Jan Grabiec przebąknął coś o tym, że to trochę nie w porządku, by 500+ pobierały osoby, które nie pracują. Zaraz się rzuciła na niego nagonka medialna, zapanowała panika, że Platforma odbierze świadczenia. Znowu strzał w stopę, a przecież pomysł nie taki najgorszy.
500+ budzi wiele kontrowersji, chociaż naród popiera to rozwiązanie jako czynną pomoc dla rodzin. Są sytuacje, w których taka pomoc jest zbawienna oraz potrzebna. Są również sytuacje, w których pieniądze te stanowią podstawę bytu. Zasadniczo nie jestem fanką rozdawnictwa, ale potrafię sobie wyobrazić, że nie jest to aż takie złe, podźwignęło z biedy wielu ludzi i sprawiło, że zaczęli wybrzydzać na zbójeckim rynku pracy.
Internet obiegła jednakże wieść, że Platforma chce zabrać 500+ niepracującym osobom. Jan Grabiec dementuje tę plotkę, chociaż przyznaje, że powinno się ograniczać to świadczenie dla osób, które pracować mogą, ale zwyczajnie nie chcą. Raz w życiu opozycja powie coś mądrego, a potem się z tego wycofuje rakiem.
500+ tylko dla pracujących
Z góry chcę poinformować wszystkich oburzonych, że sam pomysł nie wrzuci do gara z nędzą ludzi, którzy pracować nie mogą. To znaczy, wyobrażam sobie, że osoby zajmujące się niepełnosprawnymi, osoby, którym na pracowanie nie pozwala stan zdrowia, osoby, które aktywnie poszukują pracy, nadal będą otrzymywać świadczenie. Problem tkwi w osobach, które najzwyczajniej siedzą na czterech literach i czekają, aż pieniądze przyjdą. Do pracy nie pójdą, bo chociaż z samego świadczenia trudno utrzymać gromadkę dzieci, to kto tu mówi o dzieciach. W mojej karierze edukacyjnej widziałam rodziców, którzy tłumaczyli, że nie mają środków na to, by dać dziecku na wycieczkę. Albo rodziców, którzy nadal ubierali swoje pociechy w łachmany. Zmyślniej niż pozostali unikali oni pomocy społecznej, twierdząc, że po prostu w tym kraju nie ma miejsca dla ludzi z ich wykształceniem.
To dość niepopularna opinia, wiem, ale uważam, że świadczenie to bezwarunkowo powinno się przyznawać samotnym matkom także na pierwsze dziecko. Powinno wędrować do tych, którzy pomocy naprawdę potrzebują, a nie tylko udają bezradnych, żeby grać na nosie systemowi i go ośmieszać, dostarczając paliwa Newsweekom i innym -eekom, które tylko patrzą, jak doszukiwać się patologii wśród legendarnego elektoratu PiS, co to znajduje się wśród matek z dziećmi.
Wymarzoną sytuacją byłoby, gdyby te pięćset złotych można było sobie odliczyć od podatku, a świadczenie przyznawać tylko niezdolnym do pracy bądź takim, których sytuacja zmusza do pozostania w domu. Ale to wyciąganie pieniędzy z państwowej kiesy, a Vatman nie śpi.
Platforma wpadła więc na całkiem sensowny pomysł, aczkolwiek i tak zostanie za to zrugana. Po różnych grupkach krążyć teraz będzie mit, że za rządów obecnej opozycji ostatnią kromkę chleba od ust odejmą matkom z dziećmi. Naprawdę przydałby im się ktoś od PR.