Wcale nie dziwię się „Codziennikowi Feministycznemu”, że szkolenie „Bezpieczna kobieta w bezpiecznym środowisku” nazwał skandalicznym, ale jednocześnie jestem w stanie zrozumieć intencje, które przyświecały policjantom. Na pewne sytuacje nie można nic poradzić, nawet, jeśli od maleńkości wbijałoby się do głowy chłopcom, że gwałcić nie wolno.
Z wrocławskimi policjantami mam same dobre wspomnienia – kiedyś, w trudnej sytuacji, bardzo mi pomogli. Zastanawiam się, czy któryś z tych uczynnych policjantów siedział na szkoleniu dotyczącym bezpieczeństwa kobiet, które zorganizowano dla pracownic jednej z korporacji. Poczułabym autentyczny żal, gdyby to jeden z nich był autorem „dykteryjki” o tym, jak to młoda panna obudziła się w ramionach obcego mężczyzny, nie pamiętając, co ten jej zrobił. Puenta tej pouczającej opowieści była taka, że czasem zdarzają się zabawne sytuacje. Nie mogę wprost przestać się śmiać.
Tak jak po nocy nastaje dzień, a po suto zakrapianej imprezie przychodzi kac, tak zazwyczaj po tragedii dochodzi do obwiniania ofiary. Po co tam szła? Dlaczego się tak ubrała? Nie wiedziała, że ta dyskoteka cieszy się złą sławą? Nie tyczy się to rzecz jasna tylko zgwałconych kobiet, ale w ich przypadku jest to szczególnie bolesne doświadczenie. Nie dość, że odarto ją ze wszelkiej godności, skrzywdzono i wdarto się w jej intymność, to po chwili odzywa się mądry chór wujów, którzy na jej miejscu postąpiliby inaczej.
Jest to tak przykre, że aż trudno spojrzeć na sytuację z drugiej strony. Bo pewnych rzeczy nie unikniemy, choćbyśmy bardzo chcieli.
Szkolenie z obrony przed gwałtem
Całe spotkanie odbyło się na następujących warunkach. Policjant, instruktor sztuk walki, wykładał ze slajdów, iż kobieta nie może skracać sobie drogi po zmroku, przechodzić przez krzaki, ubierać się zmysłowo oraz wyzywająco. Nie może wsiadać do windy z nieznajomymi, a także musi mieć baczenie na nowo poznane osoby.
„Codziennik Feministyczny” bardzo się na takie postawienie sprawy oburzył. Jest mi z nimi równie po drodze, co z fizyką kwantową, ale w tym miejscu nie umiem się nie zgodzić. Rzuca on tutaj twardymi liczbami – gwałtów najczęściej dokonuje obecny (22%) lub były (63%) partner, do zdarzeń najczęściej dochodzi w domu, nie porusza się także problemu gwałtu w małżeństwie. Do tego, według „Codziennika…”, 30% Polaków uważa, że seks bez zgody drugiej osoby może być uzasadniony przez okoliczności. A kiedy do czynu już dojdzie, 30% prokuratorów i 40% policjantów uważa, że gwałtem nie jest współżycie, do którego doszło po podaniu środków farmakologicznych. Tych przerażających liczb i procentów jest więcej. Wisienką na torcie będzie to, że bardzo niewiele kobiet decyduje się na zgłoszenie przestępstwa. Nawet 91,8% kobiet nie przyznaje się do tego, że zostało zmuszonych do odbycia stosunku. W internecie zaś panuje dzika radość, kiedy ktoś wrzuci statystyki o tym, jak to niewiele w Polsce gwałtów.
Nie sposób nie oburzać się więc na to, jak podeszła do tego policja. Ludzie nie są uczulani na to, że „nie” oznacza kategoryczny zakaz, czasem wręcz jako zachęta, gdyż jak powiadał pewien polski polityk, zawsze się trochę gwałci. Niektórzy nawet nie znają granicy, za którą seks zamienia się w przestępstwo.
Ale przyjrzyjmy się drugiej, nieco spatynowanej, stronie tego medalu.
Pilnuj się czy panuj nad sobą?
Jakiś czas temu zapanowało spore oburzenie po tym, jak Główny Inspektorat Sanitarny wyszedł z kampanią „Mądra dziewczynka pilnuje drinka”. Uwagę zwróciło zarówno protekcjonalne zdrobnienie (choć moim zdaniem po prostu pasowało do rymu), jak i fakt, że znowu uczula się ofiary, a nie potencjalnych sprawców. Bo jakże to, kobieta ma się pilnować, żeby nie zostać zgwałconą? A co z oprawcą?
Ano, nic. Bo do niektórych oprawców nawet najzmyślniejszy psycholog nie dotrze. Pewnych osób (nie tylko mężczyzn, ale także kobiet) nie przekona się kampanią o wrażliwości, o tym, że do tanga trzeba dwojga, że seks bez zgody to gwałt. Psychopatów, socjopatów, zwyrodnialców najgorszej maści ze skurczonym ciałem migdałowatym nie ruszą żadne, nawet najcelniejsze argumenty. Ostatecznie i tak zrobią swoje, bo są nastawieni jedynie na zaspokajanie własnych potrzeb. Trzeba pamiętać, że psychopaci ciągną do tłumu, są uwodzicielscy i czarujący, a do tego mają niepohamowane libido. Szansa na spotkanie takowego w zatłoczonym pubie wcale nie jest, wbrew pozorom, taka mała. Dlatego drinka trzeba pilnować, wracać do domu taksówką albo ze znajomymi.
Oczywiście, to nie zmienia faktu, że „Codziennik Feministyczny” ma sporo racji. Szansa na spotkanie z jurnym psychopatą jest znacznie mniejsza niż ta, że mąż postanowi, iż żona ma spełnić swój obowiązek. Ale warto pamiętać o ostrożności ze względu na ten margines, pomylony procent.
„To jeszcze daleka droga przed nami”
Warto pamiętać o czymś jeszcze. Uświadamianie społeczeństwa to proces mozolny i niełatwy. Nawet, jeśli zaczniemy od wczoraj, skończymy za kilka albo kilkanaście lat. Może kilkadziesiąt. Przy obecnych rządach, nie zaczniemy pewnie jeszcze długo. Do niektórych, jak już się umówiliśmy, nauki nie dotrą. Do tego czasu kobiety – i mężczyzn – powinno przeszkolić się z podstaw samoobrony. Sprawy to nie załatwi, ale może uratuje kilka osób i rozkwasi parę nachalnych nosów.