Molestowanie seksualne mężczyzn jest tematem tabu, o którym wspomina się niechętnie. A jeśli oprawczynią okaże się feministka, nagle dojdzie do zabawnej zamiany ról płciowych, w których ofierze zarzuci się złośliwe oszczerstwa.
Avital Ronell, profesor germanistyki i komparatystyki z Uniwersytetu w Nowym Jorku została oskarżona o molestowanie i wykorzystywanie seksualne jednego ze swoich byłych studentów, Nimroda Reitmana. Kobieta jest zagorzałą zwolenniczką ruchów feministycznych, sama identyfikuje się jako osoba queer oraz lesbijka. Przez wiele lat pisała do niego natężone erotycznymi podtekstami e-maile, zmuszała go do spania ze sobą w jednym łóżku, dotykała go i całowała nawet wtedy, gdy wyraźnie jej mówił, że nie chciałby, by to potoczyło się w tę stronę. Ale Ronell występowała z pozycji siły – ona była jego promotorem i profesorem, on był tylko studentem. Sytuacji nie poprawia fakt, że Reitman jest gejem, obecnie zresztą pozostającym w związku małżeńskim z mężczyzną.
Jednym z najobrzydliwszych „żarcików”, jakie w życiu słyszałam, brzmiał: „przecież faceta, hehe, nie da się zgwałcić”. Przeświadczenie o tym, jakoby mężczyzna był zawsze chętny i gotowy na seks, jest nie tylko sprowadzaniem go do roli przedmiotu, ale również stanowi krzywdę wobec ofiary. Ludzie chichotali, kiedy czytali artykuł o tym, jak pewna temperamentna Niemka zamknęła w domu złodzieja, a następnie zmusiła go do kilkudniowego współżycia. Ciekawe, czy byłoby im równie do śmiechu, gdyby role płciowe zostały odwrócone. Podobnie zachowują się teraz feministki i profesorowie, którzy postanowili wziąć Ronnel w obronę.
Molestowanie seksualne mężczyzn
Profesor Ronnel została zawieszona na rok w prawach do wykonywania zawodu przez swój uniwersytet. Dane, które udostępniono do informacji publicznej są bowiem porażające. Posunęła się nawet do określenia „my cock-er spaniel” w kierunku Reitmana. Czy promotorka powinna pisać do swojego studenta „my most adored one”, „sweet cuddly baby”? Czy może mu pisać, że boli ją gardło, dlatego usilnie będzie się starała go nie całować, chociaż trudno jej wytrzymać? Czy ma prawo przyciskać swoje pośladki do jego krocza? Ponownie: proszę teraz to zamienić rolami płciowymi, pomyśleć, że takie coś pisałby mężczyzna do kobiety. Wyleciałby z uczelni bez pardonu, nikt nawet by po nim nie zapłakał, a ludzie – niezależnie od tego, czy popieraliby postulaty feministyczne czy nie – skazaliby go od razu na ostracyzm. Spójrzmy sami, co stało się z Harveyem Weinsteinem.
Całe śledztwo zajęło kilka miesięcy, a dostarczone dowody były naprawdę obciążające. I w tym momencie na scenę wchodzą osoby, po których raczej by się tego nie spodziewano. Przyszły feministki, które zaczęły bronić Ronnel i atakować Reitmana. Słynna działaczka tego ruchu, autorka „Gender Wars”, Judith Butler, podpisała się pod listem (wieść głosi, iż sama jest jego autorką), w którym profesorowie prosili o danie ich koleżance spokoju, chociaż przyznają, że nie mają pełnego dostępu do wszystkich informacji w śledztwie, zaś Avital Ronnel padła ofiarą nienawistnej, złośliwej kampanii ze strony „tego indywiduum”, które wniosło oskarżenia. Uważają też, że pani profesor ma duże zasługi na polu naukowym i nie powinna być traktowana w ten sposób. Ich zdaniem podważa się właśnie jej (jakże wielki) autorytet. Poczytajcie sobie zresztą tutaj.
Tak, jedna z czołowych feministek twierdzi wprost, że winny jest Reitman, który pewnie zmyślił całą historię. I znowu, zamieńmy wszystkim płcie! Gdyby oskarżającą była kobieta, oskarżonym mężczyzna, a jego kolega starałby się bronić go w jakikolwiek sposób, zalałaby go fala słusznej krytyki. Co ciekawe – tutaj też się pojawiła.
Podwójne standardy
Nie trzeba daleko szukać: postawę profesorów i Judith Butler skrytykowały środowiska LGBTQ+ (jak same stwierdziły, powoływanie się na dorobek intelektualny Ronnel przy popełnionym przez nią przestępstwie to ten sam argument, że Roman Polański dobre filmy robił). Internauci są oburzeni postawą Judith Butler oraz środowiska akademickiego z nowojorskiego uniwersytetu. Czy #metoo działa tylko wtedy, gdy oprawcą jest mężczyzna? Z niecierpliwością czekam na to, co powiedzą o tym inne kobiety będące częścią nurtu feministycznego. Dla Butler feminizm skończył się bowiem tam, gdzie ofiarą była kobieta. Zniknęły wszystkie hasła o tym, że nikt nie może być molestowany i wykorzystywany seksualnie, bez względu na to, jakiej jest płci, w jakim wieku, jaki ma kolor skóry, czy jakiej jest orientacji lub wyznania.
Szczerze mówiąc, liczę na to, że inne feministki nie będą bronić kobiety, która jednym, prostym ruchem narobiła feminizmowi strasznych szkód.