W moich artykułach śmiałem się, kpiłem sobie z tych polskich artystów, którzy jak dzieci we mgle dawali twarze na konferencji w Brukseli i manifestowali sukces ACTA 2, z którego istnienia bezpośrednio nie będą nawet mieli żadnych wymiernych korzyści.
W tekście wyjaśniającym o co tak naprawdę chodzi w „ACTA 2”, komu na nim zależy, kto na nim zarobi oraz dlaczego czytanie co sobie na ten temat uważa Zbigniew Hołdys nie ma większego sensu, wspominałem m.in.:
Lobbyści zwożą do Brukseli tak zwane twarze w postaci muzyków, którzy wypłakują, że są okradani. Spoiler alert: jeśli wypalenie twórcze nastąpiło w okolicy lat 70. XX wieku to z dużą dozą prawdopodobieństwa przychody będą malały, niezależnie od internetowych piratów, którzy w zdecydowanej większości nie wiedzą nawet o waszym istnieniu.
Oczywiście muzycy występują w roli pożytecznych… Inaczej, uprawiają muńkostaszczykowszczyznę (czym jest muńkostaszczykowszczyzna – szerzej o tym w innym moim artykule) i mam bardzo poważne wątpliwości czy ktoś naprawdę wyjaśnił im możliwe konsekwencje dyrektywy, a nie tylko poinformował, że teraz to już będą takie tantiemy, że ho ho i „już żaden artysta przez tego pirata życia pozbawiony nie będzie”.
Muńkostaszczykowszczyzna, czyli:
Lider T. Love sobie doczytał, dokształcił się i zrozumiał, że został instrumentalnie użyty przez ZPAV
Nie doczytała sobie – najwyraźniej – Maria Sadowska, której ktoś podstawił pod nos liczącą 1,5 strony kartkę A4, powiedział, że to jest to całe „ACTA 2” i piosenkarka postanowiła walczyć o to całym swoim sercem, oddając za tę walkę swój niekwestionowany muzyczny autorytet i wizerunek. Pozostaje mieć nadzieję, że na tej kartce było chociaż rzetelne omówienie założeń dyrektywy, a nie na przykład przepis na rabarbarową szarlotkę. Przypominam bowiem, że dyrektywa w obecnym kształcie liczy 36 niemalże ciurkiem zapisanych stron A4, a nawet gdyby pominąć uzasadnienie – 11.
Przed chwilą znalazłem na profilu StopACTA2Poland, który wygrzebał wypowiedź piosenkarki sprzed miesiąca o takiej oto treści:
Przyjmijmy potencjalny kontrargument artystki, że czytała jedynie omówienie w zakresie interesującego ją Artykułu 13, co zresztą w dużej mierze pokrywa się z moją teorią, że OZZ-y typu ZAiKS i ZPAV wymachują znanymi twarzami w sprawie de facto już trochę funkcjonujących systemów filtrowania treści, by położyć pieniądze na prowizjach z obrotu kwotami wskazywanymi przez Artykuł 11, który może poważnie zagrozić rynkowi medialnemu w Europie.
Z jednej strony czuję przerażenie, a z drugiej satysfakcję, ponieważ wszystkie elementy „ACTA2-owej układanki”, które opisywałem na Bezprawniku w ostatnich miesiącach znajdują swoje potwierdzenie. Dziś potwierdza się teza o manipulowaniu muzykami, którzy kompletnie nie mają pojęcia czemu dają twarz. Jest to w mojej ocenie w gruncie rzeczy kompromitujące i powinno być przez opinię społeczną odnotowane, gdyż to chyba taki pierwszy przypadek w historii, gdy artyści na podstawie półtorastronicowych bryków będą stawali nie w obronie wolności, a przeciwko niej. Bo takie mogą być konsekwencje dyrektywy.