Zwierzenia urzędnika: oto jak Polacy wyłudzają świadczenia socjalne, czyli mercedesem po zasiłek

Rodzina Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (401)
Zwierzenia urzędnika: oto jak Polacy wyłudzają świadczenia socjalne, czyli mercedesem po zasiłek

System przyznawania dodatków socjalnych jest dziurawy jak sito. Wie o tym każdy urzędnik, któremu kiedykolwiek przyszło rozpatrywać wnioski. Ponieważ obecnie panująca ekipa rządząca jest niezwykle hojna, Polacy dwoją się i troją by uzyskać jak najwięcej świadczeń, nawet wówczas, gdy się im nie należą. Niemożliwe? Wręcz przeciwnie. Oto jak Polacy wyłudzają świadczenia socjalne.

Mercedesem po zasiłek

Rozmawiam z urzędniczką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w nieco ponad 100-tys. mieście. Na co dzień zajmuje się przyznawaniem dodatków mieszkaniowych. Czy Polacy wyłudzają świadczenia? Tak, na potęgę. Nasze spotkanie prowokuje prozaiczne wydarzenie. Na zapleczu budynku MOPR-u, z mercedesa klasy C wysiada dobrze ubrana kobieta. Zdejmuje biżuterię, zmienia obuwie i kurtkę na skromniejsze oraz chowa okulary przeciwsłoneczne. Tak „zubożona” wchodzi do budynku. Spotykam ją w kolejce do pokoju, w którym składa się wnioski o przyznanie dodatku mieszkaniowego. Jak się potem okazuje, wywiad wskazuje, że sytuacja petentki jest znacznie gorsza niż jeszcze pół roku wcześniej. Mąż stracił pracę, samochód został sprzedany, a bieżących dochodów brak. Wniosek złożony. Czy rzeczywiście Polacy wyłudzają zasiłki z taką perfidią? Są na tyle obłudni i bezwstydni? Okazuje się, że tak. Umożliwiają im to luki prawne i bezradność urzędników.

Na biednego nie trafiło

Z wieloletniego doświadczenia mojej rozmówczyni wynika, że o zasiłki ubiegają się często osoby, których sytuacja materialna nie wskazuje na konieczność pobierania świadczeń z MOPR-u. Co ciekawe, u osób ubogich, pozostających w największej potrzebie, wciąż daje się zauważyć poczucie wstydu przy składaniu wniosków. Doskonale znający swoje prawa naciągacze bez zażenowania opowiadają urzędnikom o trudnościach finansowych, nierzadko przecząc samym sobie. Petenci tego pokroju są zmorą urzędów. Urzędnicy, z kolei, nie mają najczęściej narzędzi by podważyć oświadczenia naciągaczy. Zarówno brak tych narzędzi, ludzi jak i czasu na drobiazgową analizę powoduje, że nawet ewidentne wyłudzenie po prostu trudno udowodnić.

Dlaczego Polacy wyłudzają świadczenia socjalne?

Odpowiedź jest prozaiczna: Polacy wyłudzają świadczenia, bo mogą. Dodatki przyznawane są często w oparciu o oświadczenia. Zainteresowani nie boją się natomiast konsekwencji składania fałszywych oświadczeń, ponieważ rzadko kiedy ich uświadczają. Ponadto wiele świadczeń zwyczajnie nie jest drobiazgowo rozliczanych po wypłacie środków. Dzieje się tak np. ze świadczeniami celowymi (na żywność, węgiel itp.) Jeżeli interesant stwierdzi np., że zagubił paragony za żywność lub „nie zbierał, bo nie wiedział, że trzeba”, urzędnik może w zasadzie wpisać to w formie adnotacji. W praktyce bowiem brakuje personelu i czasu na wyciąganie za każdym razem konsekwencji wobec świadczeniobiorców. Dotyczy to zwłaszcza świadczeń przyznawanych celowo, o charakterze jednorazowym.

Jak Polacy wyłudzają świadczenia socjalne?

Na podstawie przykładów opisywanych mi przez moją rozmówczynię można wyodrębnić kilka adekwatnych do zjawiska sytuacji. Jest to jednocześnie swoisty podział interesantów, ze względu na motywację:

1.) Petenci stosujący kruczki prawne w celu uzyskania statusu uprawnionego do zasiłku;

2.) Interesanci zatajający źródła dochodów;

3.) Petenci, którzy „dogadują się” z pracodawcami;

4.) Osoby żyjące praktycznie wyłącznie na koszt państwa, mimo, że mogą pracować.

Interesanci stosujący kruczki prawne

Petenci, którzy starają się o dodatki mieszkaniowe, wykazują często, że nie posiadają samochodu. Jest to zabieg, który ma uwiarygodnić składane wnioski. Posiadanie samochodu wiąże się bowiem z kosztami jego utrzymania i eksploatacji, na które konieczne są środki. Trudno sobie jednak wyobrazić, by rodziny wielodzietne funkcjonowały bez własnego środka transportu. Sposobem na to by mieć ciastko i zjeść ciastko jest popularny zabieg: zakupiony pojazd wystarczy zarejestrować na nieletniego powyżej lat 13.:

Art. 12. k.c.
Nie mają zdolności do czynności prawnych osoby, które nie ukończyły lat trzynastu oraz osoby ubezwłasnowolnione całkowicie.

W świetle przepisów kodeksu cywilnego teoretycznie istnieją przeciwwskazania, by doszło do transakcji:

Art. 14. k.c.
§ 1. Czynność prawna dokonana przez osobę, która nie ma zdolności do czynności prawnych, jest nieważna.
§ 2. Jednakże gdy osoba niezdolna do czynności prawnych zawarła umowę należącą do umów powszechnie zawieranych w drobnych bieżących sprawach życia codziennego, umowa taka staje się ważna z chwilą jej wykonania, chyba że pociąga za sobą rażące pokrzywdzenie osoby niezdolnej do czynności prawnych.

Kupno samochodu nie należy raczej do tzw. spraw drobnych, ale okazuje się, że w większości wydziałów komunikacji urzędnicy nie widzą przeszkód, by pojazd zarejestrować na nieletniego. Wielu z nich posiłkuje się przepisem:

Art. 21. Osoba ograniczona w zdolności do czynności prawnych może bez zgody przedstawiciela ustawowego rozporządzać swoim zarobkiem, chyba że sąd opiekuńczy z ważnych powodów inaczej postanowi.

W świetle prawa nieletni może zatem nabyć samochód i stać się jego właścicielem. Mogło by się wydawać, że jest no absurd, nieletni nie może bowiem zawrzeć polisy OC. Okazuje się, że nie musi. Właścicielem pojazdu może pozostawać nieletni, podczas gdy ubezpieczającym może być ktoś inny. Tym sposobem rodzina posiadająca auto za kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy nie musi wykazywać go w oświadczeniu majątkowym dla wydziału dodatków mieszkaniowych.

Równie popularnym zabiegiem jest zmiana samochodu tuż po otrzymaniu decyzji o przyznaniu dodatku mieszkaniowego. Jest to świadczenie przysługujące na pół roku i wymaga ponownego złożenia dokumentacji po upływie tego czasu. W konsekwencji petent, który w czerwcowym oświadczeniu majątkowym posiadał Daewoo Matiza z 1998 r., po przyznaniu świadczenia kupuje już przyzwoite Audi. Absurdalne, ale działa. Dodam, że gra toczy się o kilkaset złotych miesięcznie.

Ciekawym przypadkiem była też pani, która zameldowała w mieszkaniu swojego chorego ojca dwie córki i ubiegała się w jego imieniu o dodatek mieszkaniowy. Dochód na osobę spełniał kryteria, jednak interesantka nie dostrzegła pewnego braku logiki. Urzędnik zapytał bowiem, jakim cudem chory ojciec sprawuję opiekę nad dwiema dziesięciolatkami i czy matka (interesantka) jest ubezwłasnowolniona. Kobieta zaprzeczyła,  zatem urzędnik uznał, że wobec tego poinformuje sąd i policję, że matka nie sprawuje należytej opieki nad dziećmi. W konsekwencji petentka przyznała, że dzieci mieszkają z nią, ale domeldowała je do ojca, by uzyskał dodatek mieszkaniowy.

Petenci zatajający źródło dochodów

To bodaj najłatwiejszy sposób na uzyskanie pozytywnej decyzji o przyznaniu dodatku mieszkaniowego. Najczęściej zatajanym źródłem dochodów jest nielegalna praca za granicą. Jednym z opisywanych przez moją rozmówczynię przypadków był mężczyzna, który przyszedł do urzędu z żoną i dwójką dzieci. Podczas gdy deklarował on, że jest permanentnie bezrobotny, a rodzinie nie starcza do pierwszego, dzieci chwaliły się wspólnymi wakacjami w znanym, nadmorskim kurorcie, bo tatuś wrócił z Niemiec. Co może zrobić urzędnik? Właściwie niewiele. Głowa rodziny przyznaje, że dzieci fantazjują, zaś urzędnik bazujący właściwie wyłącznie na przedłożonej dokumentacji i oświadczeniach majątkowych odmówić nie może.

Innym przypadkiem była wybitnie kreatywna starsza pani, z lekką niepełnosprawnością. Dorabiała ona na kasie w markecie. Jedną z cech zatrudnienia przez pośrednika na umowę zlecenie był fakt, że nie zawsze podlegały one pod ZUS. W związku z tym starsza pani pracowała po 2-3 miesiące i nie wykazywała z tego tytułu dochodów. Nabyła ona prawo do pobierania zasiłku stałego dla niepełnosprawnych oraz zasiłku dla bezrobotnych. Interesantka nie połączyła jednak faktów, że zasiłek dla bezrobotnych przysługuje po przepracowaniu danego okresu. Przy składaniu wniosku o dodatek mieszkaniowy oświadczyła, że nie podejmowała zatrudnienia w ciągu ostatniego roku. Kobieta uzyskała prawo do dodatku mieszkaniowego, ale po kilku miesiącach została wezwana do urzędu w celu złożenia wyjaśnień dot. zasiłku dla bezrobotnych.

Interesantka tłumaczyła, że dużo pieniędzy wydaje na leki i oczekiwała gratulacji – „państwo powinno jej dziękować, że jest taka zaradna”. Wyłudzony dodatek mieszkaniowy miał zostać zwrócony w dwukrotnej wysokości z odsetkami. W tym przypadku do zwrotu było ponad 7 tys. zł. tylko w MOPR. Zwrotowi podlegał także pobrany zasiłek stały, bowiem kobieta podejmowała zatrudnienie, wbrew temu co oświadczyła. Urzędnicy złożyli doniesienie do prokuratury, ale zaradna starsza pani wkrótce opuściła kraj, unikając odpowiedzialności.

O dodatki starają się także osoby, które zatajają stypendia dzieci na studiach. Zwykle próbują tłumaczyć, że stypendium to przecież nie dochód, mimo, że przy składaniu wniosków urzędnicy wyraźnie pytają m.in. o tego rodzaju finansowanie. Trudno sobie wyobrazić, by urzędnicy mieli składać zapytania do wszystkich uczelni czy dana osoba uzyskuje stypendium.

Dochodzi nawet do takich absurdów, że interesanci zatajają fakt, iż pobrali becikowe, mimo, że przychodzą z noworodkami, a becikowe nie wlicza się w dochód. Wszystko w obawie, że wpłynie to negatywnie na wniosek o dodatek mieszkaniowy. Kłamstwo jest tu na porządku dziennym.

Petenci, którzy „dogadują się” z pracodawcami

Polacy wyłudzają zasiłki także dzięki pracodawcom. Ostatnim przypadkiem mojej rozmówczyni był wysoki i tęgi mężczyzna, zatrudniony w ogrodnictwie na 1/8 etatu. Urzędnik nie krył zdziwienia, bowiem lepiej płatnych ofert pracy, choćby w budowlance, nie brakowało. Tymczasem interesant podtrzymywał, że nikt go nie chce zatrudnić. Codziennie więc jeździ rowerem na godzinę do pracy i otrzymuje za to 125 zł miesięcznie. Na pytania jak sobie zatem radzi z utrzymaniem i z czego kupuje żywność odpowiada, że dostaje od gospodarza warzywa, a reszta „jakoś leci”. Mimo, że jest to ewidentnie przypadek zatrudnienia na części etatu w celu wyłudzenia świadczenia, tu znów urząd bazuje na danych i oświadczeniach.

Petenci żyjący całkowicie na koszt państwa

Niektórym, pamiętającym doskonale czasy komuny w Polsce, marzy się jej powrót. Powiada się, że wówczas każdy musiał pracować i każdy miał mieszkanie. Zasiłki w Polsce długo uchodziły za głodowe, a praca była obowiązkiem i opłacała się bardziej niż bezrobocie. Dziś sytuacja uległa wyraźnej transformacji. Z zasiłków można już całkiem nieźle żyć, dlatego Polacy wyłudzają świadczenia na potęgę. Wiedzą o tym zainteresowani, którzy śledzą na bieżąco zmiany w przepisach i nowe możliwości uzyskania pieniędzy od państwa. Szczególnie duże wsparcie udzielane jest rodzinom wielodzietnym. Tu dochód na osobę rozkłada się bowiem na kilka osób i nawet przy przyzwoitych zarobkach można uzyskać wiele świadczeń.

Socjal lepszy niż praca

Nierzadko pracujący urzędnicy otrzymują niższe wynagrodzenie niż osoby utrzymujące się wyłącznie z pomocy socjalnej. Praca w MOPS czy MOPR do najlepiej opłacanych nie należy. U każdego pracującego obywatela podobne odkrycie rodzi frustrację. Polacy wyłudzają świadczenia, ale prawda jest taka, że żyć z socjalu trzeba umieć. Wielu świadczeniobiorców woli kombinować, by uzyskać dodatek mieszkaniowy niż prosić o pomoc pracownika socjalnego. Do tego ostatniego trzeba bowiem składać prośbę co miesiąc, a nierzadko interesanci podtrzymują, że to urąga ich godności. O dodatek mieszkaniowy wystarczy postarać się raz na pół roku. Zaparkowanie samochodu za urzędem i przebranie się w skromną odzież to tylko jeden z wielu zabiegów, do których zdolni są wyłudzacze.

Zaprzyjaźnieni z moją rozmówczynią taksówkarze opowiadają, że po otrzymaniu świadczenia niektórzy każdą się wieźć taksówką prosto do galerii lub – w skrajnych przypadkach – nawet to domu publicznego. Wydawać by się mogło, że to mocno podkolorowany obraz rzeczywistości, jednak rzeczywistość urzędników zna znacznie ciekawsze przypadki.

Ustawa sobie, rzeczywistość sobie

Co ciekawe, ustawa zakazuje przyznawać świadczenia w przypadkach, w których istnieją duże dysproporcje wydatków w stosunku do zarobków. Mimo tego Polacy wyłudzają pieniądze bardzo skutecznie. Petenci często nie zdają sobie sprawy, że posiadanie auta, kablówki i wielu innych dóbr, których utrzymanie warunkuje comiesięczne opłaty, w pewnym sensie demaskuje ich oświadczenia majątkowe. Tłumaczą wówczas, że pożyczają na opłaty.

Teoretycznie pracownik socjalny może skontrolować lokal interesanta, jednak aby wysłać go na wywiad musi zaistnieć konkretny powód. Przede wszystkim pracownik socjalny nie może wejść do rodziny, która nie korzysta jeszcze z pomocy socjalnej. Oznacza to, że pracownicy MOPR muszą uwierzyć w wiarygodność składanych przez petentów oświadczeń. Rzeczywiście przy składaniu kolejnego wniosku urzędnik może skierować na wywiad pracownika socjalnego, jednak na takich wywiadach trudno o rewelacje. Ani duży telewizor, ani konsola do gry nie należą już do luksusów. Petenci na czas kontroli potrafią np. wyłączyć kablówkę i stwierdzić, że kiedyś było ich na nią stać, dlatego za oknem wisi „talerz”. Rodzina zapytana o środki na świeżo wykonany remont odparła, że „pochodziły one od bliskich, którzy nie mogli patrzeć w jakich mieszkają warunkach”.

Problemy kadrowe w urzędach

Mam wrażenie, że przepisy warunkujące w Polsce przyznawanie dodatków pieniężnych na rozmaite cele są często pozbawione kontekstu rzeczywistości. Można bowiem stworzyć nawet najlepsze obwarowania prawne i przepisy drobiazgowo zawężające grono świadczeniobiorców, ale pieniądze i tak w dużej mierze zostaną zmarnotrawione. Polacy wyłudzają świadczenia, ponieważ brak siły roboczej do prawidłowego egzekwowania przepisów. Urzędy są przeładowane wnioskami i obligowane do zachowania terminów. MOPSy dotykają duże problemy kadrowe. Najczęściej nie ma czasu na pochylanie się nad podejrzanymi wnioskami. Naciągacze czują się jak ryby w wodzie – manipulują faktami, zatajają dochody, udają pokrzywdzonych.

Donosy

Co ciekawe, nawet do MOPR dochodzą donosy od tzw. „życzliwych”. Są to najczęściej sąsiedzi lub rodzina. Donosy zawierają często informacje, które wystarczyłyby do podważenia oświadczeń świadczeniobiorców, jednak niepodpisane nie mają żadnej mocy. Te podpisane bierze się natomiast pod uwagę podczas rozpatrywania wniosków. Bywa, że interesanci są tak zaskoczeni tym, że urzędnik zna prawdę, że nie potrafią utrzymać własnej linii obrony i odstępują od składania kolejnych wniosków.

Bezczelność interesantów nie zna granic

Po zasiłki przyjeżdżają taksówkami i drogimi autami, przebierają się, udają, konfabulują i każą kłamać dzieciom. Bezczelność interesantów jest bezgraniczna. Polacy wyłudzają zasiłki, dofinansowania, jednorazowe wsparcia finansowe i wiele innych świadczeń, które przy odrobinie kombinowania i fantazji są praktycznie na wyciągnięcie ręki. Rząd chętnie rozdaje, a Polak potrafi. Końca tej patologii nie widać.