Uzupełnianie wynagrodzenia premiami nie ma sensu, bo i tak nie możne wynieść mniej od płacy minimalnej

Państwo Praca Dołącz do dyskusji
Uzupełnianie wynagrodzenia premiami nie ma sensu, bo i tak nie możne wynieść mniej od płacy minimalnej

Wynagrodzenie zasadnicze niższe od płacy minimalnej to czysty absurd. Pracodawca i tak nie może zapłacić zatrudnionemu na umowie o pracę mniej, niż wynosi obowiązująca w danym roku najniższa krajowa. Tym samym nie można pracownikowi po prostu zabrać „premii”. Po co w takim razie kombinować? W prywatnej firmie nie ma to większego sensu. Realia budżetówki to zupełnie osobna kwestia.

Po co się bawić w jakieś „premie” i „nagrody”, skoro szef musi wypłacić pracownikowi minimalne wynagrodzenie?

W tym roku płaca minimalna wynosi 4 666 zł brutto. W przyszłym roku najprawdopodobniej przekroczy poziom 5 000 zł. Czy to oznacza, że wszyscy pracownicy zatrudnieni na pełny etat mogą liczyć na pensję co najmniej równą wskazaniom właściwego rozporządzenia? I tak, i nie. Pracownik nie może zarobić mniej. Przy czym pracodawca może zastosować niższe wynagrodzenie zasadnicze i uzupełnić brakującą kwotę różnego rodzaju „premiami” i „nagrodami”. Wynika to z treści art. 6 ust. 5 ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę.

Przy obliczaniu wysokości wynagrodzenia pracownika nie uwzględnia się:
1) nagrody jubileuszowej;
2) odprawy pieniężnej przysługującej pracownikowi w związku z przejściem na emeryturę lub rentę z tytułu niezdolności do pracy;
3) wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych;
4) dodatku do wynagrodzenia za pracę w porze nocnej;
5) dodatku za staż pracy;
6) dodatku za szczególne warunki pracy.

Jak należy rozumieć zacytowany wyżej przepis w kontekście wysokości minimalnego wynagrodzenia? Składać się na nią może wynagrodzenie zasadnicze oraz wszystkie dodatki, które nie zostały wprost wskazane jako niepodlegające uwzględnieniu. Na liście nie znajdziemy na przykład premii uznaniowej, regulaminowej oraz różnego rodzaju nagród.

Pytanie w takim razie brzmi: po co właściwie przedsiębiorca zatrudniający pracowników miałby w ten sposób kombinować? Na pierwszy rzut oka wynagrodzenie zasadnicze równe płacy minimalnej wydaje się prostszym i bardziej czytelnym rozwiązaniem. Poza tym, pracodawcy najzwyczajniej w świecie nie wolno zapłacić pracownikowi zatrudnionemu na etacie mniej, niż wynosi obowiązujące minimalne wynagrodzenie. Popełniłby wówczas wykroczenie z art. 281 ust. 1 pkt 1) kodeksu pracy.

Kto, wbrew obowiązkowi:
1) nie wypłaca w ustalonym terminie wynagrodzenia za pracę lub innego świadczenia przysługującego pracownikowi albo uprawnionemu do tego świadczenia członkowi rodziny pracownika, wysokość tego wynagrodzenia lub świadczenia bezpodstawnie obniża albo dokonuje bezpodstawnych potrąceń,
[…]

– podlega karze grzywny od 1000 zł do 30 000 zł.

Wynagrodzenie zasadnicze nie powinno być niższe od płacy minimalnej, bo takie rozwiązanie nikomu po prostu nie służy

Niemożność obniżenia faktycznej wypłaty poniżej poziom płacy minimalnej oznacza, że wszelkiego rodzaju „premii„, „dodatków” i „nagród” pracodawca najzwyczajniej w świecie nie może pracownikowi zabrać. Nie ma mowy o uznaniowości czy motywowaniu w sytuacji, gdy ostatecznie wypłacana kwota musi się zgadzać. Równie dobrze można więc zrezygnować z tych dodatkowych składników pensji na rzecz wynagrodzenia zasadniczego.

Właśnie z tego powodu może dziwić wstrzemięźliwość rządzących w kwestii zmiany obecnego stanu prawnego. Przecież uniemożliwiając pracodawcom zejście z wynagrodzeniem zasadniczym poniżej płacę minimalną, nie zaszkodzą większości przedsiębiorców. Sprawa ma jednak drugie dno. O ile w przypadku prywatnego biznesu rozbijanie wynagrodzenia na różne składowe nie ma większego uzasadnienia praktycznego, o tyle w budżetówce sprawy wyglądają zupełnie inaczej.

Najsłabiej zarabiający pracownicy państwa muszą się zmagać z polityką wiecznego zaciskania pasa. Płace w budżetówce rosną zauważalnie wolniej niż w sektorze prywatnym. Najczęściej zresztą wymuszają je albo strajki, albo podwyższenie w danym roku minimalnego wynagrodzenia. Kolejne rządy właśnie tutaj szukają oszczędności. Co więcej, w budżetówce częściej stosuje się różnego rodzaju zinstytucjonalizowane premie i dodatki do wynagrodzenia. Ustawodawca zaś wyłączył już najpopularniejsze z nich poza wynagrodzenie zasadnicze.

Tym samym ewentualna reforma płacy minimalnej boleśnie uderzyłaby poszczególne działy administracji po kieszeni. Nic dziwnego, że to właśnie ministerstwa protestują najgłośniej. Oczywiście także tutaj występuje konieczność wypłacenia pracownikowi przynajmniej najniższej krajowej.

Podtrzymywanie iluzji zróżnicowanych pensji poniżej poziomu płacy minimalnej nie służy niczemu dobremu. Nie przynosi jakichś większych oszczędności pracodawcom. Równocześnie pracowników tak naprawdę nie obchodzi, z czego dokładnie składa się ich pensja. Liczy się to, ile pieniędzy ostatecznie do nich trafia. Dlatego prawo powinno odzwierciedlać rzeczywistość zamiast, sankcjonować księgowe sztuczki.