Dymisja prezydenta? W III RP, która wiele przecież widziała, tego jeszcze nie grali. Co nie nie znaczy, że prezydent nie może rzucić wszystkiego i wyjechać w Bieszczady. Będzie miał tam jednak towarzystwo – agenci SOP (czyli dawnego BOR) będą z nim już do końca życia.
Dymisja prezydenta trochę nie mieści się w głowie. No bo jak to by teoretycznie najważniejsza osoba w państwie, wybrana przez naród, mogła sobie po prostu odejść ze stanowiska? Nie mieści to się w głowie nam, ale w końcu życie pisze różne scenariusze.
Tak oto stanowi Konstytucja;
Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może przejściowo sprawować urzędu, zawiadamia o tym Marszałka Sejmu, który tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej.
Tu zwraca uwagę wyrażenie „nie może”. To jednak nie to samo co „nie chce”. Fragment sugerować może, że jednak głowa państwa nie może po prostu odejść i pojechać w Bieszczady. „Nie można” wykonywać przecież swoich obowiązków na przykład przez chorobę, a nie przez kaprys. Ale czytamy Konstytucję dalej;
Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej w razie [..] zrzeczenia się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej.
Ten termin pojawia się w konstytucyjnych zapisach jeszcze raz. Otóż Konstytucja podkreśla, że przy zrzeczeniu się urzędu nie jest wymagany… podpis premiera RP. Czyli – dymisja prezydenta jest możliwa. Taki ruch z punktu widzenia państwa to kuriozum, zgadza się. Ale z osobistego punktu widzenia osoby, która sprawuje urząd, może to wyglądać już nieco inaczej. W końcu rola prezydenta to wieczny stres, dziennikarskie hieny czyhające na każdym kroku, a w konkretnym przypadku obecnego prezydenta – wieczne niesnaski z „przełożonymi”. A prezydent nawet po rezygnacji ma dożywotnią pensję, dożywotnią ochronę SOP oraz limuzynę z kierowcą. I to nie byle jaką – BMW 7 lub Mercedesa S. Po swojej dymisji prezydent by stał się jeszcze sławniejszy na całym świecie – może nawet sławniejszy niż Lech Wałęsa. To też można przecież spieniężyć. Jednym słowem – nie brzmi to tak źle. Może to nawet lepsze niż stanie w przedpokoju.
Dymisja prezydenta. No dobrze, a czemu o tym w ogóle piszemy?
To dylemat każdego blogera czy dziennikarza. Zajmować się plotkami czy nie? Można powiedzieć, że zajmować się nie warto – plotki to tylko plotki, nie fakty. Ale jeśli tyle osób o czymś plotkuje to po pierwsze – może być coś na rzeczy. A po drugie – jednak niepisanie o sprawach, o których piszą dobrze poinformowane osoby można jednak uznać za ignorowanie czytelników.
Plotek nie powtarzamy – choć dyskusja o tym rozgrzewa do czerwoności od niedawna polskiego Twittera. Piszą o tym znani dziennikarze i publicyści. Nietrudno tę dyskusję prześledzić. My staraliśmy się tylko odpowiedzieć na pytanie, czy dymisja prezydenta w ogóle jest możliwa. Wygląda na to, że jest. A nawet jakby Konstytucja na to nie pozwalała, to przecież nie każdy polityk podchodzi do niej tak bardzo zasadniczo…
Kiedyś pisaliśmy też o tym, czy prezydenta można odwołać.
Fot. Andrzej Hrechorowicz/KPRM. Zdjęcie pochodzi z serwisu Prezydent.pl