Wymiana pieców najwyraźniej się nie udała. Prawie nikt z tych, którzy złożyli wniosek o dofinansowanie, nie podpisał umowy. Procedura jest bardzo skomplikowana i nieprzyjazna dla starszych ludzi.
Najpierw był rejestr pieców, żeby sprawdzić, ile ich w ogóle jest. Potem rząd postanowił nam pomóc.
Premier Mateusz Morawiecki obiecał wymianę kopcących pieców. Przeznaczono na to fundusz nie lada, bo aż 103 miliardów złotych. Nie dziwota: wymienić trzeba przecież aż trzy i pół miliona przestarzałych kotłów na węgiel, które generują smog. Rzecz w tym, że wymiana pieców prawie w ogóle nie ruszyła z miejsca, bo proces ten okazał się bardzo trudny dla wnioskodawców, a do tego, jak się okazuje, ci, którzy złożyli wniosek o wymianę, umowy nie podpisali. Czyżby pieniędzy jednak nie było, czy rząd robi wszystko, żeby przypadkiem nikt nie chciał wymienić pieca?
Umowę ostatecznie podpisano z 147 osobami. O sprawie donosi Gazeta Wyborcza.
Wymiana pieców
Sprawdzam przykładowy wniosek, który trzeba złożyć w jednej z pobliskich mi gmin. Wydaje mi się dość prosty, ot, trzeba podać swoje dane, wycenić ile będzie wynosiła wymiana pieca, na co zmieniamy i tym podobne. Ale jest parę haczyków, na które bez wątpienia nadzieją się osoby starsze czy takie, które zazwyczaj nie mają do czynienia z podobnymi dokumentami.
To jest jednak oddolna inicjatywa samej gminy i niewiele wspólnego ma z programem „Czyste Powietrze”. W niniejszym wniosku chodzi o to, żeby samemu wymienić sobie piec, a później poczekać na dofinansowanie. Z tego, co mówili znajomi, którzy podjęli się takiej wymiany, składali wniosek jesienią, pieniędzy jeszcze nie dostali.
Prawdę mówiąc, nie dostali jej również ci, którzy złożyli wnioski w rządowym programie. A jest ich prawie cztery tysiące na samym Śląsku, który ma opinię węglowego piekła, dymiącego na resztę Polski. 2,3 tysiąca umów nie zostało również podpisanych w Małopolsce (a „smog w Krakowie” jest już swego rodzaju memem), nie ma ich również na Dolnym Śląsku (1,3 tysięcy wniosków).
Prawdę mówiąc, jeśli tak ma wyglądać walka o czyste powietrze, to może lepiej by było, żeby państwo nie brało się za nią w ogóle. Prawdę mówiąc, wystarczyłoby po prostu zwrócić oczy na elektrownie jądrowe i w takową zainwestować. Z tego co mówią znawcy, z przeciętnej elektrowni jądrowej 1/3 energii idzie na prąd, a reszta jest bezpowrotnie tracona w procesie schładzania reaktora. Tymczasem w elektrownia w Loviis ogrzewa Helsinki i nikt nie panikuje z tego powodu. Może przydałoby się popatrzeć na to, co wymyślili Finowie, zamiast tworzyć kolejne bezsensowne programy? Choćby po to, żeby z czasem zainwestować w mniej opłacalne wiatraki?