Co się stanie, jeśli Trybunał Sprawiedliwości wyda orzeczenie nie po myśli polskiego rządu? Proste, polski rząd to po prostu zignoruje. Ale nie, oczywiście nie będzie to, przynajmniej zdaniem wpływowego wicepremiera, żaden początek Polexitu.
Choć przyzwyczailiśmy się już do tego, że polski rząd jakoś bardzo zasadniczo do litery prawa nie podchodzi, to i tak najnowsza wypowiedź wicepremiera Jarosława Gowina wbija w fotel.
– Jeżeli Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej dopuści się precedensu i usankcjonuje zawieszenie prawa przez Sąd Najwyższy, to nasz rząd zapewne nie będzie miał innego wyjścia jak doprowadzić do drugiego precedensu, czyli zignorować orzeczenie TSUE jako sprzeczne z traktatem lizbońskim oraz z całym duchem integracji europejskiej – powiedział Gowin w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”.
O co chodzi? Sąd Najwyższy skierował wcześniej wniosek do TSUE, z pięcioma pytaniami prejudycjalnymi, które dotyczą m.in. zasady niezależności sądów i niezawisłości sędziów jako zasad prawa unijnego. Jednocześnie Sąd Najwyższy zawiesił stosowanie niedawno wprowadzonych przepisów, określających zasady przechodzenia sędziów SN w stan spoczynku do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez Trybunał. Chodzi przede wszystkim o możliwość dalszego orzekania sędziów SN po ukończeniu 65. roku życia. Jeśli TSUE podzieliłby wątpliwości Sądu Najwyższego (co jest bardzo prawdopodobne), to rząd miałby związane ręce i nie mógłby wprowadzić zmian, które przyniosła ostatnia reforma. Gdyby oczywiście przejmował się wyrokami najważniejszego sądu w Europie.
Trybunał Sprawiedliwości zostanie zignorowany? I co dalej?
Ciekawe jest to, że Gowin wypowiedział się możliwości zignorowania orzeczenia przed tym, jak to ujrzało światło dzienne. Czemu to zrobił? Pewnie przeczuwa, że Trybunał podzieli obawy SN. Trudno to wytłumaczyć inaczej, na przykład próbą wywołania presji na TSUE. Taka próba na pewno będzie miała skutki odwrotne do zamierzonych – i zapewne Gowin doskonale o tym wie.
No dobrze, więc załóżmy, że Trybunał Sprawiedliwości wydaje orzeczenie, które nie spodoba się polskiemu rządowi. Ten, zgodnie z zapowiedzią Gowina, je ignoruje. Co dalej? Trybunał może nałożyć gigantyczne kary finansowe – jako pojedynczą grzywnę, ale ona może być połączona z opłatą karną za każdy dzień do momentu odpowiednich zmian w przepisach. Jak Polska nie będzie chciała płacić, to pewnie kara będzie potrącana z unijnych funduszy.
Trybunał Sprawiedliwości a sprawa polska. „Polexit? Jaki Polexit?”
Jednak pieniądze wcale nie są tu najważniejsze. Już wielu komentatorów zadaje pytanie, czy otwarte mówienie o ignorowaniu unijnych przepisów to nie jest przypadkiem wstęp do Polexitu. O to zresztą został zapytany i Jarosław Gowin. – Nie jest to krok w stronę Polexitu. Ale ze strony TS byłoby to działanie, które bardzo nadwątlałoby zaufanie obywateli Europy do instytucji unijnych – wyjaśnił wicepremier. Gowin wyraźnie przestrzega też TSUE, że nie warto wydawać wyroków, które nie podobają się władzy. – To będzie pierwszy krok do autodestrukcji Unii Europejskiej. I wykona go nie polski rząd, lecz unijny Trybunał Sprawiedliwości – mówi.
Czy wypowiedzi Gowina mają jakikolwiek sens? Technicznie oczywiście ignorowanie wyroku TSUE żadnego procesu Polexitu nie rozpoczyna. Ale jak inaczej nazwać stawianie się poza unijnym systemem prawnym? Być może oczywiście rząd ma nadzieję, że uda się długodystansowo zachować wszystkie profity z członkostwa we Wspólnocie bez konieczności dbania o takie detale, jak przestrzegania prawa i dostosowywanie się do wyroków najważniejszego sądu. Pytanie co będzie, jak jednak się przeliczy.