w kraju. Najwyraźniej plan jest taki, by przy okazji pozbyć się z systemu prawnego zbędnych przepisów. Czym jest zbędny przepis? Najczęściej chodzi o niepotrzebne komplikowanie życia ogółowi obywateli albo jakiejś konkretnej ich grupie. Można także zlikwidować te przepisy, które tworzą jakieś obowiązki albo procedury, z których nic zupełnie nie wynika. Dobrym przykładem jest nie tylko obowiązek rejestracji kart SIM, ale także instytucja karty rowerowej.

Z pewnością każdy słyszał, co to jest karta rowerowa. Uczniowie mają możliwość wyrobienia sobie takiego dokumentu w szkole. Uprawnia do poruszania się rowerem po drogach publicznych. Ot, takie prawo jazdy dla dzieci. Pytanie jednak brzmi: czy jego istnienie jest w ogóle do czegoś potrzebne? Istnieje kilka powodów, by odpowiedzieć na nie przecząco. Pierwszym z nich jest to, że jej przydatność z punktu widzenia ucznia jest praktycznie zerowa.

Zacznijmy od tego, że mowa o dokumencie, który nawet w teorii posłuży uczniowi w najlepszym przypadku przez 8 lat. Karta rowerowa przestaje nam być do czegokolwiek potrzebna, gdy osiągniemy pełnoletność. Wówczas przepisy nadają nam uprawnienia do poruszania się rowerem z mocy prawa. Najwyraźniej ustawodawca doszedł do wniosku, że nie ma siły, by ktoś nie posiadł choćby minimalnej znajomości przepisów ruchu drogowego przez tych kilka lat.

Dlaczego napisałem „w najlepszym wypadku”? Otóż w wieku 16 lat możemy uzyskać prawo jazdy A1, które pozwala nam jeździć co słabszymi motocyklami. Jeżeli nastolatek chce jeździć lekkim quadem albo motorowerem, to po ukończeniu 14 lat może sobie wyrobić kartę motorowerową. Po cóż więc zawracać sobie głowę tym rowerowym odpowiednikiem?

Być może prawdziwy sens karty rowerowej tkwi w tym, czego dziecko nauczy się w szkole przy okazji?

Warto w tym momencie wspomnieć, że karta rowerowa nie jest przydzielana uczniom automatycznie. Punktem wyjścia jest w tym przypadku art. 17 ustawy o kierujących pojazdami.

1.  Kartę rowerową wydaje nieodpłatnie, za pisemną zgodą rodzica lub opiekuna:
1) dyrektor szkoły – uczniowi szkoły podstawowej;
2) dyrektor wojewódzkiego ośrodka ruchu drogowego lub przedsiębiorca prowadzący ośrodek szkolenia kierowców posiadający poświadczenie potwierdzające spełnianie dodatkowych wymagań – osobie niewymienionej w pkt 1.
2.  Kartę rowerową może uzyskać osoba, która:
1) osiągnęła wymagany minimalny wiek;
2) wykazała się niezbędnymi umiejętnościami w kierowaniu rowerem odpowiednio podczas zajęć szkolnych, zajęć prowadzonych przez wojewódzki ośrodek ruchu drogowego lub zajęć prowadzonych przez ośrodek szkolenia kierowców posiadający poświadczenie potwierdzające spełnianie dodatkowych wymagań.

Z tego przepisu możemy się dowiedzieć, że uczeń może uzyskać dokument między innymi podczas zajęć szkolnych. Także w tym przypadku mamy do czynienia z egzaminem. Jest część teoretyczna w postaci testu pisemnego. Jest także część praktyczna z przejazdem rowerem po specjalnym torze. Tym samym można śmiało postawić tezę, że karta rowerowa nie jest czymś neutralnym z administracyjnego punktu widzenia. Organizowanie jakichkolwiek egzaminów, zwłaszcza takich organizowanych zewnętrznie, wiąże się z kosztami, a także odpowiednim nakładem czasu.

Istnienie dokumentu poświadczającego uprawnienia ma sens jedynie wtedy, gdy rzeczywiście ktoś weryfikuje ich posiadanie. Tymczasem w praktyce przypadki sprawdzania nastolatków-rowerzystów są niezwykle rzadkie. Prawdę mówiąc, nie spotkałem jeszcze osoby, którą w jej czasach szkolnych policja rzeczywiście zapytała o kartę rowerową. Wydaje się, że nie ma nawet takiej potrzeby. Brak dokumentu nie oznacza przecież jeszcze, że nastolatkowie będą masowo pchać się pod koła samochodu. Rozbudowa sieci ścieżek rowerowych drastycznie ułatwia jazdę zgodnie z przepisami bez większego zastanawiania się nad tym.

Co jednak ciekawe, jest jeden pozytywny aspekt istnienia karty rowerowej. Z punktu widzenia dzieci zdobycie „pełnoprawnego” dokumentu w tym wieku może być jakąś atrakcją. Jest to jakiś punkt wyjścia, by nauczyć je czegoś o zasadach ruchu drogowego, w tym o znakach i sygnałach drogowych oraz zasadach bezpiecznego poruszania się. W tym kontekście karta rowerowa jako taka ma drugorzędne znaczenie. Dzieci nie muszą nawet przystępować do egzaminu, by coś w ich pamięci zostało. Z drugiej jednak strony, takie lekcje można przeprowadzić także bez zabawy w całą procedurę.