Być może doświadczenia ZUS w kontrolowaniu wypłacanych zasiłków macierzyńskich są zdecydowanie na korzyść ubezpieczyciela. Nie można jednak zapominać o tym, że nagły wzrost wynagrodzenia kobiety przed urodzeniem dziecka może być całkowicie uzasadniony. Zasiłek macierzyński kontrola ZUS.
Kontrola ZUS dotycząca kobiet otrzymujących zasiłek macierzyński nikogo już nie dziwi. Tak samo, jak ciągłe kwestionowanie umów będących podstawą do wypłaty zasiłku. Przyczyna jest prosta i niestety niezbyt dobrze świadczy o świadczeniobiorcach – zazwyczaj chodzi o najzwyklejsze w świecie kombinowanie. Teoretycznie żadnym problemem jest dogadanie się z pracodawcą na kilka miesięcy lub nawet tygodni przed odejściem na zasiłek i zwiększenie wynagrodzenia, żeby otrzymywać zasiłek macierzyński w jak największej wysokości.
Wtedy do akcji wkraczają kontrolerzy ZUS, którzy mają nawet prawo do zakwestionowania umowy, która jest podstawą ustalenia wysokości zasiłku. To działanie oczywiście kontrowersyjne, ale jak najbardziej pożądane. W końcu to nie działania ZUS są nieuczciwe, a zainteresowanych świadczeniobiorców, którzy po prostu wyłudzają świadczenia. Niestety czasem i ZUS może się zapędzić w swoich kontrolerskich zapędach, zapominając, że kobiety też mogą zarabiać bardzo duże pieniądze, a potem zajść w ciążę i przez jakiś czas pobierać zasiłek w dużej wysokości. Tak wynika z niedawnego orzeczenia Sądu Najwyższego.
Kobieta była mniejszościowym właścicielem firmy, która zajmuje się importem i dystrybucją zabawek dziecięcych. Pełniła funkcję prezesa z pensją około 7 tysięcy złotych miesięcznie. W 2013 roku zagraniczny większościowych właściciel spółki stwierdził, że najwyższy czas na zwiększenie inwestycji, co miało się przełożyć na większe zyski. Zaproponowano zatrudnienie nowego prezesa, powołanie nowego stanowiska dyrektora generalnego oraz ekspansję na nowe rynki. Ogólnie rzecz biorąc – postawiono na rozwój. Zadanie znalezienie nowego dyrektora powierzono dotychczasowej pani prezes.
Zasiłek macierzyński kontrola ZUS
Niestety rekrutacja nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, ponieważ żaden z kandydatów nie był zadowalający. Być może nie wiedzieli, jak napisać CV, a być może jako millenialsi mieli mylne pojęcie o rynku pracy. Ostatecznie jednak postanowiono, że nowym dyrektorem generalnym zostanie dotychczasowa pani prezes. To oznaczało nie tylko zwiększenie zakresu obowiązków, ale także znaczący wzrost wynagrodzenia – aż do 50 tysięcy złotych miesięcznie. Podpisując umowę kobieta była już w 4 miesiącu ciąży. Nie da się ukryć, że te okoliczności zdają się same wysyłać sygnał do ZUS zapraszając kontrolerów. Niezwykle lukratywna umowa podpisana na kilka miesięcy przed przejściem na zwolnienie lekarskie, sama umowa podpisana już w ciąży – to wszystko wydaje się podejrzane.
Na nieszczęście ZUS okazało się, że kobieta niemal do samego porodu intensywnie pracowała podróżując po całym świecie. To miało bezpośrednie przełożenie na wyniki finansowe spółki, które miały wzrosnąć aż dziesięciokrotnie w kolejnych latach. W końcu kobieta przeszła na zasiłek macierzyński, a przez ten czas ZUS wypłacił jej z tego tytułu kwotę ponad 300 tysięcy złotych. Następnie, jak to ZUS, uznał, że taka wysokość świadczenia była zdecydowanie zbyt wysoka i zażądał zwrotu pieniędzy. Uzasadnienie było bardzo proste – ZUS uznał, że nowa umowa zawarta już w ciąży, która tak znacząco podniosła wynagrodzenie, była umową zawartą dla pozoru i w celu wyłącznie wyłudzenia tak wysokiego świadczenia.
W wyniku kolejnych odwołań sprawa trafiła przed oblicze Sądu Najwyższego, a wyrok dość mocno daje po uszach ubezpieczycielowi. Przede wszystkim zakwestionowano sposób działania ZUS, który polegał na początkowym wypłacaniu tak wysokiego świadczenia, a następnie domagania się jego zwrotu.
Sąd Najwyższy uświadomił ZUS
Taki stan rzeczy oznacza, że jeżeli występują okoliczności świadczące o niepodleganiu spornemu tytułowi ubezpieczeń społecznych, to organ rentowy powinien wydawać negatywne decyzje z „zerową” podstawą wymiaru składek i odmawiać wypłaty świadczeń ze spornych ubezpieczeń społecznych, a nie wypłacać świadczenia i dopiero wskutek oczywiście spóźnionych refleksji co do zasadności zrealizowanych kontrowersyjnie wysokich świadczeń kontestować legalność podlegania określonemu tytułowi ubezpieczeń społecznych.
Sąd Najwyższy nie podzielił również argumentu, że umowa była zawarta fikcyjnie, ponieważ w toku sprawy wykazano, że ostatnie, co można powiedzieć o pani dyrektor to to, że mało pracowała po zawarciu umowy. Ostatecznie jednak sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia przez sąd niższej instancji, ponieważ Sąd Najwyższy nie zgodził się na kwestionowanie samej umowy o pracę zawartej przez kobietę, co zostało uznane za zbyt rygorystyczne. Zdaniem Sądu jedynym wyjściem w tej sytuacji mogłoby być obniżenie podstawy wymiaru składek z 50 tysięcy złotych miesięcznie do 7 tysięcy złotych, które to kobieta zarabiała przed swoim awansem.
Liczę jednak na to, że tak się nie stanie. W końcu w sprawie bardzo wyraźnie wskazano, że kobieta na swoje wynagrodzenie najzwyczajniej w świecie zasłużyła i nie była to umowa zawierana dla pozoru.