Prezydenci Warszawy, Wrocławia i Torunia organizują w szkołach zajęcia z przeciwdziałania mowie nienawiści. Natychmiast reaguje antyaborcyjna aktywistka Kaja Godek oraz instytut Ordo Iuris, zachęcając rodziców do zwalniania z nich dzieci. W trakcie dyskusji padł argument, jakoby samo pojęcie „mowa nienawiści” było niejasne i niezdefiniowane. Czy aby na pewno?
Niestety, żadna tragedia nie jest w stanie zatrzymać chociaż na chwilę ideologicznej wojenki polsko-polskiej
Wydawać by się mogło, że po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, nasza scena okołopolityczna będzie miała wystarczająco dużo wyczucia. Oczywiście, bardzo szybko okazało się, że tak jak po śmierci papieża Jana Pawła II, czy katastrofie smoleńskiej, wszystko zostaje po staremu. Prezydenci Warszawy, Wrocławia i Torunia postanowili zorganizować w szkołach w swoich miastach zajęcia poświęcone przeciwdziałaniu mowie nienawiści. Nawet, jeśli nie miała ona bezpośredniego związku z tym konkretnym morderstwem, to edukacja młodzieży wydaje się być czymś jednoznacznie pozytywnym.
…Chyba, że jest się Kają Godek, lub instytutem Ordo Iuris. Prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, na swoim koncie na Facebooku udostępnił infografiki, których motywem przewodnim jest mowa nienawiści i sposoby walki z nią dostępne młodzieży. Instytut na rzecz kultury prawnej Ordo Iuris zarzucił zaprezentowanym materiałom kilka rzeczy. Na przykład, wśród przedstawionych przykładowych grup dominować mają feministki, czy homoseksualiści. Brakuje z kolei osób wielodzietnych, czy ubogich. Wynikać z tego ma ich skrzywienie ideologiczne, siłą rzeczy mocno w „lewą stronę”. Przede wszystkim jednak, postawiono tezę, że samo pojęcie „mowa nienawiści” ma charakter niejasny i nieprecyzyjny i opiera się bardziej na subiektywnych odczuciach osób obrażonych, niż na obiektywnych przesłankach.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej zapewnia każdemu ochronę przed skutkami skutkami nienawiści
Czy aby na pewno? Zacząć należy z pewnością od odwołania się do słownikowej definicji „nienawiści”. Zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego, nienawiść to określenie na „wrogość, wielką niechęć do czegoś lub kogoś”. „Mowa” z kolei odnosi się, siłą rzeczy, do mówienia. W szerszym ujęciu także do wyrażania swoich poglądów publicznie, chociażby za pośrednictwem mediów, na piśmie. Pośród przepisów obowiązującej konstytucji, można wskazać dwa właściwie przeciwstawne dobra chronione. Z jednej strony, art. 54 ustawy zasadniczej przesądza o tym, że każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Zabroniona jest również cenzura prewencyjna.
Konstytucyjna ochrona wolności słowa nie jest jednak nieograniczona. I tak na przykład art. 30 Konstytucji nakazuje władzom publicznym ochronę przyrodzonej i niezbywalnej godności istoty ludzkiej. Na szczególną uwagę zasługuje także art. 32 ust. 2 ustawy zasadniczej. Zgodnie z tym przepisem, nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Warto także zauważyć, że art. 47 zapewnia każdemu prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Właściwie, przepisy Konstytucji stanowią podstawę do bardzo szerokiej ochrony przed wszelkimi przejawami nienawiści – nie tylko w życiu publicznym.
Przepisy prawa wielokrotnie operują pojęciem „nienawiści”, najczęściej w przepisach karnych bądź rozmaitych zakazach
Państwo ma konstytucyjny obowiązek przeciwdziałania dyskryminacji oraz innych skutków nienawiści. W większości przypadków, te dotyczyć będą jednak bardzo konkretnych czynów. Jak jest z samą mową? Nawoływanie do niej jest przestępstwem, zagrożonym karą nawet do dwóch lat pozbawienia wolności. Przesądza o tym art. 256 kodeksu karnego. Same czyny popełnione z nienawiści – znieważanie, bądź naruszanie czyjejś nietykalności cielesnej – również, na podstawie art. 257, zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 3. Szkopuł w tym, że obydwa przepisy dotyczą jedynie nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość.
Pojęciem „nawoływania do nienawiści” operuje również ustawa o radiofonii i telewizji. Jej art. 18 zabrania wyraźnie audycjom i przekazom medialnym, między innymi, zawierać treści nawołujących do nienawiści lub dyskryminujących ze względu na rasę, niepełnosprawność, płeć, wyznanie lub narodowość. Warto w tym momencie wspomnieć o przepisach, które potencjalnie chronią przed skutkami czyjejś nienawiści, choć bezpośrednio o niej nie wspominają. Przykładem może tu być chociażby art. 212 kodeksu karnego. Próba poniżenia innej osoby, bądź grupy osób, również podlega karze – grzywny albo ograniczenia wolności.
Mowa nienawiści nie posiada definicji legalnej, to prawda. Tak samo samo, występujące przecież w przepisach prawa, pojęcie „nienawiści” jako takiej. Nie potrzebuje jej jednak tak naprawdę. Ustawodawca nie uznał za stosowne stworzenia takiej definicji, ponieważ ta słownikowa wydaje się być wystarczająca. Co więcej, jasnym jest, że konstytucyjna wolność słowa nie oznacza prawa do plecenia co komu ślina na język przyniesie bez konsekwencji.
Mowa nienawiści jest zjawiskiem jednoznacznie złym, niezależnie od tego, której strony sporu politycznego dotyka
Trzeba przyznać, że teoretycznie Ordo Iuris nawet ma w jednym rację. O ile niewątpliwie przepisy wprost mówią o nienawiści oraz werbalnych jej przejawach, o tyle nie przywołują już wyraźnie pewnych konkretnych grup szczególnie zagrożonych. Zgodzić się również muszę ze stwierdzeniem, że pojęcie to bywa czasem naginane do bieżących potrzeb politycznych czy ideologicznych. Warto zauważyć, że robią to wszystkie strony politycznego sporu, w miarę swoich doraźnych potrzeb. To z kolei w przepisach prawa odzwierciedlenia nie ma. Co jednak byłoby, gdyby prawo w kwestii nienawiści milczało zupełnie, stawiając na nieskrępowaną niczym wolność słowa? Nie znaczyłoby to bynajmniej, że mowa nienawiści za dotknięciem czarodziejskiej różdżki by zniknęła. Co więcej, nadal byłaby zjawiskiem, które należałoby rugować z życia publicznego.
Tak samo, jak powinniśmy rugować z niego chociażby wszelkiej maści prostactwo, czy przejawy dehumanizacji drugiego człowieka. Niezależnie, czy chodzi o dręczenie w szkole kolegi-geja, czy o medialną i polityczną nagonkę zorganizowaną swego czasu przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. A to z kolei oznacza, że inicjatywy zmierzające do edukowania społeczeństwa o tym, że mowa nienawiści jest czymś złym – a empatia wobec drugiej osoby czymś dobrym – są nie tylko potrzebne, ale i słuszne. Z całą pewnością od takich pogadanek w szkołach budowana z trudem od dwóch tysięcy lat cywilizacja chrześcijańska się nie zawali.