Według badań jednego z portali, na którym znajdziemy oferty pracy, rośnie liczba wyszukiwań – jak to określono – „hipsterskich” zawodów. Znienawidzeni przez wszystkich millenialsi szukają pracy w barach kraftowych, knajpach z wegańskim jedzeniem czy w salonach tatuażu. Cóż za dramat! Jak to możliwe, że nie wszyscy chcą pracować w biurze, w markecie czy na produkcji? I czy „hipsterskie zawody” są gorsze od innych?
Hipsterskie zawody, czyli podobno praca w barze czy knajpie
Rynek pracy ulega ciągłym przemianom. Niektóre zawody zanikają, inne pojawiają się, bo pojawia się zapotrzebowanie na nowe usługi lub produkty. To naturalny proces i nikt raczej nie dziwi się, że takie zawody jak np. telegrafistka musiały odejść w niepamięć. Nie powinno też zatem dziwić to, że pod wpływem mody, zmian społecznych i nowych potrzeb pojawiły się takie zawody jak chociażby tatuażysta czy instruktor jogi. Jest popyt, jest podaż – to bardzo prosta zasada.
Portal Indeed.com zrobił jednak mini-badanie, którego celem było zbadanie popularności „hipsterskich” zawodów. Wyniki opracowano na podstawie analizy historii wyszukiwania ofert w latach 2015-2018. Najpierw trzeba było jednak zdefiniować „hipsterskie zawody”. Według autorów badania wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę ofert takie przymiotniki jak „organiczny” czy „wegański” lub takie rzeczowniki jak np. „joga”, by zostać zaliczonym do grupy osób, które są hipsterami i szukają pracy. No cóż, można i tak – jak widać pewne stereotypy wciąż mają się świetnie. Pomijając oczywiście sens całego badania.
Autorom badania wyszło, że w ciągu tych trzech lat zainteresowanie „hipsterskimi” zawodami wzrosło o 57 proc.
Każda praca to po prostu… praca. Dzielenie zawodów na hipsterskie bądź nie jest po prostu infantylne
Czy praca w studio tatuażu, barze z piwami kraftowymi, wegańskiej restauracji czy salonie oferującym zajęcia jogi różni się czymś od pracy w barze z dwoma rodzajami piwa, restauracji z kuchnią polską czy zwykłym salonie fitness? Nie. I z tego właśnie względu niespecjalnie rozumiem określenie „hipsterskie zawody”. Dlaczego stereotypizacja dotyczy także tak mocno rynku pracy? To takie samo myślenie jak to, że osoba pracująca przy budowie dróg na pewno nie ma wykształcenia i mało zarabia. Albo odwrotnie – że każdy prawnik, inżynier czy lekarz zarabiają miliony. Każde takie uogólnianie jest krzywdzące i po prostu… infantylne. Zawsze wychodziłam z założenia, że mało istotne jest, kto jaki zawód wykonuje – ważne jest natomiast, czy ktoś w ogóle chce pracować i rzetelnie wywiązywać się ze swoich obowiązków. A czy to będzie praca przy produkcji ekologicznych, wegańskich mydełek czy też praca na stanowisku doradcy klienta lub w biurze, nie ma już żadnego znaczenia ze społecznego punktu widzenia. Stereotypizacja rynku pracy może mieć natomiast negatywne skutki społeczne i utrwalać istniejące już tendencje do podziału zawodów na „lepsze” i „gorsze”. I to wcale nie ze względu na zarobki, ale skojarzenia związane z rzekomo „typowym” przedstawicielem zawodu.