Politycy Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości na przemian bawią się Trybunałem Konstytucyjnym jak gdyby była to sprawa kalibru koncertu Madonny na Stadionie Narodowym. Nie tak to powinno wyglądać.
Luźną propozycję na forum naszych prawników rzucił Jakub Kralka, a następnie wywiązała się z tego dość burzliwa dyskusja. Ale mnie ta koncepcja w ogólnym zarysie się podoba. Chodzi bowiem o to, żeby vacatio legis w sprawach dotyczących zmian ważnych dla ustroju wydłużyć do co najmniej 5 lat.
Czym jest vacatio legis?
Pojęcie to jest znane większości Polaków, gdyż pojawia się już w podręcznikach „Wiedzy o społeczeństwa”. Termin ten, który czasem doktryna prawnicza tłumaczy jako „leżakowanie ustawy” określa czas jaki musi upłynąć pomiędzy ogłoszeniem nowego aktu w Dzienniku Ustaw, a jego wejściem w życie, rozpoczęciem obowiązywania.
To bardzo ważny termin, ponieważ pozwala mediom takim jak Bezprawnik czy Gazeta Prawna zapoznać społeczeństwo ze zmianami w obowiązującym prawie. Przedsiębiorcy mogą dopasować do nowych przepisów swoją działalność. W dużej mierze chodzi więc o to, by nikt nie poczuł się nowym prawem zaskoczony.
Regułą vacatio legis jest 14 dni, ale…
Prawo precyzuje, że ustawa sobie przez 14 dni, jednakże od tej sytuacji przewidziane są wyjątki. Jeżeli ustawa obejmuje swoim zakresem na przykład jakąś szeroką gałąź gospodarki, dostosowanie do niej wymagałoby czasu, szerszych zmian infrastrukturalnych, itp. – ustawodawca może wydłużyć czas trwania vacatio legis. Tak było na przykład przy okazji wprowadzania w życie ustawy o prawach konsumenta, która wywróciła do góry nogami obowiązki spoczywające na właścicielach sklepów internetowych (choć nie wszyscy się z tym dostosowywaniem uporali – zapraszamy do kontaktu z naszymi prawnikami pod adresem kontakt@bezprawnik.pl, kompetentnie pomogą).
Vacatio legis może być także skrócone, art. 4 ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych wspomina:
W uzasadnionych przypadkach akty normatywne, z zastrzeżeniem ust. 3, mogą wchodzić w życie w terminie krótszym niż czternaście dni, a jeżeli ważny interes państwa wymaga natychmiastowego wejścia w życie aktu normatywnego i zasady demokratycznego państwa prawnego nie stoją temu na przeszkodzie, dniem wejścia w życie może być dzień ogłoszenia tego aktu w dzienniku urzędowym.
Zmiany w prawie jako forma patologii władzy, każdej władzy
Dokonywanie zmian w prawie pod kątem własnych korzyści politycznych, a nie interesu narodu jest patologią władzy, która towarzyszy nam od wielu lat. Czasem przyjmuje to niezwykle wyraźnie widoczne formy. Pamiętacie opisywaną przez nas historię z artykułu „Kto wygrywa wybory, kto tworzy rząd i czy ordynacja może wypaczyć wyniki„? Jedna z partii naprędce zmieniała ordynację, przewidując powyborczą utratę wpływów.
Przez krótki czas w Polsce eksperymentowano z konkurencyjną metodą Sainte-Laguë, kiedy to AWS starał się osłabić wynik koalicji SLD-UP w wyborach parlamentarnych 2001. Skutecznie, lewica uzyskała wówczas 216 mandatów, choć przy metodzie D’Hondta zdobyłaby ich aż 240.
Pięcioletnie vacatio legis w sprawach ustrojowych
Dlatego bardzo podoba mi się pomysł dotyczący wydłużenia vacatio legis do 5 lat, jeżeli zmiany dotyczą spraw o charakterze ustrojowym. Oczywiście jestem ciekawa co na ten temat powiedzieliby nasi wybitni konstytucjonaliści, a także w jaki sposób ustawodawca uporałby się z taką regulacją precyzując kiedy zmiana ma charakter ustrojowy. Uważam jednak, że wyszłoby to nam na zdrowie jako Państwu. A oto moje argumenty.
- Ustrój państwa jest zagadnieniem stabilnym. To nie jest prawo, które należy dynamicznie regulować w związku ze zmianami społecznymi, ekonomicznymi czy rozwojem technologii. Nawet jeśli jest to ustrój krytykowany (np. przez Pawła Kukiza) to w kontekście jego specyfiki i charakterystycznej „długowieczności” odczekanie przez 5 lat generalnie… nie czyni większej różnicy, nie może spowodować istotnych strat dla społeczeństwa.
- Pięcioletnie vacatio legis poprawiłoby jakość tworzonego prawa. Politycy doskonale wiedzą, że 5 lat to dla ustroju chwila, ale dla sceny politycznej cała epoka. Licząc się z tym, że tworzy się prawo dla swoich – prawdopodobnie – oponentów politycznych, ustawodawca przywiązywałby szczególną wagę do jego demokratycznego charakteru. Takie prawo byłoby zapewne uczciwie skoncentrowane na równowadze i dynamice systemu, a nie
- Argument za pół punktu, ale niewątpliwie przemawiający – pięcioletnie vacatio legis dałoby organom Państwa czas na przygotowanie się na nowe prawo, szczególnie jeśli miałoby ono obejmować organizację określonych struktur.
- Drugie pół punktu – tak długi czas oczekiwania na zmianę w prawie sprawiłby, że zmiany byłyby cały czas obecne w debacie publicznej, a – jak powszechnie wiadomo – Polacy generalnie słabo orientują się w problematyce ustrojowej. Pojawia się tutaj więc walor umiarkowanej edukacji w sprawach elementarnych dla obywatela.
- Wreszcie, wydłużone vacatio legis w sprawach ustrojowych stałoby się kolejnym narzędziem demokratycznej kontroli w rękach narodu. 5 lat to więcej niż kadencja Prezydenta (zakładając, że ustawa została uchwalona po objęciu urzędu przez danego Prezydenta), jak również więcej niż kadencja Parlamentu. Naród mógłby wysłuchiwać otwartej i żywej debaty na temat nadchodzących zmian ustrojowych w trakcie kampanii wyborczych (zamiast kolejny raz karmić się koalicyjnymi ploteczkami) i również pod kątem tych niezwykle istotnych kwestii decydować czy zaufać dokonanym uprzednio zmianom czy też samemu dokonać jedynej dopuszczalnej w demokracji zmiany – niedzielnej, wyborczej. Pozwoliłoby to także uniknąć sytuacji, w których partia polityczna rażąco sprzeniewierza się swoim obietnicom wyborczym – przynajmniej w zakresie ustroju.
Jakkolwiek oczywiście nie robię sobie nadziei, by którekolwiek ugrupowanie polityczne (może poza Kukiz ’15) przystało na tego typu propozycję, ograniczającą realne wpływy rządzącej partii, uważam że warto się pochylić nad samym problemem i rozważać jako jedno z potencjalnych rozwiązań jednej z częstszych form patologii władzy. Każdej władzy, tekst powstał oczywiście na fali ostatnich kontrowersji wokół Trybunału Konstytucyjnego, ale jest adresowany także do polityków Platformy Obywatelskiej, SLD, PSL czy AWS, którzy mieli okazję sprawować władzę w przeszłości.
Mamy jednak nadzieję, że przeczytają go przede wszystkim ci politycy, którzy władzę będą sprawowali w przyszłości.