Owoce sąsiada na naszej działce wcale do nas nie należą. Przynajmniej dopóki nie spadną z drzewa

Prawo Dołącz do dyskusji
Owoce sąsiada na naszej działce wcale do nas nie należą. Przynajmniej dopóki nie spadną z drzewa

Dość często zdarza się, że gałęzie roślin sąsiada przechodzą na naszej działce. Niektóre z nich mogą należeć do drzew i krzewów owocowych. Czy to oznacza, że owoce sąsiada należą do nas i możemy je sobie po prostu zerwać? Odpowiedź brzmi „nie”, przynajmniej do momentu aż spadną na ziemię.

Dopóki owoc wciąż rośnie na drzewie sąsiada, dopóty należy do niego

Jeżeli posadzimy drzewo blisko granicy sąsiedniego gruntu, to mamy prawie pewność, że część gałęzi w końcu będzie się znajdowała poza granicami działki. W przypadku drzew owocowych oznacza to sporą pokusę sięgnięcia po owoce sąsiada. Nie oznacza to jednak, że mamy do tego prawo. Wręcz przeciwnie: przepisy kodeksu cywilnego wyraźnie określają moment, w którym takie owoce stają się naszą własnością. W pierwszej kolejności powinniśmy zwrócić na art. 148 przywołanej ustawy.

Owoce opadłe z drzewa lub krzewu na grunt sąsiedni stanowią jego pożytki. Przepisu tego nie stosuje się, gdy grunt sąsiedni jest przeznaczony na użytek publiczny.

Zasada jest w tym przypadku bardzo prosta. Dopóki owoce sąsiada znajdują się wciąż na jego drzewie, dopóty wciąż stanowią jego własność. W momencie, gdy spadną, stają się pożytkami z naszej nieruchomości, z których możemy swobodnie korzystać. Uzasadnienie wydaje się dość jasne. Lepiej, żebyśmy my sobie taki owoc wzięli, niż żeby miał po prostu zgnić na naszym gruncie. Co ciekawe, przepis ten nie dotyczy owoców, które spadną na tereny przeznaczone na użytek publiczny, na przykład parki, place zabaw, czy inne tereny zwykle należące do samorządu albo spółdzielni.

Owoce sąsiada należą do nas od momentu, gdy musieliśmy je usunąć z naszego gruntu

Co w takim razie zgodnie z prawem powinniśmy zrobić z gałęziami owocowych drzew i krzewów, które przechodzą przez ogrodzenie na naszą działkę? Przypominamy: zgodnie z art. 150 kc. powinniśmy najpierw wezwać naszego sąsiada do usunięcia przeszkadzających nam części roślin, w tym owoców. Wówczas zabiera on sobie z naszej działki swoją własność. Jeżeli jednak przekroczy on wyznaczony termin, to mamy prawo usunąć je sami. Poprzez wykonanie niezbędnych prac owoce sąsiada stają się naszą własnością.

Warto wspomnieć, że nasz sąsiad ma zgodnie z art. 149 kc. prawo do wejścia na nasz grunt w celu zebrania swoich owoców. Jeżeli poniesiemy wówczas jakąś szkodę, na przykład sąsiad uszkodzi nasze rośliny, to możemy domagać się jej naprawienia.

W idealnym świecie gruszkami leżącymi na miedzy z „Ogniem i Mieczem” zwaśnieni sąsiedzi powinni się podzielić

Teoretycznie drzewo owocowe może rosnąć idealnie na granicy pomiędzy działkami. Prawdę mówiąc, to wręcz klasyk sąsiedzkich sporów. Być może część naszych czytelników kojarzy słynny spór o gruszę na miedzy z „Ogniem i Mieczem”. W takiej sytuacji trudno jednoznacznie wskazać właściciela drzewa i przez to także owoców. Z pomocą przychodzi nam jednak art. 154 §1.

Domniemywa się, że mury, płoty, miedze, rowy i inne urządzenia podobne, znajdujące się na granicy gruntów sąsiadujących, służą do wspólnego użytku sąsiadów. To samo dotyczy drzew i krzewów na granicy.

Domniemanie można oczywiście wzruszyć. Wystarczy, że jeden z sąsiadów jest w stanie udowodnić, że to on posadził roślinę w tym konkretnym miejscu. W praktyce jednak może nie być takiej potrzeby, skoro drzewo owocowe w myśl przytoczonego przepisu ma służyć właścicielom obydwu działek. Najłatwiej trzymać się kryterium pożytków z gruntu, na który spadł dany owoc. Co jednak z tymi nieszczęsnymi gruszami, które spadają idealnie na granicę? Tutaj trudniej doszukać się jasnej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że wspólny użytek z drzewa oznacza, że w idealnym świecie sąsiedzi powinni się podzielić owocami po połowie.