Wzięcie kredytu w obcej walucie, zwłaszcza we frankach szwajcarskich, miało być znakomitym rozwiązaniem. Kredyty te okazały się kulą u nogi, a dla niektórych – u szyi. Naprawienie skutków obecności toksycznych kredytów na rynku jest niemożliwe. Nie, kiedy przeciwko frankowiczom występują nawet ambasadorzy innych państw.
Przeciwko pomocy polskim frankowiczom występują przedstawiciele innych państw
Sejmowa komisja finansów opowiedziała się za dalszym procedowaniem prezydenckiego projektu ustawy frankowej. Nie obyło się bez zgrzytów. Opozycja, choć ostatecznie wstrzymała się od głosu, zwróciła uwagę, że przedstawiciele czterech państw kwestionują niektóre przepisy zawarte w projekcie. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, ambasady Niemiec, Austrii, Hiszpanii i Portugalii mają oczekiwać zmian tych przepisów, które miałyby być niekorzystne dla banków.
Warto zauważyć, że wszystkie wymienione państwa niejako reprezentują w ten sposób interesy konkretnych banków. Portugalczycy są właścicielami Banku Millenium, Niemcy mBanku, Hiszpanie Santandera a Austriacy Raiffeisena. Z tego powodu nie powinno nikogo dziwić, że dyplomaci opowiadają się przeciwko Frankowiczom. Należy również docenić wspieranie rodzimego biznesu przez kraje zachodniej Europy.
Rządzący chcą ulżyć frankowiczom – ciekawe, dlaczego akurat właśnie teraz?
Zakwestionowane zostały przede wszystkim dwie kwestie. W pierwszej kolejności należałoby wspomnieć o planowanej przez ustawę frankową liberalizacji zasad pomocy w spłacaniu kredytów walutowych dla osób, które mają z tym problemy. W projekcie znalazł się na przykład przepis przewidujący, że jeżeli kredytobiorca spłaci 100 rat bez opóźnień, pozostała część rat zwrotu wsparcia lub pożyczki na spłatę zadłużenia zostanie umorzona.
Najważniejszym założeniem ustawy jest jednak Fundusz Konwersji. Pieniądze w funduszu mają pochodzić, jakże by inaczej, od banków. Im większy portfel walutowy danego banku, tym wyższa składka. Mówimy o niebagatelnych kwotach, bo nawet o 2,5 miliarda złotych rocznie ściągniętych z całego sektora bankowego.
Sposób działania Funduszu Konwersji stanowi przedmiot największych kontrowersji
Z obowiązku dofinansowywania Funduszu Konwersji wyłączone byłyby jedynie te banki, które znajdują się w postępowaniu naprawczym. Celem jego istnienia byłoby finansowanie przewalutowań kredytów hipotecznych. Co najbardziej kontrowersyjne: z niewykorzystanych funduszy wpłaconych przez jeden bank będą mogły skorzystać inne.
Jak się łatwo domyślić, perspektywa powołania do życia Funduszu Konwersji jest solą w oku banków. To bardzo łatwo zrozumieć: z jednej strony obowiązkowe składki oznaczają namacalną stratę dla tych instytucji. Z drugiej: pomoc frankowiczom niespecjalnie leży w interesie banków. Trzeba jednak przyznać, że bankierzy – a wraz z nimi zachodni dyplomacji – mają konkretne argumenty.
Taka regulacja może, ich zdaniem, naruszać prawo Unii Europejskiej. W szczególności chodzi o zasady proporcjonalności i swobodnego zawierania umów, oraz elementarną zasadę niedziałania prawa wstecz. Do tego przepisy o Funduszu Konwersji mogą stanowić naruszenie ustawy o ochronie inwestycji. Dyplomaci mają ostrzegać ustawodawców, że banki narażone na wielomiliardowe koszty mogą wejść na drogę sądową przeciwko Polsce.
Polacy od samego początku stoją murem przeciwko frankowiczom
Co na to potencjalni beneficjenci? Opuścili posiedzenie komisji. Przedstawiciele środowisk pokrzywdzonych przez kredyty walutowe są zdania, że także posłowie działają w istocie jeśli nie przeciwko frankowiczom, to jedynie dla zbicia kapitału politycznego przed wyborami. Zwracają chociażby uwagę na to, że odmówiono im prawa do zabrania głosu – w przeciwieństwie do przedstawicieli banków. Nie da się ukryć, że prezydencki projekt ustawy frankowej w sejmowej „zamrażarce” przeleżał od sierpnia 2017 r.
Nasze państwo od dawna nie radzi sobie z problemem, jaki spowodowały kredyty walutowe. Jego ignorowanie rządzącym ułatwia fakt, że przeciwko frankowiczom opowiada się większość społeczeństwa. To dlatego, że w powszechnym mniemaniu na kredyty we frankach czy euro połaszczyły się osoby już majętne, które chciały dodatkowo zyskać. Jakkolwiek małostkowo by to nie brzmiało, w praktyce trudno o gorszą zbrodnię. Teraz pomoc dla tych osób miałaby stanowić jakąś niesprawiedliwość względem reszty. Niezależnie od motywacji, „nie” dla pomocy frankowiczom brzmi wystarczająco głośno, by zauważyli to politycy. To zaś bardzo szkodzi nie tylko trzeźwej ocenie problemu, z uwzględnieniem roli jaką w jego wywołaniu odegrały same banki, ale także znalezieniu jakiegokolwiek rozwiązania.